W ostatni weekend w Chicago co najmniej 31 osób zostało postrzelonych − z czego trzy śmiertelnie. W obliczu eskalacji przemocy politycy domagają się zaostrzenia przepisów dotyczących kontroli broni palnej.
W niedzielę wieczorem w parku przy plaży Montrose dwóch policjantów odniosło niegroźne obrażenia, gdy próbowali przerwać bijatykę. Kilka osób zostało poturbowanych w rezultacie bójki z udziałem około 50 osób. Do parku ściągnęło kilkaset osób na festiwal muzyczny, zapowiedziany na internetowym blogu, ale organizatorzy nie mieli zezwolenia władz miasta. Policja nakazała zgromadzonym opuszczenie parku i zamknęła go wcześniej.
Gubernator Pat Quinn i kongresmenka Robin Kelly zwrócili się z apelem do stanowych parlamentarzystów, aby zatwierdzili zakaz sprzedaży broni półautomatycznej z magazynkami o dużej pojemności oraz usprawnili sprawdzanie przestępczej przeszłości osób nabywających broń.
Quin i Kelly opowiedzieli się za ustawą podczas wiecu przeciw przemocy z udziałem rodzin ofiar strzelanin. Wiec odbywał się w niedzielę w okolicy skrzyżowania ulic 109-ej i Throop w Morgan Park na południu miasta, w pobliżu miejsca, w którym w minionym tygodniu została zastrzelona 44-letnia Tonya Gunn.
Apel gubernatora i kongresmenki poparł radny chicagowski Joe Moore (z 49. okregu), który w ostatnią sobotę był świadkiem zastrzelenia młodego mężczyzny na ulicy w biały dzień w Rogers Park w północnej części miasta.
Radny Moore i inni przechodnie widzieli nastolatków strzelających w grupę ludzi około godz. 15 w okolicy 1300 W. Devon, niedaleko skrzyżowania z Glenwood. Śmierć poniósł 28-letni William Lewis, który niedawno przeprowadził się do Rogers Park i nie był członkiem gangu. Policja przesłuchuje nastolatka podejrzanego o to zabójstwo.
Wstrząśnięty polityk powiedział telewizji ABC7, że po raz pierwszy był świadkiem zabicia człowieka i ulicznej strzelaniny.
(ao)