Rozumiem doskonale, że każdemu emerytowi może się zdarzyć, iż nie ma nic do roboty i strasznie mu się nudzi, co zmusza go do wyszukiwana sobie jakichś nowych zajęć. Nie znaczy to jednak, że każde zajęcie jest dobre, a nawet wskazane. Były wiceprezydent Dick Cheney zapewne też się nudzi, jako że napisał ostatnio wraz z córką obszerny komentarz w sprawie Iraku dla gazety „The Wall Street Journal”. Treść tego memoriału dowodzi, iż emeryt Dick chyba jednak powinien poświęcić się bez reszty wędkarstwu albo strzelaniu ze śrutu do kolegów w czasie polowań na kuropatwy.
W swoim komentarzu Dick stawia w zasadzie tylko dwie, ale za to niezwykle śmiałe tezy. Po pierwsze, jeśli chodzi o Irak, wszystkiemu jest winien Obama, który nie ma pojęcia o polityce zagranicznej i jest naiwniakiem, który przedwcześnie wyprowadził amerykańskie wojska z tego kraju. Po drugie, potrzeba nam więcej zbrojnych interwencji i militarnego zaangażowania na Bliskim Wschodzie. Jedną z najbardziej spektakularnych tez postawionych przez wiceprezydenta jest to, że w polityce zagranicznej „Obama niemal zawsze się myli”.
Z powyższego wynika, że Cheney, w przeciwieństwie do obecnego przywódcy, miał zawsze rację. No cóż, w takim razie może trzeba przypomnieć, że 16 marca 2003 roku, przed amerykańskim atakiem na Irak, Dick udzielił w telewizji wywiadu Timowi Russertowi z sieci NBC, w którym powiedział: „Przesadą jest twierdzenie, że w Iraku będzie potrzeba kilkaset tysięcy żołnierzy – po zakończeniu działań zbrojnych, co będzie sprawą tygodni, a nie miesięcy lub lat, liczebność naszych sił w Iraku będzie o wiele mniejsza”. Na pytanie Russerta o to, jak Amerykanie zostaną w Iraku przywitani, Cheney odparł: „Przywitają nas z radością jako wyzwolicieli”. Russert pytał też, czy administracja nie obawia się, iż podziałów w Iraku nie da się zniwelować: „Czy uważa pan, że Kurdowie, sunnici i szyici zjednoczą się w demokracji?”. Cheney nie miał cienia wątpliwości: „Oczywiście, że tak, bo muszą to zrobić”.
Niestety nie musieli i nadal nie muszą. Co do radosnego powitania amerykańskich żołnierzy w roli wyzwolicieli, nie ma nawet co mówić, bo to śmiechu warte. Gdy już wszystkie te wywody wiceprezydenckie okazały się wierutną bzdurą, a Irak w dwa lata po inwazji USA znalazł się na skraju wojny domowej, Dick ponownie przemówił. Stwierdził mianowicie w roku 2005, że rebelia w Iraku „znajduje się w stanie agonalnym” i że wkrótce „konflikt się zakończy”. Well Dick, wrong again! Konflikt się nigdy nie skończył. Jednak hurraoptymizm poprzedniej administracji, oczekującej przez 5 lat spektakularnego sukcesu, zachęcił prezydenta Busha do podpisania w 2008 roku tzw. Status of Forces Agreement, w którym to porozumieniu wyznaczony został terminarz wycofywania wojsk amerykańskich z Iraku. Obama postanowienia tego traktatu wykonał, ale dziś Cheney zdaje się sugerować, że powinien je był zignorować.
W sumie jednak, niezależnie od treści artykułu wiceprezydenta, Dick to ostatni człowiek, którego opinie o amerykańskiej polityce zagranicznej, a szczególnie o stosowaniu siły militarnej, powinny być brane pod uwagę. Bądź co bądź to właśnie on, wraz ze swoim kompanem i skrajnie proizraelskim jastrzębiem Paulem Wolfowitzem, wpędził Amerykę w najbardziej bezsensowną wojnę w historii kraju. Nie tak dawno temu obliczono, że w sumie administracja Busha wygłosiła dokładnie 935 kompletnie fałszywych tez dotyczących Iraku. Udziałem Dicka było 48 całkowicie kłamliwych wypowiedzi. W tym kontekście może jednak zaciszna emerytura, z dala od mediów, byłaby najlepszym rozwiązaniem.
Andrzej Heyduk
Reklama