Anita Włodarczyk przyznała, że w mistrzostwach świata w Pekinie wypełniła plan, ale niedosyt pozostał. Wprawdzie zdobyła złoty medal w rzucie młotem, ale... nie poprawiła rekordu globu. Do 81,08 zabrakło jej zaledwie 23 centymetrów.
- Mam w planach jeszcze dwa starty i chciałabym rekord jeszcze poprawić. Czuję, że teraz jestem w stanie rzucić ponad 82 metry. Może uda się w Berlinie na mityngu ISTAF, a może w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie? – zaznaczyła.
Przyznała, że dekoracja, która nastąpiła pół godziny po zakończeniu konkursu, nie cieszyła ją już tak bardzo.
- To nie było moje pierwsze podium. Wiedziałam już jak to wygląda, z czym się to je. Emocji nie było tak wielkich jak chociażby sześć lat temu w Berlinie, gdzie też zdobyłam złoto mistrzostw świata. To było zdecydowanie bardziej emocjonalne – powiedziała.
Na pytanie, czy jest z siebie zadowolona, odparła: - W 99 procentach. Zabrakło właśnie rekordu globu. Byłam blisko, ale zabrakło w ostatnim obrocie luzu, ale jestem zadowolona, bo dwa rzuty miałam powyżej 80 metrów.
Włodarczyk nie chciała porównywać konkursów sprzed siedmiu lat, kiedy startowała w tzw. Ptasim Gnieździe w igrzyskach olimpijskich.
- To zupełnie nowa historia. Wtedy rzucałam 71 metrów, dziś dziesięć dalej. To całkowicie inna rzeczywistość. Teraz jak wchodziłam na konkurs, to pomyślałam jedynie, że będzie dobrze - dodała.
Rzucała tradycyjnie już – w rękawicy Kamili Skolimowskiej i żółtym młotem Polanika. Prowadziła od pierwszej kolejki, a żadna z przeciwniczek nie była w stanie nawiązać z nią rywalizacji.
- Wolę, gdy ktoś mnie przyciśnie. Wtedy też uzyskuję lepsze wyniki. Dlatego właśnie mam nadzieję, że w przyszłym sezonie ktoś do mnie dołączy. Może Tatiana Łysenko wróci po macierzyńskiej przerwie mocna? To trudno ocenić w tej chwili, ale na pewno nie chciałabym, żeby była taka sytuacja w następnym roku – podkreśliła.
Konkurs w Pekinie był inny niż wszystkie dotychczas. „Po każdej próbie krzyczałam, a przed biłam się po twarzy. To były niekontrolowane odruchy. Chciałam po prostu się mobilizować. Skakałam też? Tego nie pamiętam. Cieszę się, że się rozkręcałam z rzutu na rzut” – przyznała.
Cieszy ją fakt, że to właśnie w jej konkurencji Polska jest najlepsza na świecie. Rzut młotem mężczyzn wygrał bowiem Paweł Fajdek.
- I oby jak najdłużej tak zostało. Kontynuujemy tradycje, które rozpoczęli Szymon Ziółkowski i Kamila Skolimowska – przypomniała.
Na kolejny rok cel jest jeden – złoty medal olimpijski w Rio de Janeiro.
- Dotąd to, co zakładaliśmy z trenerem, zawsze się udawało zrealizować. Życzę tylko sobie, żebym była zdrowa. Co roku idziemy utartym schematem i na razie wszystko się sprawdza. Skoro to wychodzi, to na pewno na kilka miesięcy przed igrzyskami nie będziemy niczego zmieniać – zapowiedziała.
Ma tylko nadzieję, że jak wróci do Warszawy, będzie miała gdzie trenować.
- Sytuacja obiektu na Skrze jest dramatyczna. Jeśli zamkną nam rzutnię i siłownię, nie wiem, co zrobię. To będzie poważny problem – zaznaczyła.
Najbardziej tęskni za... jazdą rowerem. - Gdy ostatnio wracałam do Warszawy i widziałam swój rower, stojący zakurzony na balkonie, to było mi żal. Muszę jednak uważać, nie mogę sobie teraz pozwolić na długie jazdy, by nie zrobić krzywdy, ale po zakończeniu sezonu na pewno na niego wskoczę – przyznała.
Najważniejsze w tej chwili jest, by uniknąć kontuzji. To wcale nie jest łatwe. Przez wadę kręgosłupa, Włodarczyk nie może zbyt wiele dźwigać na treningach. Musi uważać niemal na każdym kroku.
- Przez parę lat układaliśmy z trenerem Krzysztofem Kaliszewskim pewien schemat, by ograniczyć ryzyko kontuzji do minimum. Oby to dalej przynosiły efekty. Niestety, nie mogę dźwigać dużych ciężarów. Możemy teraz gdybać. Bo nie wiadomo, co by było, gdybym była silniejsza. Na pewno ze wszystkich moich rywalek jestem najsłabsza – podkreśliła.
Było to widać zwłaszcza na marcowym zgrupowaniu w Chula Viście, gdzie miała okazję obserwować trening Niemki Kathrin Klaas.
- Jak weszła na siłownię, ja miałam na sztandze 80 kg. Ona wrzuciła 150 kg i wykonywała jeszcze przysiady z ciężarem z przodu. To robi się jeszcze trudniej, niż jak jest on umieszczony na plecach. Ciekawe, co sobie pomyślała, jak zobaczyła, że ja dźwigam prawie połowę mniej – zastanawiała się 30-letnia lekkoatletka.
Włodarczyk do kraju wraca już w piątek. Dotychczas biało-czerwoni wywalczyli sześć medali: złote Włodarczyk i Paweł Fajdek (Agros Zamość) w rzucie młotem, srebrny Adam Kszczot (RKS Łódź) w biegu na 800 m a brązowe: Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok) w rzucie młotem oraz tyczkarze Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) i Piotr Lisek (OSOT Szczecin).
(PAP)
Reklama