O Wielkanocy jako „wyrwaniu z grobu” własnych wad i przyzwyczajeń, różnicy między religijnością a wiarą oraz tajemnicy Triduum Paschalnego, wielkiej ciszy i niesłychanym wybuchu radości – mówi nam ksiądz Łukasz Kleczka, salwatorianin, kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
Grzegorz Dziedzic: Czy Święta Wielkanocne czeka komercjalizacja? Czy w zalewie kolorowych symboli nie tracimy prawdziwego przesłania Wielkanocy?
Ks. Łukasz Kleczka: – Dotykamy tu dwóch spraw: religijności, ze swoją symboliką i sposobami jej wyrażania, i wiary. Bardzo często wydaje nam się, że religijność i wiara są tożsame, że można postawić między nimi znak równości, podczas gdy są to różne rzeczy. Można być człowiekiem religijnym, chodzącym do kościoła ze święconką, czy na posypanie głowy popiołem, a jednocześnie być człowiekiem niewierzącym, bez osobistego odniesienia do Boga. Wiara to osobista relacja z Bogiem, moja odpowiedź na Jego słowo i na Jego obecność w moim życiu. Mówiąc o popularnych symbolach, mówimy o religijności, która wypływa z tradycji. Wielkanocna symbolika jest w naszej tradycji bardzo bogata. Kurczaczki i zajączki są potrzebne, te elementy niosą jakiś przekaz, są symbolami nowego, rodzącego się życia. Obchodzimy Niedzielę Palmową z piękną tradycją robienia wielkanocnych palm w nawiązaniu do radosnego powitania Jezusa wjeżdżającego do Jerozolimy przed swoją męką. Później jest czas na przygotowania i świąteczne porządki, a w końcu nadchodzi Wielka Sobota, kiedy notujemy w kościołach prawdziwe oblężenie, gdy ludzie przychodzą ze święconką. Jest to nasz polski fenomen, podobnie zresztą jak ogromna popularność Środy Popielcowej, która jest w sumie dość zwykłym dniem.
Ale też początkiem Wielkiego Postu. Okresu poskramiania swoich żądz i duchowego przygotowania do Wielkanocy.
– Tak, posypanie głowy popiołem to gest, za którym ma iść nasze nawrócenie i przypomina o śmiertelności i kruchości ludzkiego życia. Ksiądz sypie ci głowę popiołem, mówi: „Jesteś prochem”, a człowiek wychodzi z kościoła zadowolony, bo zrobił to, co mu nakazuje tradycja. Tymczasem za symbolem zawsze idzie przesłanie, a większość ludzi pozostaje tylko przy symbolu, nie interesuje ich przełożenie symbolu na życie. Czas Wielkiego Postu to czas modlitwy, pokuty, nawrócenia, wyrzeczeń, ćwiczenia siły woli i jałmużny. To czas, gdy należy sobie zadać pytanie, czy stać mnie na zaangażowanie i konsekwencję w podążaniu za przesłaniem symbolu. Jeśli nie, to pozostaje tylko symbol w oderwaniu od wiary. Odarta z głębi religijność. Jeśli potrafimy odmówić sobie, opanować się, dzielić z innymi, wzmocnić naszą łączność z Bogiem, to w efekcie tego człowiek czuje się wolny i mocny.
Dlaczego? Bo przekracza sam siebie?
– Absolutnie tak. Jest takie słowo – transcendentność. Transcendować znaczy też przekraczać samego siebie. Ta zdolność jest niezwykle ważna i możliwa jest dzięki Chrystusowi, który nauczył nas, co znaczy przekraczać siebie. Jeśli jako człowiek mówię, że nie potrafię tego zrobić, z czegoś zrezygnować, czegoś poświęcić, że nie potrafię cierpieć, to Chrystus pokazuje drogę i mówi:, „Jeśli chcesz, chodź za mną”. Jezus, po ludzku rzecz biorąc, przekroczył samego siebie, umierając na krzyżu, a zawsze to podkreślam, że On miał wtedy zaledwie 33 lata, był młodym człowiekiem. Św. Jan Paweł II pisał, że: „Cierpienie zdaje się przynależeć do transcendencji człowieka: jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako „skazany” na to, ażeby przerastał samego siebie — i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany”. Jezus był prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem. Nasza ludzka transcendencja jest możliwa dla każdego, a dzięki Jezusowi Chrystusowi wydaje się być bardziej możliwa, On daje nam przykład.
