Rozstawiona z "jedynką" Serena Williams pokonała swoją młodszą o 14 lat rodaczkę Madison Keys 7:6 (7-5), 6:2 i po raz szósty awansowała do finału wielkoszlemowego Australian Open. W nim zmierzy się z rosyjską tenisistką Marią Szarapową (2).
Zajmująca 35. miejsce w rankingu WTA Keys (w poniedziałek powinna przesunąć się w okolice 20. lokaty), której w ćwierćfinale dała się we znaki kontuzja uda, w pierwszym secie była bardzo wymagającą rywalką dla 33-letniej Williams. Nastolatka często była nagradzana przez publiczność za efektowne zagrania i ofensywny styl. Zwycięstwo w tie-breaku starszej z zawodniczek, która w poprzednich dniach zmagała się z przeziębieniem, zapewnił przede wszystkim serwis.
W drugiej odsłonie Keys ustąpiła już pola faworytce i wygrała tylko dwa gemy, broniąc jednak efektownie w końcówce osiem piłek meczowych. Po siódmej z nich, gdy zmniejszyła straty na 2:5, miejscowy didżej puścił piosenkę "Stayin' Alive" zespołu Bee Gees, zachęcając młodą tenisistkę do dalszej walki.
Było to pierwsze oficjalne spotkanie tych tenisistek. O tym, że zwycięstwo w nim nie przyszło Williams łatwo, świadczyć mogą choćby częste okrzyki, którymi mobilizowała się po rozstrzygnięciu na swoją korzyść ważnych wymian.
- Jestem bardzo podekscytowana, bo nie oczekiwałam, że dotrę tu do finału - przyznała później. Sezon zaczęła od pełnego błędów występu w Pucharze Hopmana, nieoficjalnych mistrzostw świata drużyn mieszanych. W najlepszej dyspozycji nie była m.in. podczas finału tych rozgrywek, w którym ona i John Isner przegrali z Agnieszką Radwańską i Jerzym Janowiczem 1:2.
Nie szczędziła też komplementów swojej czwartkowej rywalce. "Madison może naprawdę daleko zajść. Zasługuje na to, by być najlepsza. Jestem przekonana, że zasługuje na to, by być numerem jeden i wygrać Wielkiego Szlema" - zapewniła.
Poprzednio w półfinale imprezy tej rangi do "amerykańskich derbów" doszło prawie 13 lat temu i obecna liderka światowej listy również brała w nim udział. W US Open w 2002 roku pokonała Lindsay Davenport, która jest obecnie członkiem sztabu szkoleniowego...Keys.
19-letnia zawodniczka, która jest największą rewelacją tegorocznej edycji Australian Open, rundę wcześniej wyeliminowała starszą z sióstr Williams - rozstawioną z numerem 18. Venus. Pokonać obie utytułowane zawodniczki w jednym turnieju udało się dotychczas siedmiu tenisistkom w historii.
Liderka światowej listy po raz szósty dotarła do najlepszej czwórki imprezy w Melbourne. W każdym z poprzednich startów, gdy dotarła do tego etapu, wygrywała później całą rywalizację (2003, 2005, 2007, 2009-10). W poprzednim sezonie odpadła w 1/8 finału.
- Po ostatnim Wimbledonie zdecydowałam, że muszę się zrelaksować i dobra gra sama do mnie wróciła. Chcę kolejnego tytułu, ale nie jest to kwestia życia i śmierci - zaznaczyła.
Wygrywając czwartkowe spotkanie, 18-krotna triumfatorka turniejów wielkoszlemowych zapewniła sobie pozostanie numerem jeden na światowej liście po zakończeniu Australian Open, niezależnie od wyniku finału. W nim zmierzy się z Szarapową. Bilans dotychczasowych pojedynków z Rosjanką jest zdecydowanie korzystniejszy dla Amerykanki - wygrała 16 z 18 tych meczów, w tym 15 ostatnich.
Poprzednio dwie najwyżej rozstawione zawodniczki zmierzyły się w finale turnieju rozgrywanego w Melbourne Park w 2004 roku. W pojedynków dwóch słynnych Belgijek Justine Henin pokonała Kim Clijsters.
Keys dotychczas w Wielkim Szlemie mogła się pochwalić co najwyżej dotarciem do trzeciej rundy.
- Ten tydzień pokazał, bardziej mi niż komukolwiek innemu, że mogę walczyć z najlepszymi na świecie. To inspirujące. Takie momenty sprawiają, że chcesz wstać z łóżka i trenować. Włożyłam w to sporo pracy i jestem zadowolona, że widzę tego efekty - podsumowała szczęśliwa nastolatka.
(PAP)
Reklama