Prezydent Biden musi pokazać siłę na arenie międzynarodowej, nie słabość. Nie możemy kontynuować obecnego status quo - powiedział w środę republikański spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson po spotkaniu z prezydentem USA w sprawie dalszej pomocy dla Ukrainy. Zaznaczył jednocześnie, że najpierw USA muszą zadbać o własne granice.
"Rozumiemy konieczność finansowania Ukrainy i chcemy powiedzieć, że status quo jest nie do przyjęcia. Potrzebujemy, by zwierzchnik sił zbrojnych, prezydent Stanów Zjednoczonych, pokazał siłę na arenie międzynarodowej, nie słabość" - powiedział Johnson dziennikarzom po wyjściu z Białego Domu, gdzie wraz z innymi przywódcami obydwu partii w Kongresie rozmawiał na temat odblokowania impasu w rozmowach w sprawie dalszego wsparcia dla Ukrainy.
Lider Republikanów w Kongresie wspomniał, że prezydent Zełenski powiedział mu podczas grudniowej wizyty m.in. że do zwycięstwa potrzebuje dodatkowych systemów broni. Jednocześnie zaznaczył, że konieczna jest wyznaczenie jasnej strategii w sprawie wojny na Ukrainie oraz ścisły nadzór nad wydawanymi na ten cel pieniędzmi. Johnson podkreślił jednak, że choć suwerenność Ukrainy jest ważna, to najważniejsze jest bezpieczeństwo granic USA i to właśnie jest jego najważniejszy priorytet w rozmowach.
"Musimy mieć znaczącą zmianę polityki na granicy" - oznajmił. Przyznał jednocześnie, że prezydent był otwarty na argumenty, a spotkanie było konstruktywne.
Optymistycznie po spotkaniu wypowiadali się także przywódcy Demokratów. Lider tej partii w Senacie Chuck Schumer stwierdził, że choć jeszcze nie ma porozumienia w sprawie pakietu łączącego reformy imigracyjne ze środkami na pomoc Ukrainie, Izraelowi i państwom Indo-Pacyfiku, to liczy na to, że Senat będzie mógł nad nim zagłosować już w przyszłym tygodniu.
Jego odpowiednik z Izby Reprezentantów, Hakeem Jeffries, powiedział, że wszyscy uczestnicy spotkania zgodzili się co do wagi dalszego wsparcia Ukrainy i że jest to w żywotnym interesie USA.
Rozmowy w sprawie pakietu środków w wysokości 61 mld dol. na pomoc dla Ukrainy trwają już od ponad miesiąca po tym, jak Republikanie uzależnili zgodę na te fundusze od znaczących i restrykcyjnych zmian polityki imigracyjnej. W międzyczasie administracji USA skończyły się pieniądze przeznaczone na dalsze wsparcie Ukrainy i uzupełnienie własnego arsenału.
Jak mówił przed spotkaniem rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, po wstrzymaniu pomocy wojskowej z USA ukraińskie siły są w trudnej sytuacji i choć zapasy niektórych typów amunicji są znaczne i starczą im na kolejne kilka 2-3 miesiące, to w przypadku innych "nie mają tyle czasu". Dodał, że byłby zaskoczony, gdyby nie miało to wpływu na decyzje podejmowane przez ukraińskie wojsko.
"Oni wciąż zużywają pociski artyleryjskie, rakiety HIMARS i zdolności obrony powietrznej w dość zaawansowanym tempie, zależnie od tego, z czym się mierzą na polu walki. Więc ich zapasy są mniejsze, bez wątpienia" – podkreślił Kirby. Sygnalizował jednocześnie, że rozmowy w sprawie przyjęcia pomocy dla Ukrainy posuwają się naprzód.
Według portalu Punchbowl News, lider Republikanów w Senacie Mitch McConnell wzywał w środę swoich partyjnych kolegów, by przyjęli oferowane przez Demokratów ustępstwa w sprawie zaostrzenia reżimu na granicy, bo druga taka szansa się nie powtórzy. Miał też sugerować, że głosowanie nad pakietem mogłoby nastąpić już w przyszłym tygodniu. Potwierdził to główny negocjator po stronie Demokratów, Chris Murphy, według którego dzielące obie partie różnice "nie są nie do pokonania".
Nie jest jednak pewne, czy ewentualne porozumienie w Senacie zostanie przyjęte przez Republikanów w Izbie Reprezentantów. Są oni mniej przychylnie niż senatorzy nastawieni do dalszej pomocy dla Ukrainie. Jedna z przywódczyń skrajnego skrzydła partii, Marjorie Taylor Greene, zagroziła w środę, że złoży wniosek o odwołanie Johnsona z jego funkcji jeżeli zgodzi się on na dodatkowe środki dla Ukrainy.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)