Po zakończeniu przegranego meczu 1/4 finału mistrzostw świata z Katarem 29:31 polscy zawodnicy otoczyli wianuszkiem parę sędziowską z Serbii i ...zaczęli wymownie bić im brawo. Michał Jurecki nie chciał wprost komentować ich pracy.
- Ten, kto się zna na piłce ręcznej będzie wiedział jak ocenić poczynania sędziów. Każdy widział, jak przebiegała ich praca. Chylę jednocześnie czoła przed całą drużyną, bo zagrała z ogromnym poświęceniem. Niestety warunki do gry mieliśmy bardzo ciężkie – powiedział 30-letni rozgrywający reprezentacji.
Zaraz po meczu zdenerwowani jak rzadko Polacy w większości udali się prosto do szatni, nie chcąc udzielać wywiadów. Powodem tej frustracji była nie tyle porażka, ale sposób w jaki do niej doszło. Biało-czerwoni są przekonani, że arbitrzy spotkania Nenad Nikolic i Dusan Stojkovic zbyt często posyłali ich na dwuminutowe kary. Pierwszy Katarczyk został odesłany na ławkę dopiero w drugiej połowie.
- Co z tego, że walczyliśmy w pocie czoła, z wielkim zaangażowaniem, niektórzy z ogromnym bólem, czy to pleców czy innej części ciała, skoro z końcową syreną marzenia prysły – dodał rozgoryczony młodszy z braci Jureckich, zawodnik Vive Tauronu Kielce.
To jednak nie był jego zdaniem jedyny powód przegranej. - Robiliśmy wszystko, żeby Katar dogonić, ale niestety nie udało się. Na pewno w niektórych sytuacjach mogliśmy zachować więcej spokoju. Ale to łatwo tak mówić po meczu, na boisku wygląda to zupełnie inaczej. Nie raz wychodziliśmy z ciężkich opresji, ale dziś się nie udało - podsumował.
(PAP)
Reklama