68 proc. obywateli Unii Europejskiej chce głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a 74 proc. czuje się obywatelami UE - wykazują sondaże, które przytoczył "New York Times". Unia odżywa również dlatego, że jej mieszkańcy czują się zagrożeni - zauważył w czwartek amerykański dziennik.
Wzrost zainteresowania wyborami do Parlamentu Europejskiego i przywiązania do idei europejskiej nie wydarza się w próżni - wyjaśniła na łamach nowojorskiego dziennika Caroline de Gruyter, korespondentka z Brukseli i komentatorka magazynu "Foreign Policy".
Zmianę nastawienia Europejczyków wyjaśnia komentarz byłego premiera Szwecji Carla Bildta, który powiedział, że teraz Unia nie jest już otoczona przez "krąg przyjaciół", lecz przez "krąg ognia" - zauważyła de Gruyter.
Wprawdzie już dwa lata temu sondaże wskazywały, że 72 proc. mieszkańców Unii deklaruje, że ich kraje skorzystały na przynależności do Wspólnoty, ale dopiero teraz wydaje się, że nadchodzące wybory naprawdę przyciągnęły ich uwagę. Odsetek respondentów deklarujących wolę zagłosowania w nich jest o 9 punktów procentowych wyższy niż rok wcześniej. Tylko w 1979 roku, podczas pierwszych unijnych wyborów parlamentarnych, frekwencja wyniosła 62 proc. Potem sukcesywnie spadała aż do 2019 roku - przypomniała autorka.
Brexit, pandemia Covid-19, obawy o powrót Donalda Trumpa do Białego Domu, a zwłaszcza inwazja Rosji na Ukrainę wstrząsnęły Europejczykami. Zagrożenia dotykają granic wspólnej Europy, dlatego jej mieszkańcy oczekują gwarancji bezpieczeństwa. "Rozumieją teraz, że aby powstrzymać Putina, radzić sobie z pandemią i gospodarczą rywalizacją z Chinami oraz Ameryką, muszą działać razem" - oceniła korespondentka.
Zagrożenia zmieniły percepcję europejskiej polityki. Bruksela zawsze kojarzyła się z nudnymi procedurami, technokratami, negocjacjami w sprawie kwot połowowych i dyrektywami w sprawie chemikaliów. Oczywiście - zastrzegła autorka - takiego postępowania wymagała integracja europejska, ale ostatnie wstrząsy zmieniły najważniejsze wątki debaty politycznej w UE.
Przywódcy krajów unijnych rozpoczęli rozmowy o obronności, produkcji uzbrojenia, niezależności energetycznej i wielu innych sprawach, które wcześniej pozostawały w wyłącznej gestii rządów narodowych. A to sprawiło, że Europejczycy zainteresowali się polityką na szczeblu Wspólnoty - wyjaśniła de Gruyter.
Autorka uważa, że temperaturę debaty przed wyborami do PE podniosła też zmiana stanowiska partii skrajnie prawicowych, takich jak francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen czy holenderska Partia Wolności Geerta Wildersa, które nie chcą już wyprowadzać swoich krajów z Unii, lecz zdobyć w niej wystraczającą siłę głosu, by zmieniać ją od środka.
Obawy przed zwycięstwem skrajnej prawicy również mobilizują elektorat, zwłaszcza że partie centrowe wydają się być "źle wyposażone" do walki z takimi ugrupowaniami. Ale jest też optymistyczny wymiar takiej sytuacji, ponieważ "populiści wnieśli (element) dramatu do europejskiej polityki", co zapewne również mobilizuje unijny elektorat - podsumowała de Gruyter. (PAP)