Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 06:28
Reklama KD Market
Reklama

Łamanie konwencji

Anioły?  Demony?





Fotografie ładnych młodych a do tego seksownych dziewcząt kojarzą się z zawodem fotografa mężczyzny. Fotografie aniołów, barokowych amorków, w ogóle skrzydlatych postaci kojarzymy z wyobraźnią i wrażliwością fotografa kobiety. Taka konwencja. Na wystawie "Anioły i Demony", której otwarcie nastąpiło w piątek 23 lipca w znanej nam sali International Business Center przy ulicy Belmont, udowodniono, że może być inaczej.


 


Dwoje artystów, Barbara Gąsior (zajmująca się profesjonalnie fotografią, z preferencją portretów) oraz Dariusz J. Lachowski (dla mnie bardziej poeta), prezentowało swoje prace. Okazało się, że demony to właśnie piękne modelki w stylizowanych pozach, a anioły, jak anioły, przeważnie cmentarne, z piaskowca, marmuru lub brązu. Wyższość aniołów nad demonami przejawiała się właśnie w poezji dołączonej na karteczkach do zdjęć.


 


Wernisaż poprowadziła młoda dziennikarka związana z telewizją Polvision i radiem 1030, Karolina Brodzka. Ekspozycję obejrzało sporo osób, które przy kieliszku wina i przekąskach wymieniały wrażenia, porównując warsztaty artystów i zastanawiając się nad związkiem tytułu wystawy z powieścią Dona Browna.


 


Kilka modelek pojawiło się tego wieczoru i udowodniło, jak prawdziwa jest złota myśl Heinricha Heinego: "Nigdy nie można oznaczyć z pewnością, gdzie się w kobiecie anioł kończy, a (demon) poczyna".


 


"Przez 25 lat nas zmuszano... obecnie lubimy"




Mowa o pięknym, śpiewnym języku rosyjskim, którego obecne pokolenie dwudziestolatków zupełnie nie zna, a nasze było zmuszane do nauki w peerelowskich szkołach. Jednak ten język potrafi być też dosadny, chropawy i oddający kontestację. Tak jak w piosenkach i wierszach Włodzimierza Wysockiego. Jemu to poświęcony został wieczór sobotni, 24 lipca, z okazji 30. rocznicy śmierci.


 


Happening upamiętniający barda zorganizowała Alicja Szymankiewicz, zapraszając do udziału zarówno polskich, jak i rosyjskich artystów. Nie był to tradycyjny spektakl, ale multimedialne wydarzenie, które w pierwszej części pokazało sylwetkę Wysockiego jako człowieka, aktora, kochanka i autora, a w drugiej jako inspirującego artystę, którego sztuka przetrwała lata i "zapładniała" innych twórców.


 


Na scenie Art Gallery Kafe pojawili się: Alicja Szymankiewicz, Ewa Milde, Lena Bernat, Wojciech Malec, Bogdan Łańko, Anatoly Laskavy, Andrzej Rojek i Grigori Dikshtein. I zaczęło się twórcze poplątanie z pomieszaniem wg pomysłu Alicji.


 


Bo jak nazwać połączenie monologu Hamleta w oryginalnym tłumaczeniu Stanisława Barańczaka z mini-recitalem aktora Dikshteina, który znał osobiście Wysockiego i opowiadał o tym "Hamlecie narowistym" anegdoty. Albo wiersze Achmatowej splecione z piosenką Wojtka Borkowskiego. Okazało się, że można… że wszystko do wszystkiego pasuje, zazębia się logicznie i jeszcze bardziej rozumiemy rolę, jaka przypadła Wysockiemu w rozbudzaniu świadomości całego pokolenia.


 


Alicja pokazała urywki archiwalnych filmów, których bohaterem był Wysocki. Kroniki z pogrzebu, role teatralne, śpiewanie przy gitarze na prywatkach, role filmowe. Towarzyszyła temu prelekcjo-pogadanka, objaśniająca, może nie chronologicznie, ale informacyjnie, przedstawiane fragmenty. I znowu popisy naszych aktorów, w śpiewie i mowie, z dużym dystansem emocjonalnym albo z pasją.


 


Ogromną gamę przeżyć docenili widzowie i mimo późnych godzin nocnych nie chciano opuszczać artystycznej kawiarni, która przez lata działalności w pełni zasłużyła na swoją nazwę. Jeszcze raz okazało się, jak wielką i niekonwencjonalną potencję twórczą mają nasi artyści.


 



Mniej Chopina, więcej jazzu




 


Imponujący był dobór muzyków, towarzyszących Grażynie. Bardzo niekonwencjonalny zestaw, wręcz niemożliwy do współgrania według tradycjonalistów. Ale to jazz, a w jazzie liczy się inwencja muzyczna, improwizacja, parafrazowanie standardów muzycznych i w ogóle to, co artyście "w duszy gra". Dlatego koncerty jazzowe nie są polecane uczniom szkół podstawowych, bo jednak dzieci należy przede wszystkim uczyć klasyki i szacunku dla Mistrzów.


 


Wirtuozowskie współgranie skata (rodzaj śpiewu bez słów) Grażyny Auguścik z dźwiękami harmonijki przy ustach znakomitego Howarda Levy – taki niekonwencjonalny dialog – równie dobrze mógłby uświetnić koncert bachowski lub mozartowski, gdyż z chopinowskim mazurkiem niewiele miał wspólnego. Także niewiele miały wspólnego z Chopinem aranżacje dokonane przez Jarosława Bestera, klezmera z Krakowa, świetnego akordeonisty i laureata międzynarodowych konkursów. Preludia po żydowsku… tego jeszcze nie było! No a zaproszenie do koncertu klasyka zespołu puzonistów?


 


Można by się dziwić bez końca, gdyby nie fakt, że taki był konsekwentnie zrealizowany pomysł organizatorki koncertu. Pod egidą "Chopin 200 Grażyna Auguścik's World Sound" zaistniał konglomerat najróżniejszych osobowości i narodowości. Poza typowo polskim zespołem Andrzeja Jagodzińskiego, tudzież krakowianinem Jarosławem Besterem, zaproszeni muzycy, m.in. Brazylijczyk Paulinho Garcia, Palestyńczyk Ronnie Malley, Rosjanin Ian Maksin, reprezentowali Chicago – miasto tygiel. Nie zapominając o kontrabasiście Matcie Ulery czy wspomnianym już multiinstrumentaliście Howardzie Levy. Grażyna Auguścik również została zapowiedziana jako artystka chicagowska, co widownia przyjęła jako swoistą promocję i dowód osobistego sukcesu.


 


Ten koncert był na pewno największym wydarzeniem minionego weekendu i długo pozostanie w pamięci Polaków w nim uczestniczących, zarówno na scenie, jak i na widowni. Grażyna Auguścik też pewnie, zachęcona powodzeniem, zaskoczy nas niejednokrotnie twórczym pomysłem. Czy uda się jej i następne zrealizować? To już zależy od nas, Polonii, Polaków, organizacji polonijnych i całego tego naszego grajdoła, który tylko dzięki ambitnym wychodzi co jakiś czas z "bejzmentu".


 


Natomiast mnie, jako tradycjonalistce, i tak najbardziej podobały się aranżacje, które potrafiłam rozpoznać: preludium e-moll i walc As-dur op. 64, wykonany na bis, przy owacji na stojąco.


 


Tekst i zdjęcia:


Bożena Jankowska




Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama