Kraje, które zdecydują się na większy wkład do Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych, powinny mieć większy wpływ na jego decyzje - oświadczył we wtorek w Brukseli minister finansów Mateusz Szczurek. Przedstawił też inne warunki polskiej wpłaty do Funduszu.
"Warunki polskiego wkładu do EFSI są trzy. Po pierwsze nie będziemy sami i nie możemy być jedynym krajem, który to robi. Po drugie ewentualny wkład musi być właściwie traktowany statystycznie, nie powinien być liczony do deficytu finansów publicznych, chociaż oczywiście dług publiczny zwiększa. Trzecia sprawa to znaczenie krajów wpłacających w strukturze zarządczej nowego funduszu" - powiedział polskim dziennikarzom Szczurek.
Minister brał udział w debacie na temat ożywienia gospodarki w Unii Europejskiej, zorganizowanej przez Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy. Dyskusja odbywała się w Parlamencie Europejskim.
Zdaniem szefa resortu finansów kraje, które zdecydowałyby się na większą wpłatę na rzecz Funduszu, powinny mieć większą siłę głosu w zarządzie lub radzie nadzorczej EFSI. Według ministra nie będzie to podważało warunku określonego przez Komisję Europejską, że decyzje inwestycyjne będą apolityczne. "Element strategiczny zakłada rolę Komisji Europejskiej i państw członkowskich. Decyzja o strategii jest decyzją polityczną z natury rzeczy" - oświadczył minister.
Inne zdanie w tej kwestii wyraził podczas debaty wiceszef Komisji Europejskiej Jyrki Katainen, który podkreślił, że selekcja projektów, które otrzymają finansowanie z Funduszu, powinna być wolna od nacisków politycznych. KE chce, by decyzje w tej sprawie podejmowali eksperci, opierając się na obiektywnych kryteriach. „To zachęca sektor prywatny do zaangażowania się” – przekonywał.
O tym, że sektor prywatny może również nie palić się do kierowania środków na projekty realizowane w ramach nowego Funduszu, świadczyć może krytyczna wypowiedź Angelien Kemny, która zajmuje się zarządzaniem ryzykiem w funduszu APG. „Mamy wiele innych opcji niż angażowanie się w zbyt ryzykowne projekty infrastrukturalne” – mówiła, wskazując na regulacje unijne, które utrudniają instytucjom takim jak jej inwestowanie w projekty o długim horyzoncie czasowym.
Również prof. Paul De Grauwe z London School of Economics zwracał uwagę, że skoro sektor publiczny zamierza przeznaczyć na inwestycje ok. 20 mld euro, to dlaczego podmioty prywatne miałyby wyłożyć ok. 280 mld. Podkreślał, że rozwiązanie problemów unijnej gospodarki musi obejmować elementy polityki pieniężnej i fiskalnej. Jak ocenił, najlepszą inwestycją jest stymulowanie konsumpcji w krajach członkowskich.
Prof. Marcel Fratzscher z Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką (DIW) wskazywał z kolei, że mimo niedoboru inwestycji w ostatnich latach było ich aż za nadto w sektorze budownictwa. (KE chce, by fundusz inwestował głównie w projekty infrastrukturalne). Fratzscher podkreślił, że nawet jeśli Niemcy nie ucierpiały mocno w czasie kryzysu, to są krajem z największym niedoborem inwestycji w strefie euro. Berlin jednak ostrożnie podchodził do tej pory do apeli o zwiększenie wydatków publicznych na inwestycje.
W ocenie Szczurka żaden z potencjalnie zainteresowanych krajów członkowskich nie zadeklaruje wsparcia Funduszu, dopóki KE nie zaprezentuje konkretnych rozwiązań dotyczących jego funkcjonowania. Jego zdaniem trzeba szybkich działań, by stolice mogły jak najwcześniej określić swoje stanowiska w tej sprawie.
Szczurek przypomniał, że szacunki niedostatków w inwestycjach w UE mówią o braku 700 mld euro. Plan szefa KE Jeana-Claude'a Junckera przewiduje zmobilizowanie 315 mld euro w ciągu trzech lat. Wkład z budżetu UE i Europejskiego Banku Inwestycyjnego wynoszący 21 mld euro miałby zostać powiększony 15-krotnie przez wpłaty inwestorów.
Szczurek zaznaczył, że projekty inwestycyjne, które zebrano przed ogłoszeniem planu, są warte ponad bilion euro. "To pokazuje, że potrzeby inwestycyjne w Europie, przy rekordowo niskich, także w Polsce, stopach procentowych, są ciągle bardzo duże i sporo większe niż 300 miliardów, nie mówiąc już o 21 mld gwarancji, które proponuje KE i EBI" - oświadczył minister.
Szczurek, jeszcze zanim KE zakończyła prace nad koncepcją funduszu inwestycyjnego, we wrześniu ogłosił swój pomysł w tej sprawie. Przewidywał on powołanie Europejskiego Funduszu na rzecz Inwestycji, który miałby docelowo dysponować środkami o wartości 5,5 proc. PKB całej UE, czyli ok. 700 mld euro.
"Wiele elementów planu Junckera jest zgodnych z naszymi propozycjami z września - wiodąca rola Europejskiego Banku Inwestycyjnego, te dziedziny, w które EFSI ma inwestować, wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw, lewarowanie małych, ograniczonych przecież publicznych pieniędzy i lepsze wykorzystanie środków prywatnych" - wymieniał.
Przyznał, że spora różnica pomiędzy jego propozycją a koncepcją Junckera to wielkość wkładu kapitałowego. Jak tłumaczył, nie chodzi tylko o różnicę pomiędzy 300 a 700 mld euro, ale o to, w jakie projekty fundusz może w ogóle inwestować. "Jeżeli jest on oparty tylko i wyłącznie na pieniądzach prywatnych, wtedy istnieje spore ryzyko wypierania inwestycji, które i tak miałyby miejsce z finansowaniem bankowym i z tym finansowaniem, które już istnieje na rynku. Naszym zdaniem potrzebny jest wkład kapitałowy krajów członkowskich” – oświadczył minister.
Już w trakcie debaty Szczurek podkreślił, że najłatwiejszym sposobem, by przekonać do wpłat stolice, jest takie skonstruowanie przepisów, by Eurostat nie zaliczał tych kontrybucji do deficytu budżetowego. Jak przekonywał, pozwoliłoby to uniknąć długiej debaty na temat paktu stabilności i wzrostu, który stoi na straży unijnej dyscypliny finansowej.
Na grudniowym szczycie przywódcy unijni dali zielone światło dla powołania Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych autorstwa KE. Komisja w najbliższych tygodniach ma przedstawić projekty aktów prawnych w tej sprawie.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)
Na zdjęciu: Minister Mateusz Szczurek fot.Julien Warnand/EPA
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Reklama