Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 00:15
Reklama KD Market
Reklama

Dlaczego pisząc o Nowym Jorku, trzeba przyjechać do Chicago


O polskiej emigracji we wszystkich niemal zakątkach świata napisano już bardzo wiele książek – i opracowań naukowych, i relacji dziennikarsko-publicystycznych. Zainteresowania badawcze naukowców różnych dziedzin (historyków, politologów, socjologów, kulturoznawców i literaturoznawców) skupiały się jednak głównie na dwóch ważnych emigracyjnych ośrodkach: Londynie – przede wszystkim ze względu na siedzibę Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, i Paryżu – ze względu na środowisko miesięcznika „Kultura” i redaktora Jerzego Giedroycia.


 


Inaczej przedstawia się efekt zainteresowań polską emigracją zamorską, do Stanów Zjednoczonych. Emigracja "za chlebem" z przełomu XIX i XX wieku została opisana przede wszystkim jako zjawisko ekonomiczno-socjologiczne, ale jej instytucje i organizacje w zasadzie nie doczekały się jeszcze monograficznych opracowań i są mało znane; stosunkowo niedawno Joanna Wojdon opublikowała książkę "W imieniu sześciu milionów..." Kongres Polonii Amerykańskiej w latach 1944-1968 (Toruń 2005). Natomiast naukowe zainteresowania wojenną emigracją niepodległościową jeszcze nie zaowocowały prawdziwie istotnymi opracowaniami; jaskółką jest książka Anny Jaroszyńskiej-Kirchman "The Exile Mission. The Polish Political Diaspora and Polish-Americans 1939-1956" (Ohio 2004). Także wielu wybitnych przedstawicieli polskiej nauki czy kultury w USA nie może się pochlubić szczegółowymi omówieniami emigracyjnego etapu swoich biografii – do chwili obecnej pojawiały się bowiem jedynie prace o charakterze szczątkowym, przyczynkowym.  


 


Moje zainteresowania naukowe koncentrowały się dotychczas na życiu i twórczości Jana Lechonia, jednego z najwybitniejszych polskich poetów XX w., od 1941 żyjącego na emigracji w Nowym Jorku, gdzie w 1956 zmarł śmiercią samobójczą. Podstawą badań było przede wszystkim archiwum Lechonia w Polish Institute of Arts & Sciences of America (PIASA) w Nowym Jorku. W efekcie opublikowałam wiele rozpraw w czasopismach naukowych oraz kilka książek (dwie z nich: "Lechoń Nowojorski" oraz  "Evening on the Hudson. An Anthology of Jan Lechoń’s American Writings" – znajdują się od niedawna w bibliotece Muzeum Polskiego w Chicago). Kontakt z Lechoniem w Nowym Jorku i Nowym Jorkiem Lechonia – gdy przed dwunastu laty chodziłam po raz pierwszy tam jego śladami – uświadomił mi potrzebę jeszcze innego opracowania, dotyczącego historii i działalności PIASA, którego poeta był jednym z najznamienitszych członków.


 


PIASA jest najstarszą instytucją polską i jedną z najstarszych polonijnych w Stanach Zjednoczonych, powołaną  do życia w 1942r.; dopiero potem powstały m.in. Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia (1942/43), Instytut Józefa Piłsudskiego (1943) i Kongres Polonii Amerykańskiej (1944). Była to zatem organizacja prekursorska, która wyznaczała innym cele i metody działania, ważna ze względów politycznych i propagandowych, a nade wszystko naukowych i kulturowych.


 


