Ósmego czerwca na dachu niewielkiego budynku pofabrycznego w Chicago miało miejsce ciekawe wydarzenie. Artyści skupieni w grupie ArtPo spotkali Małgosię Włodarczak i mieli okazję poznać bliżej jej tworczość.
Gosia to uznana międzynarodowo artystka, urodzona w Polsce, mieszkająca na stałe w Australii. Po trzymiesięcznym pobycie w Nowym Jorku na stażu, ufundowanym jej przez Australia Council for the Arts, wpadła na trzy dni do Chicago, aby odwiedzić Agnieszkę i Krzysztofa Babirackich, którzy zorganizowali spotkanie z nią w egzotycznej scenerii chicagowskich dachów.
Tradycyjna sztuka stara się być lustrem rzeczywistości. Małgosia próbuje uczynić swoją twórczość bardziej autentyczną poprzez zamknięcie w niej konkretnych fragmentów życia, a nie tylko ich odbicia. Jej twórczość jest rozległa i można by o niej pisać długo. Artystka zajmowała się między innymi tematem przestrzeni, w której czujemy się bezpiecznie, wypełnionej energią przestrzeni pomiędzy ludźmi, a także samym procesem postrzegania świata. Fascynującym pomysłem są jej próby przekładania kształtów na język dźwięków.
Ograniczę się do jednego przykładu, w miarę prostego do opisania, żeby trochę przybliżyć twórczy proces artystki. Więcej na temat jej sztuki można dowiedzieć się na stronie internetowej www.gosiawlodarczak.com.
W Muzeum Sztuki Współczesnej w Sydney został wydany obiad, podczas którego Małgosia wykonała pracę zatytułowaną “Tablecloth for 10” (“Obrus na 10 osób”).
Jak to wyglądało? Do stołu zasiadło wraz z nią dziewięć, w większości nieznanych jej, osób. Kelnerzy podawali dania, zmieniali nakrycia… Podczas jedzenia i konwersacji z obecnymi tam osobami artystka rysowała na lnianym obrusie fragmenty tego, co usłyszała i co zaobserwowała, przekładając swoje doświadczenia na język linii. Ile razy zmieniała kierunek patrzenia, tyle razy powstawał nowy szkic.
W trakcie sześciu godzin trwania obiadu Małgosia zmieniała miejsce przy stole i kolory używanych markerów; w rezultacie cały obrus pokryty był delikatną pajęczyną jej rysunków, za wyjątkiem miejsc, gdzie stała zastawa. Te niezarysowane pola stały się cieniami, mówiącymi o wcześniejszej obecności przedmiotów. Zdjęty ze stołu obrus został zapisem tego, co się przy nim działo, rejestracją spędzonego przy nim przez artystkę czasu.
Spotkanie z Małgosią Włodarczak było bardzo ciekawym doświadczeniem, gdyż nie tylko ma ona intrygujące pomysły twórcze, lecz również potrafi w interesujący sposób o nich opowiadać. Być może w nie tak dalekiej przyszłości będzie można zobaczyć w Bellingham w stanie Washington jej instalację zatytułowaną “Skin of the Wall”.
Praca wymaga olbrzymiej ściany; artystka znalazła takie miejsce w galerii Wydziału Sztuki na Western Washington University.
Kasia Szcześniewska