Jeżeli zostanę kolejnym prezydentem USA, szybko rozwiążemy konflikty na Bliskim Wschodzie - zapowiedział Donald Trump w piątek podczas spotkania z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu. Republikański kandydat dodał, że z Netanjahu zawsze łączyły go bardzo dobre stosunki.
"Jeżeli wygramy, to będzie bardzo proste. Wszystko się ułoży i to bardzo szybko. Jeżeli nie, to się skończy poważnymi wojnami na Bliskim Wschodzie, a może nawet trzecią wojną światową" - oświadczył Trump, gdy witał Netanjahu w swojej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie. Jak dodał, obecnie świat jest bliżej trzeciej wojny światowej niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ Stanami Zjednoczonymi "rządzą niekompetentni ludzie".
Trump, który jest republikańskim kandydatem w listopadowych wyborach w USA, skrytykował również Kamalę Harris, wiceprezydent USA i swoją najbardziej prawdopodobną rywalkę z ramienia Partii Demokratycznej.
Harris po czwartkowym spotkaniu z Netanjahu wezwała do jak najszybszego zawarcia rozejmu w wojnie z Hamasem w Strefie Gazy i wspomniała o cierpieniu ludności cywilnej w tym konflikcie, podkreślając, że "nie będzie milczeć" na ten temat. Te wypowiedzi wzbudziły gniewną reakcję izraelskich polityków, zarzucających Harris, że w ten sposób wzmacnia pozycję negocjacyjną Hamasu.
"Myślę, że jej uwagi były pozbawione szacunku. Nie były zbyt miłe w stosunku do Izraela. Nie wiem jak Żydzi mogą na nią głosować" - skomentował w piątek Trump.
Republikański kandydat zapewnił też, że "zawsze miał bardzo dobre relacje" z premierem Netanjahu. Izraelski przywódca odwzajemniał uprzejmości, komplementując bliskowschodnią politykę Trumpa podczas sprawowania przez niego urzędu prezydenta USA w latach 2017-2021.
Było to pierwsze bezpośrednie spotkaniu obu polityków od czterech lat, obu przywódcom zależy na naprawieniu nadszarpniętych stosunków i wykorzystaniu ich do własnych celów politycznych - skomentowała agencja AP.
Podczas swojej prezydentury Trump prowadził politykę sprzyjającą Netanjahu, który również wtedy rządził Izraelem. Doprowadził do tzw. porozumień abrahamowych, czyli unormowania stosunków między Izraelem a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem, wycofał się z zawartej przez swojego poprzednika Baracka Obamę i krytykowanej przez Netanjahu umowy nuklearnej z Iranem czy przeniósł ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy.
Stosunki między politykami popsuły się jednak jesienią 2020 r., gdy izraelski premier złożył jako jeden z pierwszych światowych przywódców gratulacje Joe Bidenowi, zwycięskiemu rywalowi Trumpa w wyborach prezydenckich. Trump skomentował to jako "nielojalność" Netanjahu.
W rozpoczętej krwawym atakiem terrorystycznym Hamasu na Izrael wojnie w Strefie Gazy zginęło już ponad 39 tys. Palestyńczyków. USA są najważniejszym sojusznikiem Izraela, ale sposób prowadzenia walk wywołał w Stanach Zjednoczonych masowe protesty i podzielił Partię Demokratyczną, na którą głosuje duża część amerykańskich Żydów. Trump i Republikanie chcą się więc prezentować jako najbardziej lojalni sojusznicy Izraela - zaznaczyła AP. Netanjahu musi zaś utrzymywać dobre relacje z Trumpem, który ma duże szanse na wygranie wyborów i kolejną kadencję w Białym Domu.
Jerzy Adamiak (PAP)