Podstawą pracy stały się dla mnie zatem przed kilku laty akta PIASA, dzięki którym spróbuję w pisanej obecnie książce nakreślić historię Instytutu i ukazać, jak w ciągu ponad 60 lat istnienia zmieniała się jego rola. Najpierw była to więc placówka, która w okresie II wojny światowej dała polskim naukowcom  i twórcom kultury oparcie i umożliwiła swobodny rozwój, wolny od gnębiących wówczas Europę totalitaryzmów; spełniała też ważną misję polityczną, kształtując opinię środowiska polskiego i amerykańskiego oraz innych narodowości na uchodźstwie (jak m.in. Żydów, Ukraińców, Czechów i Rumunów) na przebieg i rezultaty polityczne II wojny światowej. Później było to forum wymiany doświadczeń zawodowych      i intelektualnych dla nau-kowców polskich i polskiego pochodzenia w Stanach Zjednoczonych, zapoznające także Amerykanów z ich dorobkiem. Wreszcie – dzięki przemianom politycznym w Polsce po 1989 – działania Instytutu, wolne od ciężaru  politycznego i doraźnych obowiązków patriotyczno-propagandowych, sytuują PIASA w rzędzie najważniejszych  placówek promujących polską naukę w świecie; ze względu na zasoby archiwalne jest to też skarbnica dóbr kultury, stanowiących wielką i niepodważalną wartość polskiego dziedzictwa narodowego.


 


Brzmi to wszystko sucho i dla postronnego obserwatora mało atrakcyjnie, ale przecież instytucje i urzędy to przede wszystkim ludzie, którzy je tworzą i w nich działają. A w przypadku PIASA jest to prawdziwa plejada gwiazd pierwszej wielkości: w literaturze – wspomniany już Lechoń, ale też i inni słynni skamandryci: Julian Tuwim, Kazimierz Wierzyński i Józef Wittlin, nieco później zaś Czesław Miłosz i Anna Frajlich-Zając; wśród naukowców np. wybitni literaturoznawcy, jak Wacław Lednicki, Ludwik i Jerzy R. Krzyżanowscy, Wiktor Weintraub; wreszcie przedstawiciele różnych dziedzin sztuki, m.in. muzycy Mieczysław Horszowski i Zygmunt Stojowski, plastycy Zdzisław Czermański i Rafał Malczewski. Każde z tych nazwisk to niezwykły człowiek o fascynującej osobowości i niebanalnej biografii, często z dramatycznym wieloletnim etapem wygnańczym na obczyźnie.


 


Nie jest możliwe oparcie jakiejkolwiek publikacji, mającej ambicje naukowe, wyłącznie na jednym źródle, w tym przypadku – jedynie na archiwum PIASA. Podstawowym obowiązkiem badacza jest bowiem skonfrontowanie różnych źródeł – wszak trzeba dowiedzieć się np. tego, jak Instytut i jego działania były postrzegane i komentowane w innych  środowiskach, czy miały na nie wpływ, w jaki sposób owocowały. Takim źródłem nie do przecenienia jest dla mnie prasa polska wydawana w Stanach Zjednoczonych, poczynając od czasu II wojny światowej, a zwłaszcza wychodzący w Nowym Jorku dziennik "Nowy Świat" (warto przypomnieć, że była to "gazeta-matka" dla istniejącego współcześnie "Nowego Dziennika", uchodzącego za największe polskojęzyczne czasopismo wydawane poza krajem). 


 


Paradoks: w Nowym Jorku próżno by szukać tego źródła; dziennika tego nie gromadziła systematycznie żadna emigracyjna czy polonijna placówka, co można tłumaczyć w równym stopniu brakiem miejsca, co i brakiem świadomości o randze tego rodzaju kolekcji. W bibliotekach krajowych, nawet w szczycącej się największymi zbiorami Bibliotece Narodowej w Warszawie, sytuacja jest równie tragiczna, zwłaszcza w odniesieniu do okresu wojennego oraz lat 50. i 60., co tłumaczy się ówczesnym klimatem politycznym (a więc zimną wojną i żelazną kurtyną, która miała chronić "zdrowe" socjalistyczne społeczeństwo przed indoktrynacją polityczną i „moralną zgnilizną” Zachodu). Zatem zamiast zorganizowanego i systematycznego gromadzenia wielu emigracyjnych tytułów, w tym "Nowego Świata", napotykamy pojedyncze numery z przypadkowych roczników, które trafiały do BN nieoficjalnymi drogami, często po prostu przemycane przez granicę przez nielicznych wówczas szczęśliwców, podróżujących po świecie. Cóż począć w takiej desperackiej sytuacji?


