Terroryści, którzy 11 września 2001 roku porwali samoloty, zaatakowali załogi małymi nożami i przejęli kontrolę nad lotem do Nowego Jorku i Waszyngtonu. Od tego czasu drzwi do kabiny samolotu muszą być podczas lotu zamknięte.
Złagodzenie restrykcji miało wejść w życie 25 kwietnia. Minęło już kilka tygodni, a zakaz nadal obowiązuje. Dopiero w ubiegłym tygodniu szef TSA, John Pistole, powiedział, że po głębszym zastanowieniu uznał słuszność protestów przeciw wnoszeniu noży do samolotów.
Akcję przeciw propozycji Pistole´a podjął personel pokładowy. Pracowicy zmobilizowali masową kampanię i zagrozili wstąpieniem na drogę sądową. "Terroryści uzbrojeni jedynie w małe noże zabili tysiące Amerykanów. Jako kobiety i mężczyźni na linii frontowej w powietrzu przysięgaliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy w obronie pasażerów i załóg samolotów, by nie doszło do nowej tragedii" – brzmiało oświadczenie Sary Nelson, wiceprezeski Association of Fligt Attendants.
W czasie kongresowych przesłuchań w marcu, Pistole tłumaczył swą decyzję brakiem pieniędzy. Twierdził wówczas, że pracownicy TSA codziennie odbierają pasażerom około 2 tys. małych, kieszonkowych noży. Znalezienie i konfiskata noży zabiera im 2 do 3 minut, czas , który mogliby przeznaczyć na poszukiwanie groźniejszej broni, jak materiały wybuchowe.
Uzasadnienie to rozsierdziło ustawodawców obu partii. Mimo że Pistol odwołał plan zezwalający na wnoszenie noży do samolotów, w środę Izba Reprezentantów będzie głosować nad poprawką zakazującą używania funduszy Departamentu Bezpieczeństwa Kraju na wprowadzanie w życie już odwołanej decyzji. Dla pewności, że to się nigdy nie powtórzy.
(CT – eg)