Konserwatyści nie godzą się na finansowanie przez rząd federalny programu szkoleń zawodowych, dostępu do bezpłatnego leczenia, pomocy prawnej ani na opłacanie przez podatnika nauki w szkołach pomaturalnych. Pachnie im to pomocą socjalną, na co kraj nie ma pieniędzy, a podatnicy najmniejszej ochoty.
Antoni Wasilewski nie korzystał z niczyjej pomocy. Jadąc do Ameryki wierzył w tutejszą demokrację, sprawiedliwość, tzw. amerykańskie wartości i poszanowanie rodziny.
Nie szukał łatwych pieniędzy. Kierując się zasadą, że każdy jest panem swojego losu, z ochotą wziął się do roboty. To on pomagał innym imigrantom dając im pracę w swojej firmie.
Lubił ten kraj, widział potencjał do dalszego rozwoju. Choć nie uczęszczał na specjalne szkolenia, czuł się patriotą.
Ożenił się, kupił dom, urodził mu się syn Brian. Rodzina Wasilewskich spełniała wszystkie warunki wzorowych imigrantów. A jednak...
W życiu Tony'ego nastąpił moment, kiedy zrozpaczny powiedział: "Ameryka nas nie chce, więc i my nie chcemy Ameryki". Tak naprawdę chciał.
Kiedy po 18 latach pobytu w Stanach Zjednoczonych małżona Tony'ego, Janina, dostała nakaz opuszczenia Stanów Zjednoczonych, nie wierzył, że to możliwe.
Po przyjeździe do USA pani Janina złożyła wniosek o azyl polityczny. Nigdy go nie dostała. Kilka lat później, gdy była już żoną Tony'ego i matką Briana nadszedł nakaz deportacji. Panią Janinę zawiadomiono, że Polska jest wolnym krajem, więc może wracać. Lata wcześniej, nie rozumiejąc zbyt dobrze co podpisuje, wyraziła zgodę na dobrowolny wyjazd.
Nie pomogły żadne tłumaczenia. Podpis jest podpisem, a prawo prawem. Nie wzięto pod uwagę, że mąż ma stały pobyt, że dziecko jest Amerykaninem, a rodzina prowadzi ustabilizowane życie.
Nie pomógł też adwokat, starania organizacji imigranckich, artykuły w amerykańskcih mediach nagłaśniających tę sprawę, nie pomogły spotkania z ustawodawcami.
Urząd zdecydował: Janina musi wyjechać bez prawa powrotu do Stanów Zjednoczonych wcześniej niż za 10 lat. Co z mężem? "Jak mu zależy na rodzinie, to powinien jechać z tobą" – brzmiała odpowiedź.
Był czerwiec 2007 roku. Janina i Brian wyjechali do Polski. Tony pozostał. Nie miał jednak zamiaru rezygnować z pobytu w kraju swego wyboru. Zaczął walczyć. Pukanie do drzwi ustawodawców nie przyniosło rezultatu.
Zapraszano go na wiece proimigracyjne. Swoją sytuację przedstawił nawet w podkomisji kongresowej pracującej nad ustawą imigracyjną popieraną przez prezydenta G.W. Busha (ustawa upadła – przyp. red.). Zyskał silne poparcie kongresmanów z Illinois, Gutierreza i Quigleya. Od obecnego burmistrza Chicago, a ówczesnego kongresmana Rahma Emanuela, dostał flagę, która powiewała na Kapitolu. Umieścił ją przed swoim domem z symbolami tęsknoty i żałoby.
Z sympatią wspomina spotkanie z wielkim przyjacielem imigrantów, nieżyjącym już senatorem Edwardem Kennedy.
Czas jednak mijał. Wszystkie wysiłki były daremne. Tony tracił nadzieję na szybki powrót rodziny. Załamał się, rozchorował, dostał wrzodów żołądka, przeszedł stan przedzawałowy. Myślał nawet o samobójstwie. Kto wie, jakby się to skończyło, gdyby jego ojciec Edward Wasilewski i dalsza rodzina nie roztoczyli nad nim troskliwej opieki.
Ostatecznie Tony otrząsnął się z rozpaczy i ruszył do ataku. Chwytał się każdego pomysłu.
Za radą prawnika złożył podanie uzasadniające prośbę o zezwolenie na powrót żony z powodu "extreme hardship", czyli "sytuacji szczególnej uciążliwości". Dwa podania odrzucono. Trzecie rozpatrzono pozytywnie – zezwolono na powrót Janiny!
Trudno dzisiaj powiedzieć, czemu to zawdzięcza. Naciskom ze strony imigranckich organizacji i ustawodawców, czy wytrwałemu pukaniu do drzwi urzędu imigracyjnego? Może wszystkiemu razem?
Janina z Brianem wrócili do Chicago 11 sierpnia 2011 roku. Zanim do tego doszło Tony odwiedzał ich w Polsce 15 razy. Na podróże wydał majątek, zaniedbał biznes. Jednak olbrzymim kosztem emocjonalnym i finansowym dopiął swego. Po powrocie żony państwo Wasilewscy wszystko musieli zaczynać od początku.
Dziś Tony nieco inaczej ocenia amerykańską sprawiedliwość i demokrację, w które kiedyś głęboko wierzył.
Zna wiele przypadków bezdusznego traktowana petentów urzędu imigracyjnego. Wie, że zamiast rozważać indywidualne sprawy urzędnicy trzymają się ściśle litery prawa. Rozdzielają rodziny nie myśląc o przykrych, a bywa nawet tragicznych konsekwencjach swoich bezmyślnych decyzji. A przecież tak być nie musi. Komu przeszkadza człowiek, który spokojnie pracuje i utrzymuje swoją rodzinę? Jaki jest sens rujnowania ludzi w sensie psychicznym i finansowym, gdy świetnie sobie radzą bez niczyjej pomocy? Czy to jest lekcja patriotyzmu? Czy tak wyglądają starania o asymilację imigrantów?
Tony Wasilewski nie wiąże wielkich nadziei na poprawę sytuacji imigrantów w związku z rozpoczętymi debatami nad reformą. Obawia się, że droga do "zielonej karty" będzie długa i bolesna. Działa w organizacji Polish Initiative of Chicago, która "poprzez wspieranie lokalnych liderów ma na celu odbudowę i wzmocnienie społeczności polonijnej, zarówno imigrantów jak i obywateli amerykańskich polskiego pochodzenia".
P.S. Czytelnicy mogą poznać historię państwa Wasilewskich wchodząc przez Google na stronę pod hasłem Tony and Janina Wasilewski. Znajdą tam również film Ruth Leitman pt. "Tony & Janina's American Wedding".
Elżbieta Glinka
ZOBACZ VIDEO