Jest to typowo amerykański widok – sklep lub restauracja typu fast food, a tuż obok tzw. drive-thru, czyli przejazd dla zmotoryzowanych, którzy mogą kupić kawę, hamburgera albo lek na receptę bez wysiadania z auta. Szacuje się, że w całym kraju działa dziś około 200 tysięcy tego typu przejazdów. Amerykanie odwiedzają pasy dla zmotoryzowanych ponad 6 miliardów razy w roku, a w czołowych sieciach, takich jak McDonald’s, sprzedaż za pośrednictwem drive-thrus stanowi 70 proc. lub więcej przychodów...
Narastający sprzeciw
Są oczywiste korzyści wynikające ze stosowania tego typu rozwiązania. Przede wszystkim chodzi o wygodę i o to, że w ten sposób mniejsza liczba klientów wchodzi do wnętrza lokali, które bywają zatłoczone. Jednak to, co jeszcze do niedawna wydawało się mieć sens, stało się plagą, której nikt już więcej nie chce. Problemem jest przede wszystkim to, że w kolejkach do okienka ustawiają się coraz dłuższe sznury samochodów, które „wylewają się” na chodniki, ścieżki rowerowe, parkingi, itd.
Coraz częściej urzędnicy miejscy i urbaniści twierdzą, że model ten zawodzi w nowoczesnych miastach. Argumentują, że istnienie podjazdów dla zmotoryzowanych prowadzi czasami do wypadków z udziałem pieszych, rowerzystów oraz innych samochodów. Ponadto budowanie tego typu podjazdów stoi w sprzeczności z celami środowiskowymi oraz pożądanymi modelami zdrowego i ekologicznego stylu życia wielu społeczności.
Drive-thrus to zdaniem wielu specjalistów zachęta do rezygnacji ze spacerów, korzystania z transportu publicznego i wizyt w sąsiednich firmach. Jeśli ktoś jedzie do Starbucksa i kupuje kawę w ogóle nie wysiadając z samochodu, nigdy nie pójdzie do żadnej innej okolicznej placówki ani też nie przejdzie choćby tylko kilkudziesięciu kroków z auta do wnętrza lokalu. Gdy czasami widzi się ponad 20 kierowców czekających w kolejce pod McDonald’sem, musi to budzić pewne zastanowienie. Ludzie ci nie tylko czekają na z gruntu niezdrowe jedzenie, ale nigdzie nie idą na piechotę, a spaliny z ich pojazdów zatruwają atmosferę.
Rosnąca fala niezadowolenia mieszkańców z tego powodu zaczyna przynosić pewne rezultaty. Poszczególne miasta i regiony nie zamierzają domagać się likwidacji już istniejących drive-thrus, ale zabiegają o to, by nie powstawały nowe.
Prawodawcy w Atlancie będą głosować tego lata nad tym, czy zakazać budowy nowych podjazdów w popularnej dzielnicy Beltline. Radny Jason Dozier zaproponował projekt ustawy blokującej nowe podjazdy w tej okolicy, co było reakcją na fakt, iż coraz więcej pieszych ginęło w wypadkach z udziałem samochodów stojących w kolejkach do lokali. Dozier twierdzi, że od 2015 roku 14 pieszych zginęło, a 47 zostało poważnie rannych w wypadkach samochodowych w rejonie Beltline. Ponad połowa tych zgonów miała miejsce w ciągu ostatnich dwóch lat.
Przeżytek z XX wieku
Podobne kroki podjęły już wcześniej władze Minneapolis, New Haven, Creve Coeur w Missouri i Nowego Jorku. Niektóre miasta w południowej Kalifornii, takie jak Long Beach, wprowadziły tymczasowe moratoria blokujące nowe inwestycje. Ograniczenia są również rozważane w Pittsburghu. W Sugar House, dzielnicy Salt Lake City, komisja planistyczna zaproponowała zakaz budowy nowych podjazdów typu drive-thru w dzielnicach biznesowych, ponieważ mieszkańcy skarżą się, że przejazdy te blokują chodniki, ścieżki rowerowe i pasy ruchu na ulicach.
Miasto Charlotte zmaga się z zakorkowanymi drogami z powodu samochodów blokujących jezdnię, a stojących w kolejce do lokalu Chick-fil-A. Władze miasta mają długoterminowy plan, by zerwać z przywiązaniem do samochodów poprzez inwestycje w kolej i transport publiczny. Mimo to radni niedawno zatwierdzili nowe przejazdy drive-thru w pobliżu stacji transportu publicznego.
David Dixon, specjalista w firmie projektowej i planistycznej Stantec, mówi: – Drive-thrus nie wspierają żadnego obecnego stylu życia, witalności i preferowanych udogodnień. Ludzie chcą mieszkać, pracować i bawić się w swoim sąsiedztwie, w którym nie ma samochodowych kolejek po hamburgery. Drive-thrus to przeżytek należący do bardziej autocentrycznego świata, od którego odchodzimy.
Według organizacji Smithsonian, pierwszy drive-thru pojawił się w Kalifornii w latach 50. XX wieku. Wtedy w lokalu Jack-in-the-Box był hitem wśród dzieci, które mogły zamawiać posiłek przez głowę klauna. Model jedzenia w samochodzie stał się popularny na amerykańskich drogach w następnych dziesięcioleciach, gdy budowano autostrady, rozprzestrzeniały się przedmieścia i pojawiały się nowe sieci fast foodów, takie jak McDonald’s i Wendy’s.
Trzeba przyznać, że podczas pandemii Covida-19 istnienie drive-thrus było niezwykle pożyteczne, ponieważ restauracje zamykały wnętrza lokali. Według Technomic, firmy konsultingowej branży restauracyjnej, sprzedaż poprzez drive-thru osiągnęła poziom 133 miliardów dolarów w 2022 roku, co stanowi wzrost o 30 proc. w porównaniu z poziomem sprzed pandemii w 2019 roku. Firmy Shake Shack i Sweetgreen otworzyły swoje pierwsze lokale z drive-thru podczas pandemii, podczas gdy Taco Bell, Chipotle i inne sieci przez pewien czas obsługiwały wyłącznie klientów składających zamówienie z samochodów.
Firmy twierdzą, że zmieniają swoje systemy drive-thrus, dodając więcej pasów dla samochodów. Wprowadzają też nowe technologie, takie jak sztuczna inteligencja, które mają przyspieszyć realizację zamówień i zmniejszyć potencjalne problemy. Przedstawiciel firmy Starbucks powiedział sieci CNN, że wprowadza się odpowiednie typy lokali w zależności od potrzeb konkretnej społeczności i nie zawsze korzysta się z przejazdu drive-thru.
Jednak krytycy są zdania, że dodawanie większej liczby pasów po prostu zachęca do przyjeżdżania większej liczby samochodów. Wypadki są tak powszechne, że prawnicy zajmujący się przypadkami obrażeń ciała publikują reklamy adresowane specjalnie do osób rannych w wyniku kolizji na przejazdach drive-thru. Nie jest to niestety dobre zjawisko.
Andrzej Heyduk