Los Angeles, drugie pod względem wielkości amerykańskie miasto, zmaga się z ogromnymi problemami budżetowymi. Dziura w finansach metropolii sięga 212 mln. dolarów. Władze miasta twierdzą, że muszą użyć rezerw , rzędu 230 mln. dol., do zapewnienia miastu normalnego funkcjonowania.
Za powody tego rekordowego deficytu odpwiedzialne są, zdaniem włodarzy miasta, spadek dochodów z podatków, drastyczne obniżenie wartości nieruchomości, bezrobocie sięgające 15-tu procent oraz ogólny stan amerykańskiej ekonomii.
"Po raz ostatni taki spadek przychodów mieliśmy w czasie Wielkiej Depresji; to wyraźnie pokazuje o jakiej skali kryzysu budżetowego obecnie mówimy" - tak skomentował, dla agencji Reuters'a zapaść finansową LA, Miguel Santana, szef wydziału finansowego miasta.
W zeszłym tygodniu burmistrz Los Angeles, Antonio Villaraigosa, zaproponował redukcję administracji. Od 1,200 do 2,000 osób straciłoby zatrudnienie, co pozwoliłoby metropolii zrobić poważne oszczędności budżetowe, bowiem 80 procent wydatków miasta stanowią pensji urzędników i służb miejskich. Jednak 98 procent urzędników jest chronionych przynależnością do związków zawodowych. Propozycja burmistrza przedstawiona związkom zawodowym oferuje zwolniena albo obniżenie pensji. Jedynie służby mundurowe: policja i straż pożarna byłyby wykluczone z planu oszczędnościwego, mimo, że na ich pensje miasto przeznacza ze swojego budżetu aż 75 procent. Barbara Maynard, rzeczniczka prasowa koalicji związków zawodowych w Los Angeles, zaproponowała burmistrzowi raczej rezygnację z usług prywatnych firm zatrudnianych przez miasto. Rachunek przez nie wystawiony sięgał 2,5 mld dol. Mimo skali problemów finasowych burmistrz LA zapewnił, że tak długo , jak on jest włodarzem miasta, Los Angeles nie będzie bankrutem. "Mogę to zagwarantować" - obiecał Antonio Villaraigosa.MB (Reuters)
Redakcja