 


Jest ratunek – Muzeum Polskie w Chicago i jego niewyobrażalne zbiory. Dosłownie i bez najmniejszej przesady: jedyne miejsce na świecie, gdzie można dotrzeć do „Nowego Świata” (i bardzo wielu innych, równie rzadkich tytułów). Podjęłam więc wyprawę do Chicago i w archiwum Muzeum Polskiego, za zgodą dyrektora Jana Lorysia i pod opieką archiwistki Haliny Misterki, spędziłam trzy pracowite tygodnie. Ale jakże owocne!


 


Stare gazety mają nieodparty urok. Kruchość starego papieru sprawia, że ma się wrażenie obcowania z czymś prawie ulotnym. Pożółkłe stronice, przekładane z czułą niemal delikatnością, by nie powodować dodatkowych zniszczeń, odsłoniły przede mną niebywałe bogactwo. Znalazłam bowiem informacje nie tylko dotyczące twórczej aktywności wybitnych poetów, Lechonia i Wierzyńskiego, ale i na temat ich działalności politycznej,  znacznie mniej znanej. Natrafiłam na inne fakty mało znane lub zupełnie nieznane, jak np. inspirowana przez PIASA organizacja na ogromną skalę w 1955 r. obchodów 100. rocznicy śmierci Adama Mickiewicza oraz kulisy polityczne tych uroczystości, w których m.in. protestowano przeciw reżimowym próbom zawłaszczenia narodowego wieszcza i interpretacji jego dzieła wyłącznie w duchu obowiązującego wówczas socrealizmu.


 


Na łamach "Nowego Świata" pojawiła się też zrodzona w środowisku PIASA idea Kongresu Wolnej Kultury Polskiej w 1956 r. oraz echo sporów różnych ośrodków emigracyjnych (Londyn–Monachium–Paryż) na temat  jego realizacji, które jednocześnie przerodziły się w dyskusję o koncepcji kultury na emigracji w ogóle, rozumienia jej celów i zadań – tak wobec kraju, jak i społeczności na uchodźstwie. "Odkryciem chicagowskim" jest inspirowana przez PIASA akcja ratowania pomnika kultury narodowej, jakim była i jest po dziś dzień, zagrożona w okresie powojennym aneksją przez komunistyczny reżim PRL, Biblioteka Polska w Paryżu. W jej obronę Instytut zaangażował nie tylko władze Zjednoczenia Polskiego Rzymsko-Katolickiego w Ameryce, ale nawet i Kongres USA. 


 


Nie byłabym chyba sobą, gdyby nie okazało się jednak, że najbardziej cieszą mnie wyniesione z Muzeum Polskiego informacje, wzbogacające moją wiedzę o głównym "moim bohaterze" – wielkim poecie, żarliwym patriocie, tragicznym człowieku, Janie Lechoniu. Lektura „Nowego Świata” utwierdziła mnie w przekonaniu, że właśnie on – jak żaden inny ówczesny twórca ze świata literatury i sztuki – poświęcał w czasie wojny i po wojnie czas i siły, uczestnicząc w niepoliczalnych imprezach o charakterze patriotycznym i niejako potwierdzając w działaniu słowa z płomiennego Hymnu Polaków z zagranicy, który napisał jeszcze przed wojną:


 


Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie,


Wszystkie me siły jej składam w ofierze,


Na całe  życie, które wziąłem z Ciebie,


Cały do Ciebie, Ojczyzno, należę. 


 


Bo też  i niespożytych sił fizycznych oraz niebywałej odporności psychicznej wymagało od poety np. uczestniczenie w serii projekcji dwóch niemych filmów. Jeden, zatytułowany "Ostatnie dni Warszawy", zmontowany m.in. z przemyconych na Zachód zdjęć wykonanych przez powstańców Warszawy oraz na podstawie dokumentacji fotograficznej Wehrmachtu, ukazywał popowstaniową agonię stolicy; drugi przedstawiał Zakład dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą i miał zmobilizować do finansowego wsparcia nowo powstałego w Nowym Jorku Komitetu Pomocy Laskom, przede wszystkim zaś przebywającym tam kalekim dzieciom. 


