Pięć osób zginęło w piątek w strzelaninie koło uczelni w Santa Monica, w Kalifornii - podała amerykańska policja. Wśród zabitych jest sprawca. Poprzedni bilans ofiar mówił jedynie o rannych; wcześniej informowano też o aresztowaniu napastnika.
Szefowa lokalnej policji Jacqueline Seabrooks powiedziała dziennikarzom, że uzbrojony w broń szturmową mężczyzna w okolicach kampusu Uniwersytetu Kalifornijskiego zabił co najmniej sześciu ludzi zanim zastrzelili go policjanci. Policja kilka razy zmieniała liczbę ofiar.
Seabrooks podała, że ubrany na czarno sprawca najpierw w jednym z domów w Santa Monica zastrzelił małżeństwo, potem budynek spłonął. Następnie mężczyzna przemieścił się w stronę uczelni, zabijając i raniąc kolejne osoby.
Później napastnik przedostał się do biblioteki uniwersyteckiej strzelając do przechodniów, ale nikogo nie zranił. Świadkowie mówili, że słyszeli strzały i krzyki kobiety.
"Funkcjonariusze tam weszli i doszło do bezpośredniej konfrontacji z podejrzanym, zastrzelono go na miejscu" - dodała Seabrooks.
Sprawca był w wieku 25-30 lat. Oprócz czarnego stroju miał na sobie kamizelkę kuloodporną. Na razie nic więcej o nim nie wiadomo.
Policja sprawdzała też doniesienia o drugim napastniku; na terenie uczelni zatrzymano mężczyznę ubranego na czarno z napisem na plecach "Życie to ryzyko".
"Nie mamy 100-procentowej pewności, że podejrzany, który zginął, działał samotnie i samodzielnie" - tłumaczyła Seabrooks.Do strzelaniny doszło pięć kilometrów od miejsca, w którym przebywał prezydent USA Barack Obama. (PAP)
Reklama