"Ustalono, że wśród osób ubiegających się o pracę w CIA, których przeszłość budziła podejrzenia, jedna na pięć była związana z grupą terrorystyczną lub obcym wywiadem" − pisze Washington Post na podstawie informacji dostarczonych przez Edwarda Snowdena.
Najczęściej byli to ludzie z Hamasu, Hezbollahu, al-Kaidy i jej filii. Obawy o zagrożenie ze strony własnych pracowników są tak silne, że Agencja Bezpieczeństwa Kraju (NSA) planowała przeprowadzenie dochodzenia przeciw 4 tys. osób, które budziły poważne zastrzeżenia.
Kosztowny system monitorowania działalności pracowników, nigdy nie wykrył jednak Snowdena, który kopiował tajne dokumenty z różnych agencji podlegających NSA.
Osoby zatrudnione przez firmy pracujące na zlecenie NSA nie były sprawdzane tak, jak etatowi pracownicy agencji wywiadu. Przedstawiciele CIA twierdzą, że liczba starających się o pracę w tej agencji i mających powiązania z grupami terrorystycznymi była stosunkowo mała. Odmówili jednak podania konkretnych danych.
Pracownikom zaczęto przyglądać się bliżej z chwilą, gdy w 2010 roku portal WikiLeaks, który specjalizuje się w ujawnianiu państwowych sekretów, otrzymał tysiące dokumentów wojskowych i dyplomatycznych od Bradleya Manninga. Wówczas to Kongres nakazał dyrektorowi NSA, Jamesowi Clapperowi, wdrożyć skuteczny, automatyczny program wykrywania osób, które zaglądają do bazy danych niezwiązanych z ich pracą i podwójnych agentów oraz powstrzymania pracowników przed przekazywaniem informacji na zewnątrz agencji.
(WP − eg)