Prezydent Joe Biden ma całkowite zaufanie do sekretarza obrony Lloyda Austina i nie zamierza go zwalniać, mimo że ten nie poinformował Białego Domu o tym, że trafił do szpitala z komplikacjami po operacji - przekazał w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. Potwierdził też doniesienia prasy o tym, że Biały Dom dowiedział się o problemach szefa Pentagonu dopiero po trzech dniach.
"Prezydent przede wszystkim skupia się na tym, by (Austin) wyzdrowiał i ma nadzieję, że wróci do Pentagonu tak szybko, jak to możliwe" - powiedział Kirby podczas briefingu na pokładzie samolotu Air Force One. Odpowiedział w ten sposób na pytanie, czy prezydent zamierza posłuchać głosów wzywających do zwolnienia szefa Pentagonu w związku z ukryciem przez niego swojego pobytu w szpitalu.
Kirby zaznaczył, że prezydent szanuje fakt, że Austin wziął na siebie odpowiedzialność w związku z "brakiem transparentności" i dodał, że ma "całkowite zaufanie" do swojego ministra i ceni go za jego "rady, szczerość i przywództwo". Przyznał jednocześnie, że - jak poinformowały w piątek media - Biały Dom dopiero w czwartek został poinformowany o pobycie Austina w szpitalu, mimo że został on przyjęty w poniedziałek.
Jak podał Pentagon, Austin udał się do szpitala w związku z komplikacjami po planowym zabiegu, który odbył się 22 grudnia. Resort nie podał informacji ani o szczegółach zabiegu, ani o naturze komplikacji, ani o tym, czy został zabrany przez ambulans. Kirby przyznał, że nie wie, czy Austin zdradził te szczegóły prezydentowi.
Według m.in. portalu Politico, stan szefa Pentagonu był w pewnym momencie na tyle poważny, że spędził cztery dni na oddział intensywnej terapii i od 1 do 4 stycznia nie był w stanie wykonywać swoich obowiązków. W piątek powrócił do pracy, choć wciąż przebywa w szpitalu wojskowym Walter Reed w Bethesdzie pod Waszyngtonem. Według niedzielnego komunikatu rzecznika Pentagonu gen. Pata Rydera, Austin jest w dobrym stanie i zdrowieje.
Austin w sobotę przyznał, że powinien zachować się lepiej i wziął na siebie odpowiedzialność za brak informacji. Jego działanie zostało przyjęte falą krytyki przez polityków obydwu partii w Waszyngtonie. Podczas nieobecności szefa Pentagonu resort - kierowany przez zastępczynię sekretarza obrony Kathleen Hicks, która przebywała wówczas na urlopie - przeprowadził m.in. kontrowersyjne uderzenie w Iraku przeciwko organizatorowi ataków na amerykańskie wojska w tym kraju. Był to jednocześnie jeden z dowódców szyickich Sił Mobilizacji Ludowej znajdujących się pod pieczą rządu w Bagdadzie. Uderzenie spotkało się z gwałtowną reakcją sprzymierzonego z USA irackiego rządu i groźbami wyproszenia amerykańskiej misji z kraju. Wbrew zarzutom części polityków, sekretarz obrony nie ma jednak formalnej roli w procesie użycia broni jądrowej.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)