“Tego dnia w Los Angeles w 1977 roku, kiedy Polański wziął mnie do swojego samochodu, żeby zrobić mi zdjęcia, które - jak mówił - robi dla francuskiego +Vogue’a+ - nie nosiłam biustonosza, bo miałam jeszcze dziecięcą budowę. Miałam za to wiele zapału do pomocy, bo byłam dzieckiem. Robiłam o co mnie prosił, bo byłam dzieckiem, wzięłam Quaalude i popiłam szampanem, weszłam razem z nim do jacuzzi, bo mnie poprosił. Zdjęłam ubrania, bo byłam dzieckiem, a on osobą dorosłą, nie zauważyłam wtedy nawet, że zaczyna dziać się coś czego nie rozumiałam. W pewnym momencie powiedziałam nawet, że chcę do domu, ale moje prośby napotkały się z odmową, nie chciałam seksu - jednak stało się, i nie wiedząc nawet o tym - padłam ofiarą gwałtu” - pisze 50-letnia obecnie Geimer
Odurzona 13-latka mówiła Polańskiemu, że nie chce zbliżenia, ale nie walczyła z nim. “Po co walczyć? Zrobiłabym wszystko, byle by to się skończyło” - wspomina Geimer w swojej książce. Pisze też, że podczas spotkania z Polańskim robiła wszystko, żeby wydać się doroślejsza i bardziej doświadczona, niż była w rzeczywistości, a wpływ na jej zachowanie miała fascynacja pozycją polskiego reżysera w filmowym świecie. Kobieta opisuje swój strach i to, jak płakała później w samochodzie, kiedy Polański odwoził ją do domu. Reżyser spytał ją, czy wszystko w porządku, a ona odpowiedziała “tak w porządku, proszę się nie martwić”. Następnie Polański poprosił ją, żeby nic nie mówiła matce - wspomina Geimer. Jednak odwieziona przez Polańskiego do domu dziewczyna nadal była tak roztrzęsiona i rodzice zorientowali się, że stało się coś złego. Po rozmowie, kiedy znali już prawdę o przebiegu sesji fotograficznej, postanowili zgłosić sprawę na policję. Polański już w 24 godziny po tamtych wydarzeniach był w areszcie, okazało się jednak, że rodzice Samanthy nie przewidzieli wszystkich konsekwencji tej decyzji. Już wstępne przesłuchania okazały się dla Geimer koszmarem.
Media wkrótce poznały tożsamość Samanthy, telefon wciąż dzwonił, a fotoreporterzy czaili się przed drzwiami jej domu. Już na tym etapie rodzina Samanthy i ona sama zaczęli obawiać się procesu, który nieuchronnie przekształciłby się w wielki medialny show.
Jedynym sposobem, aby tego uniknąć było zawarcie ugody, w której Polański przyznałby się do mniej ważnych zarzutów. “Zdawaliśmy sobie sprawę, że uniknięcie procesu oznaczałoby, że Polański dostałby minimalną karę za ogromną zbrodnię, ale nie mieliśmy wątpliwości w kwestii naszych priorytetów. (...) Chcieliśmy po prostu, żeby przyznał się do tego, co zrobił, a potem zniknął z naszego życia. Sadziłam, że na tym etapie wystarczająco już żałował swoich czynów” - pisze Geimer.
Ugoda pomiędzy Polańskim a rodziną Geimer została podpisana, ale nie zakończyło to sprawy. Prowadzący sprawę sędzia Laurence J. Rittenband był pod wielkim wpływem mediów. Najpierw obiecał, że Polański będzie musiał jedynie przejść przez 90-dniowe badania psychologiczne w kalifornijskim więzieniu, bez dodatkowych kar. Ale gdy po 42 dniach, ku oburzeniu mediów, Polańskiego wypuszczono, sędzia, w obawie, że zostanie posądzony o słabość, złamał dane słowo i zaczął rozważać wsadzenie reżysera do więzienia. Teoretycznie Polańskiemu groziło nawet 50 lat pozbawienia wolności i jeszcze przed ogłoszeniem wyroku reżyser wyjechał do Europy. Nawet śledczy prowadzący tę sprawę twierdzili później, że w tych warunkach ucieczka Polańskiego nie może nikogo zaskakiwać. Od tamtej pory jest ścigany przez amerykański wymiar sprawiedliwości.
Geimer pisze w swojej książce o konsekwencjach sytuacji, w jakiej się znalazła przed 50 laty. Jako kilkunastolatka okaleczała się, regularnie się upijała i zażywała narkotyki. Te autodestrukcyjne zachowania wynikały z faktu, że nie umiała sobie poradzić psychicznie nie tylko z samym gwałtem, ale przede wszystkim z zainteresowaniem mediów całą sprawą. Jednak po kilku latach udało się jej ułożyć sobie życie, jest mężatką i matką trójki dzieci.
Po upływie 36 lat od tamtych wydarzeń Geimer uważa, że nadszedł czas, by “opowiedzieć swą własną historię”. Jest zdania, że dla prawników prowadzących sprawę Polańskiego chęć wymierzenia sprawiedliwości wcale nie była najważniejsza. “Istniały dużo bardziej ważkie kwestie: polityka, biznes, medialny spektakl” - pisze. We wrześniu 2009 roku, na podstawie amerykańskiego nakazu, Polański został zatrzymany na lotnisku w Zurychu, jednak w lipcu następnego roku został zwolniony z aresztu domowego, gdyż ostatecznie władze Szwajcarii nie zdecydowały się na jego ekstradycję do USA. Wtedy Geimer zwracała się do amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości o umorzenie sprawy Polańskiego, tłumacząc, że oszczędzi to cierpień zarówno jej samej, jak i jej rodzinie, jej starania nie przyniosły jednak efektów.
W 2009 roku Geimer dostała od Polańskiego list: “Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo jest mi przykro, że tak bardzo zmieniłem twoje życie” - napisał. Przez ostatnie lata wymienia z Polańskim maile. “Ludzie wciąż czepiają się nas obojga. Wciąż jesteśmy traktowani niesprawiedliwie” - pisze Geimer, która ma poczucie, że oboje są nękani przez amerykański wymiar sprawiedliwości.
Na końcu wspomnień Geimer pisze, że wybaczyła Polańskiemu. “Nie wybaczyłam mu dla niego, lecz dla siebie. Przebaczenie nie jest oznaką słabości, lecz siły” - wyznaje. “Uważam, że po tylu latach i swego rodzaju wyrównaniu rachunków powinien mieć możliwość powrotu do USA i zajęcia się swymi sprawami, bez narażania się na więzienie czy publiczny lincz” - dodaje. Opowieść Geimer opatrzono jej zdjęciami zrobionymi przez Polańskiego 10 marca 1977 roku.
(PAP Life)