 


Pokazy, w czasie których Lechoń na bieżąco komentował płynące z taśmy obrazy, odbywały się w miastach i miasteczkach Wschodniego Wybrzeża, w kościołach i domach parafialnych, klubach i świetlicach weteranów – wszędzie tam, gdzie było najmniejsze bodaj skupisko Polaków. Do Chicago nigdy nie dojechał, ale informacje z czytanego w Chicago  "Nowego Świata" o kolejnych projekcjach pozwalają z niezwykłą dokładnością odtworzyć przebieg tego swoistego tournée, trwającego wiele miesięcy w 1949 roku, kiedy np. poeta występował nie tylko jednego dnia np. w Glen Cove na Long Island, a następnego w Filadelfii, ale czasem wręcz w ciągu jednego dnia obsługiwał dwie różne miejscowości z tym samym, tragicznym w swej wymowie, programem. 


 


Do planowanego przeze mnie w przyszłości "Kalendarium życia i twórczości Jana Lechonia" wiedza o tych projekcjach ma zasadnicze znaczenie. Podobnie zresztą, jak w szczególny sposób potwierdzone na łamach "Nowego Świata" uczestnictwo poety w obchodach 100. rocznicy urodzin Sienkiewicza w 1946 i na inauguracji Roku Mickiewicza w 1955. Wiedziałam o tym, ale teraz trzymam w ręce dwa teksty – wygłoszone wówczas przez Lechonia mowy, które już nigdy potem nie były nigdzie publikowane, a wobec niedostępności tej polsko-amerykańskiej gazety mogą wręcz uchodzić za nieznane: "Lechoń o Sienkiewiczu" oraz "Posąg Mickiewicza". 


 


Warto, och, jak bardzo warto było przyjechać do Chicago! Odtąd nie będzie mi się ono kojarzyło ze wspaniałym musicalem, gansterskim mitem Ala Capone, czy stereotypowo uproszczonym (niestety) dla większości ludzi w kraju wizerunkiem Polonii chicagowskiej z Trójcowa i Jackowa – ale właśnie z Polish Museum of America, któremu życzę z całego serca pokonania (miejmy nadzieję, przejściowych) trudności i dalszego wspaniałego rozkwitu. Garść moich refleksji po wizycie w tym przybytku historii i kultury dotyczy przecież tylko skromnego fragmentu tego nieopisanego bogactwa. Zaprzyjaźniona jestem z kilkoma osobami, które już wcześniej  miały szanse korzystać z biblioteki i archiwum – by wymienić dr Marię Bokszczanin z Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie, znakomitą znawczynię i edytorkę listów Sienkiewicza, dr hab. Danutę Płygawko z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, badaczkę politycznej działalności Sienkiewicza w Ameryce w okresie I wojny światowej, czy dr Joannę Wolańską, historyka sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, koneserkę sztuki malarskiej Jana Henryka Rosena. Dziś ja dopisuję się do tego grona badaczy z kraju, pełnych szczerego podziwu dla wielkości i znaczenia zbiorów Polish Museum, oraz niewyrażalnej w prostych słowach wdzięczności dla jego pracowników, życzliwych, ofiarnych, gotowych do wszelkiej pomocy. 


 


Panie dyrektorze, drogie koleżanki z Biblioteki i Archiwum, wszystkie osoby, które dane mi było poznać podczas tych trzech niezwykłych tygodni: z całego serca dziękuję. Pozostanę wierna najlepszym myślom o Was i o Muzeum i już teraz zgłaszam akces do Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego w Ameryce.


 


Dr Beata Dorosz


Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk


 


––––––––––––––––––


 


Dr Beata Dorosz, adiunkt w Instytucie Badań Literackich PAN; członek zespołu autorskiego słownika bio-bibliograficznego Współcześni polscy pisarze i badacze literatury (t. 1-10), współautorka pierwszej bibliografii niezależnych druków literackich (J. Czachowska, B. Dorosz. Literatura i krytyka poza cenzurą 1977-1989, wyd. 1991). Autorka tekstów na temat polskiej kultury i literatury na emigracji po II w. św., Autorka m.in. książek o Janie Lechoniu, edytorka jego utworów i korespondencji, laureatka nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (2009) za prace naukowe dotyczące literatury emigracyjnej.



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama