Nasilająca się w Chicago przemoc odbiła się głośnym echem w mediach w całym kraju. O strzelaninach w Chicago piszą m.in. "Wall Street Journal" i "Washington Post".
"Wall Street Journal" stawia zarzuty prezydentowi Barackowi Obamie, że ignoruje problem przestępczości w swoim rodzinnym mieście oraz w dzielnicy, w której znajduje się jego rodzinny dom.
W komentarzu redakcyjnym (pt.: "Where is Obama on Chicago's gun violece") dziennik twierdzi, ze administracja Obamy bardziej interesuje się tym, co się dzieje w Afganistanie, niż we własnym kraju. Gdyby w Kabulu przez trzy dni świątecznego weekendu zostało zabitych szesnastu Amerykanów, a 60 odniosło obrażenia, natychmiast rząd podjąłby odpowiednie kroki, ale ponieważ taki wynik padł w Chicago, reakcji ze strony Waszyngtonu brak - pisze dziennik.
Również "Washington Post" ubolewa, że długi weekend Święta Niepodległości w Chicago upłynął pod znakiem strzelanin i rozlewu krwi. "W ciągu 84 godzin kulami trafione zostały 82 osoby, z czego 16 poniosło śmierć. To jedna ofiara strzelanin na godzinę i to w dużym amerykańskim mieście, a nie gdzieś tam w strefie działań wojennych" - pisze gazeta w artykule redakcyjnym (pt.: "Maybe Chicago 's death toll will help stop the madness on gun access").
Jak podkreśla "Washington Post" w świąteczny weekend nie tylko w Chicago nasiliła się przestępczość przy użyciu broni palnej; w Houston podczas festiwalu muzycznego mężczyzna zaczął strzelać w tłum ludzi, a w Indianapolis zostało postrzelonych siedem osób.
Gazeta wyraża nadzieję, że weekendowe strzelaniny nakłonią społeczeństwo amerykańskie do bardziej energicznych starań o zwiększenie kontroli broni.
(ao)