Wielu ludzi patrzy na Jezusa jako na niedościgły ideał, myśląc, że doskonałość nie jest dla nich, że nie mogą być przecież tacy jak On.
– Jezus chce, żebyśmy go naśladowali i byli tacy jak On. Bóg stwarzając człowieka, mówi: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty”. My tak naprawdę chcemy dążyć do doskonałości. Oczywiście Chrystus zawsze idzie przed nami, nie możemy go dogonić, bo jest Bogiem, jest do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu. A ten grzech nas osłabia, idziemy jakby kulawi. Jednak to staranie się, by być doskonałym jak On, to coś niezwykle pierwszego w chrześcijaństwie.
W jaki sposób możemy przekraczać samych siebie, aby jak najpełniej doświadczyć radości wielkanocnej?
– Dzięki zwyczajnym, prostym ćwiczeniom. Zresztą samo słowo „ćwiczenie” to nic innego jak w języku greckim: „asceza”. Tak jak chodzimy na siłownię, aby wzmocnić ciało, tak ćwiczeniem duchowym jest asceza. Jako dzieci odmawiamy sobie na przykład słodyczy. Wiele osób odmawia sobie w Wielkim Poście innych używek, jak alkoholu. Warto odmówić sobie czegoś, choćby po to, by pokazać sobie, że nie jesteśmy od tych rzeczy zależni. Równie ważne jest dzielenie się z innymi, z biednymi i potrzebującymi – jałmużna. Głównymi duchowymi kluczami tego czasu Wielkiego Postu są: post, czyli umiejętność rezygnacji, przekraczania siebie; jałmużna, czyli dzielenie się; i modlitwa, czyli poświęcenie czasu na skupienie się i słuchanie Słowa Bożego. Warto częściej wyłączać telewizor i komputer, sięgnąć po Pismo Święte, książkę, wybrać się na Drogę Krzyżową czy Gorzkie Żale. Dzięki tym praktykom umiera we mnie stary człowiek i rodzi się nowy – wolny. Wolność jest środkiem do celu. Razem ze zmartwychwstałym Chrystusem stajemy się wolnymi ludźmi.
Czym jest wolność, czy to robienie wszystkiego, na co mamy ochotę?
– Wolność to nie swawola. Wolność w Chrystusie to zdolność poznania dobra i zła, możliwość dokonywania wyboru. Idąc za Chrystusem, wybieramy dobro, nawet jeżeli jest trudne, niewygodne, nawet jeżeli kosztuje i boli.
Świętować to nie tylko wyspać się i przespać cały dzień, najeść się i poleżeć przed telewizorem czy spędzić czas w internecie. Świętować to być razem"
Święta Wielkanocne to proces, kontinuum. Na czym polega duchowość i głębia Wielkanocy?
– Często zapominamy, że Triduum Paschalne rozpoczyna się już w Wielki Czwartek. W ten dzień odprawiana jest w katedrach Msza Krzyżma, w czasie której święcone są oleje używane do namaszczania chorych, katechumenów, święceń duchownych i konsekrowania kościołów. W Wielki Czwartek wieczorem odbywa się msza Wieczerzy Pańskiej. Przypomina ona Ostatnią Wieczerzę, kiedy to Pan Jezus tej nocy, której był wydany, umiłowawszy swoich na świecie aż do końca, ofiarował Bogu Ojcu pod postaciami chleba i wina swoje Ciało i swoją Krew, dał apostołom do spożycia oraz im i ich następcom w kapłaństwie nakazał, aby je ofiarowali. Wtedy rozpoczyna się wielka liturgia Triduum Paschalnego. Ta wieczorna msza nie kończy się błogosławieństwem i rozesłaniem, ale milczeniem, a Najświętszy Sakrament jest przenoszony i adorowany w ołtarzu zwanym tradycyjnie „ciemnicą”. Tabernakulum pozostaje puste. Adoracja symbolizuje towarzyszenie Jezusowi w jego męce, opuszczeniu i cierpieniu.
Czyli liturgia Wielkiego Czwartku, Piątku i Soboty stanowi jakąś całość?
– Tak. Kontynuacją liturgii czwartkowej jest Wielki Piątek. Tego dnia Kościół nie sprawuje mszy świętej. „Kościół rozmyślając nad męką swojego Pana i Oblubieńca oraz adorując krzyż, wspomina swoje narodzenie z boku Chrystusa umierającego na krzyżu i wstawia się do Boga za zbawienie całego świata”. Jest liturgia Męki Pańskiej, która nie rozpoczyna się od znaku krzyża i znowu nie kończy się błogosławieństwem. Jest oddaniem czci krzyżowi Jezusa Chrystusa. Rozpoczyna się adoracja Jezusa w Grobie Pańskim, która trwa przez całą noc i Wielką Sobotę, która sama w sobie jest dniem wielkiej ciszy. „W Wielką Sobotę Kościół trwa przy Grobie Pańskim, rozważając mękę i śmierć Chrystusa oraz Jego zstąpienie do otchłani, a także w modlitwie i poście oczekuje na Jego zmartwychwstanie”.
I dopiero wieczorem, najlepiej po zachodzie słońca, rozpocznie się piękna liturgia Wigilii Paschalnej, nazywana „matką wszystkich wigilii”, w której usłyszymy i zaśpiewamy słowa: „Alleluja, Alleluja”, czyli ogłoszenie, że Chrystus zmartwychwstał. Kościół przypomina, że „wszystkie obrzędy Wigilii Paschalnej odbywają się w nocy: nie wolno ich rozpocząć, zanim nie zapadnie noc, a należy je zakończyć przed świtem niedzieli”. Procesja rezurekcyjna w niedzielę rano to zwyczaj polski. Wielu z nas jest do niego bardzo przywiązanych. Kiedy w ostatnich latach w wielu diecezjach w Polsce biskupi zarządzili powrót do tradycji procesji w nocy, na zakończenie celebracji Wigilii Paschalnej, spotkało się to z oporem. A przecież zwyczaj rannej procesji wiąże się z czasami zaborów, gdy obowiązywała godzina policyjna i w nocy zakazywano zgromadzeń. Wigilia Paschalna rozpoczyna się od poświęcenia ognia i zapalenia paschału, czyli świecy symbolizującej Chrystusa, który zmartwychwstał. Od niej odpalane są inne świece i cała świątynia jest rozświetlona ich blaskiem. Czuć, że nastąpiła jakaś zmiana, że coś się dzieje. Następnie, po zakończeniu śpiewu „Orędzia Wielkanocnego”, słuchamy rozbudowanej liturgii słowa, która prowadzi nas przez całą historię zbawienia. Potem jest radosny śpiew „Chwała na wysokości Bogu” i biją dzwony. Później liturgia chrzcielna i w końcu eucharystia. To nocne bicie dzwonów jest chwilą niezwykle dostojną i radosną, jest jak eksplozja wielkiej radości. Śmiem twierdzić, że ktoś, kto przychodzi nawet na ranną wersję rezurekcji w niedzielę, a nie przeżył całego Triduum, traci całą głębię tego, co w tych dniach się dokonuje.
Głębia i kontemplacja, czy to jest istota czekania na zmartwychwstanie?
– W przedświątecznej gonitwie, tradycyjnym folklorze, jakim jest choćby budowanie i dekoracja Grobów Pańskich w naszych kościołach, czy święcenie pokarmów wielkanocnych, często zapominamy, że istotą oczekiwania na cud zmartwychwstania jest cisza i pustka Wielkiego Piątku i Soboty. Jezus umarł i zstąpił do piekieł. Otwiera bramy piekła. Wyrywa stamtąd Adama i Ewę i ich potomstwo, jak pięknie obrazują to ikony. Dokonuje się coś niezwykle ważnego. Zabieganie i hałas przesłaniają nam to, co naprawdę ważne.
Można być człowiekiem religijnym, chodzącym do kościoła ze święconką, czy na posypanie głowy popiołem, a jednocześnie być człowiekiem niewierzącym, bez osobistego odniesienia do Boga"
W naszych kościołach w tych dniach to czas adoracji Pana Jezusa umęczonego, ukrzyżowanego i złożonego do grobu. I to milczenie przeniknięte adoracją, przygotowuje nas na wybuch radości. To jest właściwe przeżycie Świąt Paschalnych. W tym czasie w kościele trzeba przestać patrzeć nerwowo na zegarki i myśleć o tym, kiedy się to skończy, bo jeszcze tyle innej roboty i spraw. Pod krzyżem Jezusa stała tylko Maria i Jan, umiłowany uczeń i kilka kobiet, a reszta uczniów przestraszyła się i uciekła. Rozproszyli się, bo to ich przerosło i nikt tak naprawdę nie wierzył, że Jezus zmartwychwstanie. My też się tak rozpraszamy. Poza tym nasza wiara jest często niestety „wiarą Wielkiego Piątku”. Dominuje w niej smutek, a przecież powinna być wiarą wielkanocną, radosną. Nawet do końca nie koncentrujemy się na cierpieniu zbawczym Jezusa, ale z upodobaniem stawiamy na tym miejscu nasze własne, codzienne cierpienia. A kiedy słyszymy, że Chrystus zmartwychwstał, to ta radość do nas nie dociera. Jest to chyba jakaś cecha naszego polskiego katolicyzmu, który jest bardziej wielkopiątkowy niż wielkanocny. A przecież nie ma Wielkanocy bez Wielkiego Czwartku, Piątku i Soboty.
Porozmawiajmy zatem o radości.
– Kiedy mieszkałem w Rzymie, gdzie nie było rezurekcji, a w wielkanocne południe papież wygłaszał orędzie i błogosławił „Miastu i światu – Urbi et Orbi”, po tym błogosławieństwie był piękny koncert dzwonów. Biją wtedy wszystkie dzwony w Bazylice św. Piotra. Można stać i po prostu chłonąć ten moment, prawdziwie cieszyć się z tego, że Chrystus zmartwychwstał. Z tą radością wracaliśmy do naszego domu na wielkanocny obiad. My, Polacy, mamy tradycję śniadania wielkanocnego. Po rannej rezurekcji, która zakończyła definitywnie post, jesteśmy głodni. I chcemy świętować. I tak ma być, bo czas spędzony przy stole świątecznym jest kontynuacją celebracji. I trzeba się cieszyć. Jeśli nie poczujemy radości paschalnej w kościele, w liturgii, to nie poczujemy też tej radości w domu. I bywa niestety, że nie mamy pomysłu na święta, nudzą nas, czasem wręcz doskwierają nam. Uciekamy przed telewizor albo w nasz kochany wirtualny świat. A przecież święta to także trochę wolnego czasu, smaczne jedzenie na stole i przede wszystkim atmosfera rodzinnego bycia razem.
Proszę zatem podpowiedzieć jakiś pomysł na Niedzielę Wielkanocną.
– W moim domu każda niedziela miała swój stały schemat: rano szliśmy do kościoła na mszę świętą. Niedzielna msza zawsze jest radosna, bo każda niedziela jest pamiątką zmartwychwstania Pana. Po mszy wracaliśmy do domu. Niedzielny wspólny obiad, pyszne ciasto i czasem przychodzili goście na kawę. Naprawdę warto tak świętować. Dać sobie możliwość dobrego wypoczynku, który z kolei da nam świeżość. Świętować to nie tylko wyspać się i przespać cały dzień, najeść się i poleżeć przed telewizorem czy spędzić czas w internecie. Świętować to być razem.
Czy na Wielkanoc składamy sobie życzenia?
– Oczywiście. Do dzisiaj chrześcijanie na Wschodzie pozdrawiają się tego dnia: „Chrystus zmartwychwstał!”, na co odpowiada się: „Prawdziwie zmartwychwstał!”. Życzmy sobie prawdziwej i głębokiej radości, z której wynika pokój. Wszyscy tego potrzebujemy. Radość i wewnętrzny pokój są częściami składowymi szczęścia. Nie ograniczałbym życzeń do zdrowych i smacznych. Raczej życzmy sobie pokoju i radości. Chrystus zmartwychwstał! Alleluja!
Tekst i zdjęcia: Grzegorz Dziedzic
[email protected]