Donald Trump zapowiada, że jeśli wróci do Białego Domu, będzie wdrażał postępowania sądowe przeciw swym politycznym przeciwnikom. Już sama ta groźba sprawia, że podważane są rządy prawa i ustalone od dawna normy - pisze dziennik "New York Times".
Skoro Trump kwestionuje normy prawne jako kandydat w wyborach prezydenckich, to jeśli je wygra zdobędzie wystarczającą władzę, by wykorzystać agencje federalne i sądy federalne oraz stanowe do walki politycznej. Resort sprawiedliwości to część władzy wykonawczej i stając na czele rządu Trump mógłby zlecać śledztwa i postępowania sądowe, zwłaszcza, że nie kryje się z zamiarem pozbycia się urzędników federalnych nie będących jego zwolennikami - wyjaśnia "NYT".
Ministerstwo sprawiedliwości cieszyło się tradycyjnie dużą niezależnością, ale działo się tak, ponieważ pozwalali na to kolejni prezydenci - przypomina dziennik.
David Rivkin Jr., który pracował jako prawnik dla administracji Ronalda Reagana i George'a H.W. Busha, wyjaśnia, że z punktu widzenia konstytucji prezydent ma pełną władzę nad służbami porządku publicznego i może inicjować dochodzenia czy postępowania wobec dowolnej osoby.
Michael Waldman, autor książki o historii Sądu Najwyższego USA, uważa, że system wymiaru sprawiedliwości i służb porządku publicznego ma "wbudowane bezpieczniki", i aby Trump mógł nadużyć władzy nad nimi musiałby doprowadzić do sytuacji, w której takie agencje jak np. FBI oraz sędziowie i przysięgli zrezygnowaliby ze swej niezależności. Ale - jak dodaje - to niewielka pociecha.
Jeśli bowiem prezydent USA nakaże wszczęcie jakiegoś postępowania, po gruntownej wymianie personelu instytucji federalnych, którą zapowiada, to nie sposób przewidzieć jak zareagują jego podwładni - konstatuje "NYT". (PAP)