Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 02:23
Reklama KD Market
Reklama

Kontraktorski blues

Kontraktorski blues
/a> fot.skeeze/pixabay.com


Polak Polaka oszukuje nagminnie, żerując na naiwności, łatwowierności i braku pozwolenia na pracę. Historii o nieuczciwych pracodawcach jest wiele, prawie każdy z naszych rozmówców twierdzi, że został przez rodaków oszukany. To prawie jak cena, imigracyjne frycowe, które należy zapłacić. Obalamy ten mit.

Najgorzej u swojego

- U Murzyna wolę pracować niż u polskiego kontraktora (slangowe określenie pracownika kontraktowego z branży budowlanej - red.). Polak cię wykorzysta, wyssie z ciebie wszystko, a potem zwolni bez zapłaty. Nie mówię, że każdy taki jest, bo zdarzają się uczciwi ludzie, ale to rzadkość – mówi Rafał, który w branży budowlanej przepracował wiele lat i jak mówi „widział już wszystko”. Do Stanów przyjechał jako „turysta”, w związku z czym nie ma pozwolenia na pracę. Dla polskiego szefa to powód, aby pracownika gnębić. Rafał nie pracuje już w kontraktorce, zmienił zawód, spawa samochody w warsztacie blacharskim. Też u Polaka, ale jest zadowolony. Stałe godziny, podwyżki, regularne wypłaty. I choć wciąż pracuje na czarno, jakość jego życia i poczucie bezpieczeństwa jakiego doświadcza są bezcenne. Nim doszedł do tego punktu, przeszedł przez gehennę polonijnej budowlanki. Pracował za mieszkanie w pralni i jedzenie, a pierwsze 600 dol. zobaczył po 4 miesiącach. Na koniec tygodnia boss przynosił jakieś drobne na jedzenie i „ucho” wódki na pociechę. Najgorzej wspomina kontraktora, u którego pracował razem z kolegą – Władkiem. Rafał przyjął się tam za 14 dol. na godzinę. Szybko okazało się, że umówiona stawka to czysta teoria, a Rafał dostawał najwyżej 9 dol. na godzinę, a i to po długich pertraktacjach i prośbach. - Pracowałem codziennie, a musiałem pożyczać od znajomych na wynajmowany z Władkiem bejzment. Boss zawsze tłumaczył nam, że pieniędzy nie ma, bo zleceniodawca mu nie płaci, bo jego córki są na drogich studiach, bo ma długi. Zawsze był jakiś powód, żeby nie sięgnąć do kieszeni. Zdarzało się, że płacił kartonami papierosów. Pewnego dnia mieli szorować kwasem ceglane ściany budynku fabryki. - Szef przywiózł nas na miejsce i wręczył po szczotce na kiju i wiadra z tym kwasem. Jedyne zabezpieczenie to były zwykłe, najtańsze wełniane rękawice. Wiem, że kupił gumowe, kombinezony, maski i okulary, ale nawet tego nie rozpakował. Pewnie chciał pokazać właścicielowi rachunek, a potem zwrócić ubranie ochronne do sklepu. Tak więc szorujemy te ściany i po 20 minutach czuję, że pieką mnie ręce. Rzuciłem robotę i wsadziłem dłonie do wiadra z wodą. Mówię Władkowi, żeby przestał, ale bał się stracić pracę i szorował dalej. Po powrocie do domu ręce piekły żywym ogniem. Rafał całą noc trzymał je w wodzie z lodem, skończyło się na podrażnieniu skóry. Gorzej było z Władkiem. Wył z bólu, paznokcie zeszły, skóra i mięśnie popękały tak, że widać było kości. W szpitalu ledwie uratowali mu dłonie przed amputacją. Po tym wypadku szef zniknął. Nie odbierał telefonów, nie było go w domu. Po dwóch tygodniach przyszedł do bejzmentu, w którym mieszkali i rzucił im po kartonie papierosów. Na pytanie o zapłatę – dał 50 dolarów i obydwu zwolnił. „Dostałeś tyle, na ile zasłużyłeś” - powiedział. Władek nie dostał ani centa. W zeszycie z zapisywanymi zaległymi sumami Rafał podliczył: 3,5 tys. dolarów.

