Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 02:21
Reklama KD Market

Kolizja z niedźwiadkiem

Kolizja z niedźwiadkiem

W roku 2014 w Nowym Jorku zrodziła się zagadka, którą przez pewien czas fascynowała się opinia publiczna i która intrygowała amerykańskie media. W Central Parku na Manhattanie znaleziono martwego niedźwiadka oraz porzucony rower. Wydawało się wtedy, że ktoś potrącił tym rowerem misia, a następnie nawiał z miejsca wydarzenia. Niedźwiadek został znaleziony przez kobietę spacerującą po parku z psem. Ustalono, że zwierzę miało 6 miesięcy i ważyło 44 funty.

Stanowy departament ochrony środowiska ustalił później w wyniku sekcji zwłok, że przyczyną śmierci były „obrażenia tępe, typowe dla zderzenia pojazdów mechanicznych”. Innymi słowy, teoretycznie możliwe było, że jakiś rowerzysta przejechał niedźwiedzia. Jednak od samego początku wydawało się dziwne, iż zwierzę zginęło, a cyklista był na tyle zdrowy, że zdołał uciec. Tak czy inaczej, tajemnicy tej nigdy nie wyjaśniono. Dziś jednak wszystko stało się jasne.

Robert F. Kennedy Jr., niezależny kandydat na prezydenta, przyznał, że to on zostawił martwego niedźwiadka w Central Parku na Manhattanie, ponieważ uważał, że będzie to „zabawne”. W rozmowie z aktorką Roseanne Barr członek klanu Kennedych wyznał, że jechał przez Hudson Valley, gdy zobaczył furgonetkę, która potrąciła młodego niedźwiedzia i zabiła go. Następnie RFK Jr. wyznał: „Zatrzymałem się, podniosłem niedźwiedzia i wsadziłem go do bagażnika mojego vana, ponieważ miałem zamiar go zjeść. Był w bardzo dobrym stanie i zamierzałem włożyć mięso do lodówki, by je przyrządzić później”.

Później Robert F. Kennedy szczegółowo wyjaśniał, że musiał wziąć udział w kolacji w Peter Luger Steak House w Nowym Jorku, a potem udać się na lotnisko, co oznaczało, że trzeba było pozbyć się niedźwiedzia. Postanowił zostawić go w Central Parku ze starym rowerem, pozorując bliskie spotkanie trzeciego stopnia z jakimś krewkim cyklistą. Bohaterskie wyznanie prezydenckiego kandydata o jego niedźwiedziej przeszłości motywowane było tym, iż magazyn „The New Yorker” zamierzał opublikować niezbyt pochlebny artykuł na ten temat, co spowodowało, że RFK postanowił uprzedzić fakty i sam się do wszystkiego przyznał.

Pan Kennedy w zbliżających się wyborach prezydenckich nie ma żadnych szans na sukces ani też nie bardzo wiadomo, dlaczego w ogóle w nich startuje. Jego powszechnie znana rodzina się od niego odżegnała i systematycznie go krytykuje. Natomiast jedno jest absolutnie pewne – RFK Jr. to człowiek dość dziwny. W szczególności promował on pięć kompletnie fałszywych teorii.

Po pierwsze, jego zdaniem szczepionki, a szczególnie ta przeciw koronawirusowi, powodują u dzieci autyzm. Jest to kompletna bzdura, co do czego zgodni są praktycznie wszyscy naukowcy. Dodatkowo pan Kennedy wyraził pogląd, że zmuszanie ludzi do posiadania zaświadczeń o szczepieniach jest podobne do życia w hitlerowskich Niemczech. Heil RFK!

Po drugie, bratanek prezydenta Johna F. Kennedy’ego uważa, że chemikalia obecne w wodzie pitnej przyczyniają się do „feminizacji chłopców” i są formą „chemicznej kastracji”. Po trzecie jest przekonany o tym, iż wzrastająca liczba masowych mordów w szkołach to nie wynik powszechnego dostępu do broni wszelkiej maści, lecz nadmiernego przepisywania młodym ludziom środków antydepresyjnych, takich jak prozac.

Po czwarte, RFK Jr. obwinia za śmierć swojego wuja w Dallas w 1963 roku agentów CIA, którzy mieli działać na polecenie wcześniej zwolnionego przez prezydenta Kennedy’ego z funkcji dyrektora tej agencji Allena W. Dullesa. Wreszcie po piąte, Kennedy Jr. od roku 2006 głosi, że dwa lata wcześniej republikanie sfałszowali wybory w stanie Ohio, co spowodowało porażkę Johna Kerry’ego w starciu prezydenckiego kandydata demokratów z George’em W. Bushem. Krzepiące jest to, iż legendy o fałszerstwach wyborczych w USA nie dotyczą wyłącznie elekcji w roku 2020, lecz są zjawiskiem znacznie wcześniejszym.

Biorąc powyższe dziwactwa pod uwagę, być może numer z niedźwiadkiem i sfingowanym wypadkiem rowerowym nie jest aż tak bardzo szokujący. Jednak pewne aspekty tej historii muszą budzić zastanowienie. W roku 2014 RFK Jr. nie był sztubakiem oddającym się płataniu szkolnych psikusów. Był natomiast dorosłym człowiekiem oraz członkiem jednej z ważniejszych rodzin politycznych w Stanach Zjednoczonych. O ile jego początkowy impuls zabrania przejechanego misia do domu w celu późniejszego przyrządzenia sobie gulaszu może być do pewnego stopnia zrozumiały, jego dalsze działania sugerują, że RFK Jr. jest nieco szurnięty. Trzeba mieć coś słabo poukładane pod stropem, by wpaść na pomysł, iż najlepszą metodą pozbycia się martwego niedźwiedzia jest podłożenie go w Central Parku i upozorowanie zderzenia z rowerem. Pomijam w miarę oczywisty fakt, iż niedźwiedzie nie żyją na Manhattanie, a zatem spotkanie misia w Central Parku jest niemożliwe. Podobnie jest z krokodylami, słoniami, hipopotamami oraz dinozaurami.

Gdy Roseanne Barr zapytała swojego rozmówcę o motywy jego działania, RFK Jr. nie wiedział, co odpowiedzieć i stwierdził jedynie, że było to działanie „nieco wsiowe”. Nie wiem, co miał na myśli, ale jedno jest pewne – jego postępowanie nie było ani wsiowe, ani miejskie, ani też kowbojskie. Było po prostu głupie. W pewnym niepokojącym sensie cała ta historia pasuje do współczesnego krajobrazu politycznego Ameryki, w którym pełno jest dziwaków, ekstremistycznych czubków, idiotycznych radykałów, prowokatorów, sztucznie nawiedzonych wieszczów i zwykłych oszustów. Jest to w sumie menażeria, jakiej w historii USA nigdy wcześniej nie było. W tym kontekście podrzucony na Manhattanie miś to pestka.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama