W Dżeninie mieście, które premier Izraela Benjamin Natenjahu nazwał "gniazdem terrorystów" toczą się od poniedziałkowego poranka zacięte walki. Pracownicy naszej organizacji potwierdzili, że zdarzają się sytuacje, kiedy karetki pogotowia są taranowane przez uzbrojone pojazdy izraelskiej armii - mówi PAP dyrektorka polskiego oddziału Lekarzy bez Granic Draginja Nadażdin, opowiadając o dramatycznej sytuacji na miejscu.
Od poniedziałku w walkach zginęło co najmniej 11 Palestyńczyków, a dziesiątki zostało rannych. Istnieją obawy, że bilans ofiar wzrośnie w nadchodzących dniach, gdyż jak wyjaśnili przedstawiciele izraelskich władz operacja, której celem jest zakończenie roli Dżeniniu jako "miasta azylu terroru", będzie trwała tak długo, jak będzie to konieczne. Izraelskie wojsko zaatakowało w poniedziałek ok. 20 celów w Dżeninie i znajdującym się tam obozie dla uchodźców.
Na miejscu znajdują się pracownicy Lekarzy bez Granic.
"Ponad 90 osób zostało rannych i mamy trudności z dotarciem do tych ludzi, gdyż buldożery należące do izraelskiego wojska niszczą drogi dojazdowe do obozu, co sprawia, że karetki pogotowia nie mogą dotrzeć do pacjentów oraz blokowany jest dostęp do obozu" - powiedziała PAP Nadażdin.
"W pierwszych godzinach akcji izraelskiego wojska przyjęto 55 pacjentów, w tym kilku z ranami postrzałowymi głowy" - dodała.
Nadażdin, która jest w kontakcie z Jovaną Arsenijevic, koordynatorką Lekarzy bez Granic w Dżeninie, przekazała, że pracownicy organizacji potwierdzili sytuacje, kiedy karetki pogotowia są taranowane przez uzbrojone pojazdy izraelskiej armii oraz rutynowo odmawia się personelowi medycznemu wejścia do obozu.
"Ataki stają się coraz bardziej intensywne. Dochodzi do nalotów śmigłowców bojowych i dronów w bardzo gęsto zaludnionym terenie co sprawia, że giną cywile, do rannych nie można dotrzeć a szpitale i również infrastruktura medyczna stają się celem" - powiedziała PAP Nadażdin.
Jak na razie Lekarze bez Granic w Dżeninie mają wystarczające środki, aby opiekować się rannymi, ale Nadażdin powiedziała, że niszczenie infrastruktury i ataki gazem łzawiącym na szpital w mieście podsyciły obawy o zaopatrzenie w niezbędną infrastrukturę medyczną w nadchodzących dniach.
Arsenijevic przekazała, że we wtorek po południu po raz kolejny został zaatakowany szpital, w kórym pracuję przedstawiciele organizacji w Dżeninie.
"Siły izraelskie kilkakrotnie wystrzeliły gaz łzawiący wewnątrz szpitala, przez co izba przyjęć nie nadaje się teraz do użytku, jest całkowicie wypełniona dymem, podobnie jak reszta szpitala. Ludzie, którzy potrzebują leczenia, nie mogą być leczeni na ostrym dyżurze. Musimy leczyć rannych w głównym holu na piętrze. Nasze zespoły leczyły 125 pacjentów od początku tego nalotu" - powiedziała Arsenijevic.
Palestyński Czerwony Półksiężyc poinformował w poniedziałek wieczorem, że ewakuował około 3000 osób z gęsto zaludnionego obozu, w którym około 14 tys. osób mieszka na powierzchni mniejszej niż pół kilometra kwadratowego.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu ogłosił we wtorek, że akcja dobiega końca, ale nie była jednorazowa i - jeżeli zajdzie potrzeba - będzie kontynuowana, by "wykorzenić terroryzm z Dżeninu". Według palestyńskich doniesień, we wtorek wieczorem operacja wojskowa była kontynuowana. W mieście nadal słychać było strzały i eksplozje. Doszło również do wymiany ognia w pobliżu szpitala, w wyniku której ranne zostały trzy osoby.
Natenjahu powiedział w poniedziałek wieczorem, że działania wojsk izraelskich w Dżeninie doprowadziły do wyeliminowania terrorystów, aresztowania poszukiwanych osób oraz przejęcia dużej ilości broni i zniszczenia produkujących ją laboratoriów.
Obecna eskalacja konfliktu izraelsko-palestyńskiego jest oceniana przez ekspertów jako najbardziej gwałtowna od lat.
Z Jerozolimy Marcin Mazur (PAP)