- Przypadków nieuczciwości

i oszukiwania pracowników jest mniej niż lata temu. To efekt zmian w prawie pracowniczym i coraz powszechniejszej praktyce podpisywania umów. Choć wciąż 70 proc. naszych klientów to Polacy, głównie z branży budowlanej, choć zdarzają się kierowcy ciężarówek i panie z serwisów sprzątających. Oszuści są wszędzie tam, gdzie pracownicy dają się oszukiwać – mówi Katarzyna Dadej, menedżer w firmie Contractors Lien Advisors, zajmującej się odzyskiwaniem długów kontraktorskich.

/a> fot.Ewa Malcher


Pracodawca ma prawny obowiązek podpisania z pracownikiem umowy – z podwykonawcą kontraktu, a z pracownikiem umowy o pracę. Każdy pracodawca z każdym pracownikiem"



Po pomoc przychodzą tu ludzie, którzy za swoją pracę nie otrzymali zapłaty. Zdarza się, że nie mają z czego zapłacić rachunków i za co żyć. Z reguły nie dostają wypłat już od początku, ewentualnie otrzymują tzw. „gumowe czeki” - bez pokrycia. Czasem pracodawca przestaje płacić po kilku miesiącach lub latach pracy lub wypłaca tylko część należności. U Jana, który kila lat temu wrócił do Polski, tej zaległej zapłaty uzbierało się na ponad 20 tys. dolarów. Jego szef Stanley, „generalny kontraktor”, czyli główny zleceniodawca, zatrudniał go przez ponad 10 lat. Praca była dobra, boss wymagał, ale potrafił docenić fachową robotę, z zadowoleniem klepał po plecach i stale obiecywał stabilność i podwyżki. Płacił czasem i zawsze z opóźnieniem, a przede wszystkim mniej niż umówiona stawka. Jan ocenia, że na 10 lat pracy u Stanley'a – rok przepracował za darmo. W domu ciągły stres, brak pieniędzy, spięcia. U Stanley'a na stałe pracowało 5-6 pracowników, wszyscy byli traktowani w ten sposób. A szef miał piękny dom z lwami przy bramie, kilka luksusowych samochodów i jeździł na wakacje na rajskie wyspy. Jan aż do wyjazdu ze Stanów liczył na uczciwość szefa i zwrot zaległych należności. Daremnie, do dziś dręczy go poczucie doznanej krzywdy.

Mechanical lien

to najskuteczniejszy i najmniej inwazyjny instrument odzyskiwania długów pracowniczych. Założenie lienu to po prostu zadłużenie hipoteki nieruchomości na sumę, która nam się należy z tytułu wykonanej pracy. Warto pamiętać, że to narzędzie obciąża hipotekę nieruchomości, a nie majątek nieuczciwego pracodawcy. To właściciel budynku, w którym wykonywano prace, wywiera wpływ na pracodawcę, aby zapłacił pracownikom czy podwykonawcom. Szacuje się, że 50 proc. oszukanych to podwykonawcy, czyli tzw. subkontraktorzy, 30 proc. to generalni kontraktorzy, pozostali to osoby prywatne pracujący według stawek godzinowych, nie posiadający własnych firm. O swoje prawa do wypłaty mogą ubiegać się pracownicy szarej strefy, czyli pracujący na czarno. Takie jest prawo. Jeśli wykonali pracę i podnieśli wartość nieruchomości, ich statut imigracyjny nie ma znaczenia. Założenie lienu nie ma wpływu na potencjalną deportację, czego obawia się wielu pokrzywdzonych nieudokumentowanych imigrantów. Założenie lienu to najmniej inwazyjny sposób odzyskania pieniędzy, nie trzeba brać adwokata, a sprawy rzadko mają finał w sądzie. 70 proc. lienów przynosi skutek w postaci odzyskania długu, więc warto upomnieć się o swoje pieniądze.

