Czy Donald Tusk negocjując wybór na szefa Rady Europejskiej poświęcił interesy prawie milionowej grupy emigrantów z Polski pracujących w Zjednoczonym Królestwie? Tak przynajmniej utrzymują brytyjscy i polscy dziennikarze.
O sprawie napisały brytyjskie dzienniki, w tym prawicowy "Daily Telegraph" i lewicujący "The Guardian". Polityczny pakt mieli zawrzeć ze sobą premierzy Polski i Wielkiej Brytanii – Donald Tusk oraz David Cameron. Szczegóły miano uzgodnić w czasie rozmowy telefonicznej 26 sierpnia. Premier miał oświadczyć, że nie sposób wyobrazić sobie Unii Europejskiej bez Wielkiej Brytanii, a wiele brytyjskich propozycji reform “ma sens”.
“Jestem zachwycony słowami Donalda Tuska podkreślającymi ważność reform w Unii i zwracających uwagę na obawy, jakie ma Wielka Brytania. Nie mogę się doczekać pracy z nowym szefem RE w nadchodzących miesiącach i latach” – mówił po tej rozmowie sam Cameron.
Dla Tuska posada w Brukseli to prawdziwy “złoty spadochron”. Nie dość, że otrzymuje prestiżowe stanowisko, to będzie zarabiał mniej więcej tyle, co prezydent USA. Dotychczasowy przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy zarabiał prawie 300 tys. euro rocznie, czyli około 390 tys. dolarów (pensja Baracka Obamy to 400 tys. dol. rocznie).
Do dyspozycji Donalda Tuska będzie także 3 kamerdynerów i 4 kierowców. Dostanie też dodatek mieszkaniowy na wynajęcie odpowiedniego apartamentu. Osobisty gabinet przewodniczącego tworzyć będzie około 30 urzędników. A przede wszystkim – ucieknie z Polski w coraz trudniejszej sytuacji politycznej, w jakiej pogrąża się jego ugrupowanie – Platforma Obywatelska.
Media o dealu
Co miał w zamian za kluczowe dla nominacji poparcie obiecać polski premier? Prestiżowy “Financial Times" twierdzi, że Tusk zapowiedział, iż zajmie się nie tylko kwestią niekontrolowanego przepływu pracowników, ale nawet nadużywaniem przez imigrantów opieki socjalnej. “Daily Telegraph" twierdzi wręcz, że Cameron "wygrał kluczową bitwę w Brukseli". Wybór polskiego premiera będzie "wyraźnym bodźcem", który ma przyspieszyć reformę Unii – uważa dziennik. "Reforma prawa imigracyjnego została przez Tuska ‘zrozumiana’" – twierdzi źródło zbliżone do brytyjskiego premiera cytowane przez gazetę.
Wydawana w Polsce “Rzeczpospolita” też nie ma wątpliwości. "Imigranci zapłacą za Tuska, który w zamian za poparcie Camerona, miał zgodzić się na ograniczenie praw socjalnych imigrantów, w tym Polaków w Wielkiej Brytanii” – napisał dziennik.
Kto z tarczą, kto na tarczy
To zwrot o 180 stopni, bo jeszcze w styczniu Tusk i Cameron ostro kłócili się przez telefon w sprawie wypłat zapomóg rodzinnych na dzieci imigrantów mieszkających w kraju pochodzenia imigrantów. Między Warszawą, wpieraną przez Brukselę, a Londynem doszło do poważnej kłótni. Do tej pory Polska mocno sprzeciwiała się zmianom w prawie imigracyjnym UE. Zwrot Tuska w tej sprawie w kontekście wyboru na przewodniczącego Rady Europejskiej wydaje się więc znamienny.
W Wielkiej Brytanii przebywa obecnie od 700 tys. do 900 tys. Polaków. Ich prawa do świadczeń socjalnych mogą zostać mocno ograniczone. Choć z amerykańskiej perspektywy pakiet świadczeń jaki oferują opiekuńcze państwa europejskie może szokować, nie należy zapominać o jednym z głównych filarów Unii Europejskiej – swobodzie podejmowania pracy i osiedlania się obywateli UE. A to zakłada równość w dostępie do świadczeń. Żaden kraj członkowski nie może dyskryminować przybyszów z innych krajów UE kosztem swoich obywateli.
Niezależnie od tego, co naprawdę polski premier obiecał swojemu brytyjskiemu vis-à-vis, Cameron z pewnością skorzysta politycznie na poparciu Tuska. Będzie miał otwartą rękę do renegocjacji brytyjskiego członkostwa w Unii przed mającym się odbyć w 2017 roku referendum. Jako protektor Tuska uzyskuje także w Brukseli lepszą pozycję przetargową w sprawie imigrantów. Dla Camerona, który obiecywał, że obniży imigrację jest to poważny problem, ale trzeba pamiętać, iż planowana reforma najbardziej uderzyłaby w Polaków. Premier Wielkiej Brytanii chce między innymi ograniczyć do pół roku okres wypłacania imigrantom zasiłków dla bezrobotnych. Natomiast minimalny pobyt niezbędny do rozpoczęcia wypłaty świadczeń ma zostać wydłużony do trzech miesięcy. Cameron chce także zabrać imigrantom inne świadczenia, z których korzystają obywatele Zjednoczonego Królestwa, m.in. dopłaty do mieszkań socjalnych.
To “zupełnie nieuprawnione spekulacje" – broni swojego szefa minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Podkreśla, że reformy są niezbędne, a utrzymanie się Wielkiej Brytanii w UE jest także polską racją stanu. Nawet on jednak nie wróży sukcesu brytyjskim staraniom o zatrzymanie imigracji z państw członkowskich. Według Sikorskiego, "to jest wbrew nie tylko traktatom, ale żelaznym kanonom Unii Europejskiej, podstawowym czterem wolnościom: podróżowania, przepływu kapitału, dóbr i ludzi".
Cena zmiany poglądów
Tymczasem napływ cudzoziemców do Wielkiej Brytanii nie spada a rośnie. Według najnowszych statystyk ponad połowa przyjezdnych z ostatniego roku to obywatele Unii Europejskiej – w tym rekordowa od lat liczba Polaków, a także ponad dwukrotnie więcej niż przed rokiem Rumunów i Bułgarów. Gwałtowny przyrost ludności przeciąża służby publiczne, szkoły i służbę zdrowia, a także rynek mieszkaniowy i transport. Imigranci mają też wyższe wskaźniki przyrostu naturalnego. Już w tej chwili co czwarte dziecko urodzone na Wyspach ma matkę pochodzącą z zagranicy. Stawka jest wysoka, bo większość Brytyjczyków chce, aby ich kraj opuścił UE. Reformy Camerona mogą temu zapobiec.
Trzeba jednak powiedzieć otwarcie: każde zaostrzenie przepisów dotyczących przepływu osób w Unii oraz ograniczenie świadczeń socjalnych dla imigrantów nie leży obecnie w interesie ani milionów Polaków, których sytuacja materialna nad Wisłą zmusiła do szukania chleba na obcej ziemi, ani tych, którzy dopiero noszą się z zamiarem wyjazdu. Cena jaką zapłacą polscy imigranci za “złoty spadochron” dla zużytego politycznie w Polsce premiera może okazać się naprawdę wysoka.
Jolanta Telega
[email protected]
Zdjęcie główne: Donald Tusk fot.Olivier Hoslet/EPA