W styczniu 1971 roku sześcioosobowa brytyjska rodzina wyruszyła w niezwykły rejs. Ludzie ci na pokładzie trzynastometrowego jachtu „Lucette” mieli zamiar pokonać Atlantyk, zwiedzić szereg wybranych miejsc po drugiej stronie oceanu, a potem przepłynąć przez Kanał Panamski i kontynuować wyprawę na wodach Pacyfiku. Dlaczego Dougal Robertson zdecydował się na tak niezwykłą przygodę? W pewnym sensie z nudy...
Atak wielorybów
Dougal, były kapitan żeglugi morskiej, opuścił brytyjską marynarkę handlową w latach pięćdziesiątych. Kupił farmę mleczną w Peak District w Wielkiej Brytanii i wraz z żoną Lindą rozpoczął nowe życie. Ale nigdy nie pozbył się morskiego bakcyla. Jego życie stało się zbyt monotonne. Jedynym godnym uwagi codziennym wydarzeniem był podjazd cysterny, która zabierała mleko od jego krów do Manchesteru. Pewnego dnia Dougal i Neil, jeden z jego synów, pojechali do sąsiedniej farmy. Neil zapytał ojca, czy to już Manchester. To przekonało głowę rodziny, że jego dzieci znalazły się w niekorzystnej sytuacji ze względu na wiejskie wychowanie.
Konsekwencje tego wydarzenia były dramatyczne. Dougal zdecydował, że sprzeda swoje gospodarstwo, kupi jacht, zabierze dzieci ze szkoły i opłynie z nimi świat. I tak właśnie zrobił. Kiedy Robertsonowie wyruszyli w swój rejs, na pokładzie żaglowca znajdowali się: Anne, najstarsza z czworga dzieci, która miała 18 lat, 16-letni Douglas, 11-letni bliźniacy Neil i Sandy oraz ich rodzice.
Pierwszy rok tej eskapady był fantastyczny. Rodzina popłynęła z Anglii do Portugalii a dalej na Wyspy Kanaryjskie, na Karaiby, na Bahamy, do Miami, przez Kanał Panamski i wreszcie na Galapagos. Robertsonowie spędzili około sześciu miesięcy w Miami, pracując tam, by zarobić pieniądze na sfinansowanie kolejnej części podróży. Anne zdecydowała się porzucić rejs, ponieważ zakochała się w mieszkańcu Florydy, ale w Panamie Robertsonowie zabrali nowego pasażera. Był nim 23-letni analityk finansowy Robin Williams, który podróżował autostopem po całym świecie. Zgodził się zapłacić symboliczną stawkę i uczyć dzieci angielskiego i matematyki w czasie dalszego rejsu.
Do dramatu doszło w czasie 45-dniowej podróży na Markizy na południowym Pacyfiku. Szkuner Robertsonów został zaatakowany przez wieloryby i szybko zaczął tonąć. Żeglarze mieli do dyspozycji tylko ponton i tratwę, podarowaną im przez islandzką rodzinę, z którą zaprzyjaźnili się na początku podróży. Dougal, dumny i uparty człowiek, początkowo nie chciał przyjąć tej tratwy, ale gdy islandzcy przyjaciele powiedzieli mu, że tratwa jest dla jego rodziny, a nie dla niego, zgodził się ją zabrać.
W obliczu szykującej się tragedii Dougal kazał Douglasowi wrzucić ponton i tratwę do morza. Niestety Robin, chcąc jak najszybciej opuścić tonący jacht, nadepnął niefortunnie na burtę pontonu, który nabrał wody i stał się bezużyteczny. W tej sytuacji przetrwanie całej rodziny zależało od tratwy. Na szczęście jej mechanizm automatycznego pompowania zadziałał i wszyscy uczestnicy wyprawy wkrótce znaleźli się na jej pokładzie.
Śledzeni przez rekiny
Szybko zdali sobie sprawę, jak beznadziejna była ich sytuacja. Z tratwą i zalanym pontonem znajdowali się setki mil od lądu. Mieli zapas jedzenia oraz wody w puszkach wystarczający jedynie na 10 dni. Linda wyraziła to, co wszyscy myśleli: „Dougal, bądź z nami szczery. Zginiemy czy mamy jakieś szanse?”. Dougal nie znał odpowiedzi. Zadał Douglasowi przerażające pytanie. Czy jeśli uda się przywrócić ponton do stanu używalności, spróbuje przepłynąć 250 mil z powrotem na Galapagos?
„Nie, tato, to daje 25 mil dziennie. Czy mogę wiosłować 25 mil dziennie przez 10 dni, pod prąd? Nie, nie mogę. To głupie zadanie. W każdym razie wolałbym umrzeć tutaj z wami niż samotnie” – odpowiedział chłopak. Rodzina ponownie oceniła sytuację. Złożyli sobie nawzajem przysięgę, że nie będą jeść ciał zmarłych.
Po sześciu dniach rozbitkowie zauważyli statek. Mieli ze sobą pięć rac, ale niestety odpalenie dwóch z nich nie przyniosło rezultatów. Tymczasem zapas wody i żywności kurczył się dramatycznie. Któregoś dnia na tratwę wskoczył żółw, ale wskoczył ponownie do wody. Rozbitkowie dryfowali już drugi tydzień na oceanie i byli głodni. Kiedy pojawił się kolejny żółw, udało się go złapać i zabić. Wszyscy pili jego krew i jedli jego surowe mięso.
W miarę upływu dni stan tratwy stawał się coraz gorszy. Ryby wygryzły w nim dziury. Wszyscy byli pokryci wrzodami i nie mogli spać, bo byli po piersi w wodzie. Na tratwie było jedno suche miejsce i każdy z rozbitków miał na nim po godzinie czasu na osuszenie się. Ostatecznie rodzina została zmuszona do przeniesienia się na ponton, który opróżniono z wody.
Rozbitkowie zdali sobie sprawę z tego, że są śledzeni przez rekiny. Jednego z nich, o długości 5 stóp, udało im się złapać i zjeść. Ostatecznie rodzina przeżyła dzięki suszonemu mięsu rekina i świeżej wodzie z opadów. 23 lipca 1972 roku na horyzoncie pojawił się statek. Tym razem odpalone race spowodowały, że jednostka zbliżyła się do rozbitków. Był to japoński trawler rybacki „Toka Maru II”, płynący w stronę Kanału Panamskiego.
Robertsonowie wrócili do domu w Peak District, gdzie małżeństwo Dougala i Lindy przeżyło kryzys. W ciągu następnego roku rozwiedli się. Dougal napisał książkę pt. „Survive the Savage Sea” i zarobił wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić jacht. Planował dokończyć swoją podróż dookoła świata, ale zatrzymał się w Grecji i tam pozostał. Robin podjął pracę w finansach, bliźniacy z trudem przystosowali się do ponownego życia w szkole, a Douglas w ciągu dwóch miesięcy dołączył do marynarki handlowej, gdzie pozostawał przez 10 lat, zanim został księgowym.
Krzysztof M. Kucharski