Terminy – rzecz święta

Żeby założyć lien trzeba zmieścić się w ramach czasowych. Podwykonawcy i pracownicy mogą to zrobić do 90 dni od zakończenia prac w nieruchomości. Adwokat, firma zajmująca się odzyskiwaniem długów lub sam pokrzywdzony powinni zacząć od napisania i wysłania do pracodawcy dokumentu z żądaniem wypłaty zaległej sumy (ang. demand letter). Jeśli pismo takie nie przyniesie efektu, lien należy założyć w ciągu 30 dni. Trzeba pamiętać, że 120 dni to nie 4 miesiące, spóźnienie choćby o jeden dzień działa na niekorzyść pracownika. Generalni kontraktorzy”mają na rozpoczęcie procesu więcej czasu – 120 dni.

Lieny nie zawsze okazują się skuteczne, z wielu powodów. Jednym z nich jest wykonywanie prac bez wynagrodzenia w wielu budynkach, przez dłuższy czas. W tym przypadku obciążenie wielu hipotek jest procesem tyleż uciążliwym, co kosztownym. Pozostaje zwrócenie się do instytucji, która stoi na straży praw pracowniczych, czyli Stanowego Departamentu Pracy (Illinois Labor Department). Ta rządowa instytucja jest odpowiedzialna za informowanie pracowników o przysługujących im prawach i obowiązkach. Zajmuje się również pomocą osobom poszkodowanym przez pracodawców. Na stronie internetowej departamentu pracy złożyć można pisemną skargę na pracodawcę, również w języku polskim. Pracownicy departamentu przeprowadzą dochodzenie, poprowadzą negocjacje, a w razie potrzeby skierują sprawę na drogę sądową.

/a> fot.Brett_Hondow/pixabay.com


Podpisywanie kontraktów

to najlepszy środek zabezpieczający przed oszustami. Podpisana umowa jest gwarancją otrzymania wynagrodzenia. Trzeba mieć cokolwiek na piśmie, jakiś rodzaj umowy, choćby spisany odręcznie i podpisany świstek papieru. Jeśli ktoś ma czyste intencje i chce zapłacić za pracę, z podpisaniem kontraktu nie będzie miał problemu. Polacy podpisują kontrakty niechętnie, ze strachu przed utratą pracy, boją się również zobowiązań jakie z niego płyną, z terminami i dokładnym wyszczególnieniem prac. Nie wszyscy wiedzą, że kontrakty są wymagane przez stan Illinois na wszystkie prace remontowe. Pracodawca ma prawny obowiązek podpisania z pracownikiem umowy – z podwykonawcą kontraktu, a z pracownikiem umowy o pracę. Każdy pracodawca z każdym pracownikiem. W razie kontroli, brak kontraktów jest równoznaczny z mandatami i karami finansowymi. Obciążony nimi zostanie pracodawca.

Nieuczciwi polonijni pracodawcy

to zmora wielu branż, nieuczciwość nie ogranicza się do budowlanki. Rozmawialiśmy z kierowcami, pracownicami serwisów sprzątających i polonijnych sklepów. Łukasz pracował w wielu polskich delikatesach i w większości na początku pracy pieniędzy nie widział wcale. - Pierwsza wypłata była po 3 tygodniach, właściciel zatrzymywał dwie pierwsze tygodniówki jako depozyt. Tłumaczył, że to dla niego zabezpieczenie przed nagłym zwolnieniem się pracownika, a depozyt odda przy zakończeniu pracy, o ile pracownik nie narazi go na straty. Łukasz pracował w delikatesach dwa lata, wypowiedzenie dał zgodnie z umową, dwa tygodnie przed odejściem – depozytu nigdy nie odzyskał. Pieniędzy na adwokata nie miał, machnął ręką na te 700 dolarów. Znalazł pracę na noce, w serwisie sprzątającym sklepy i budynki komercyjne. Tam, u szefa Arka, przepracował 2,5 roku. Na odchodne nie dostał ostatniej wypłaty. Arek powiedział: „Nie mam pieniędzy”. I przestał odbierać od Łukasza telefony.

Grzegorz Dziedzic

[email protected]

 

4 4

4 4

1 4

1 4


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama