Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 16:30
Reklama KD Market
Reklama

Polscy gangsterzy w Ameryce

Polscy gangsterzy w Ameryce
(fot. Depositphotos)

W historii Stanów Zjednoczonych zapisali się tak wspaniali Polacy jak na przykład generałowie Pułaski i Kościuszko. Opowiedzieli się po jasnej stronie tego świata. Ale byli i inni, którzy zrobili kariery w Ameryce. Tylko że oni odnieśli sukcesy w świecie przestępczym. Kilku Polaków realizowało swój amerykański sen, pławiąc się w milionach dolarów i w strumieniach krwi. Byli księgowymi mafii, zabójcami, a jeden z nich budował krainę hazardu w Las Vegas...

Pobożny gangster

Henryk Wojciechowski wyemigrował z Polski, wraz z rodzicami, gdy miał trzy lata. Po przybyciu do USA Wojciechowscy zmienili nazwisko na Weiss, a imię Henryka na Earl. Jako nastolatek Earl wstąpił do irlandzkiego gangu North Side, któremu przewodził Dion O’Banion. Członkowie gangu początkowo napadali na lokalnych przedsiębiorców i kradli auta. W latach 20. ubiegłego wieku, gdy w Stanach zaczęła się prohibicja, przemycali alkohol z Kanady. Dorobili się na tym dużych pieniędzy.

Wojciechowski-Weiss słynął z pobożności. Nigdy nie opuszczał niedzielnej mszy. Reporterzy lokalnych gazet pisali, że oprócz rewolweru w kieszeniach zawsze ma różaniec i krucyfiks. Dzięki temu – stwierdził jakiś dowcipny dziennikarz – Weiss mógł udzielić każdemu zabitemu wrogowi ostatniego namaszczenia.

Wrogów mu nie brakowało. Gang North Side stał się nawet konkurencją dla Ala Capone. Aż król Chicago postanowił zrobić z nimi porządek i kazał zastrzelić O’Baniona. I tak się stało. Po śmierci Irlandczyka szefem North Side został Weiss. I poprzysiągł zemstę. Miesiąc później irlandzcy gangsterzy zaatakowali Ala Capone koło jego ulubionej restauracji w Chicago. Padło 26 strzałów. Capone nie został nawet draśnięty. W ogóle Wielki Al miał dużo szczęścia, uszedł cało z kilkunastu zamachów na jego życie.

Druga zasadzka na Capone była lepiej przygotowana przez ludzi Weissa. W maju 1926 roku pod lokal w miejscowości Cicero, gdzie Capone jadł lunch, podjechało osiem samochodów. W każdym siedziało kilku Irlandczyków. Otworzyli ogień z ulicy, oddając około tysiąca strzałów. Capone przeżył dzięki ochroniarzowi, który zasłonił go własnym ciałem.

Po tym napadzie król Chicago, widząc tak wielką żądzę zemsty Weissa, zaczął się go bać. Ze strachu zamówił opancerzonego cadillaca. Jednocześnie próbował dogadać się z Weissem. Spotkali się, każdy w obstawie swoich ludzi. Nie doszli do zgody. Weiss nalegał, aby Capone zlikwidował dwóch swoich cynglów, którzy zabili O’Baniona. Wielki Al na coś takiego nie mógł przystać.

Wybrał najlepszych swoich gangsterów i kazał im zastrzelić Weissa. Ci wykorzystali pobożność Polaka. Weiss co niedzielę, regularnie o godzinie 9.00, udawał się na mszę do katedry Najświętszego Imienia Jezus. Gdy tylko pod katedrą wysiadł z auta, gangsterzy Ala Capone podziurawili go kulami.

Tłusty Kciuk

W czasach prohibicji dobrze radzili sobie Jack Zuta i pochodzący z okolic Krakowa Jake Guzik. Mieszkali w Chicago. Zostali bardzo znaczącymi gangsterami. Początkowo, każdy na własną rękę, czerpali zyski z prostytucji. Później połączyli siły. A ostatecznie wylądowali w gangu Ala Capone, który zrobił ich księgowymi.

Guzik odpowiadał za wręczanie łapówek urzędnikom, sędziom i policjantom. Niemal wszystkich ich znał. Szybko zyskał przydomek „Tłusty Kciuk”. Mawiano, że palce ma wiecznie tłuste od liczenia pieniędzy.

Pewnego razu podsłuchał w knajpie dwóch mężczyzn, którzy planowali napad na jego szefa. Ostrzegł Capone. Od tej chwili stał się faworytem Ala. W Chicago wszyscy o tym wiedzieli, Guzik nie musiał więc nawet nosić broni. Na protegowanego króla Chicago nikt by się nie odważył napaść.

A jednak zdarzyło się. Zrobił to głupawy oprych, niejaki John Howard. Dotkliwie pobił Guzika. Capone, gdy tylko się o tym dowiedział, postanowił osobiście rozprawić się z Howardem. Poszedł do knajpy, w której przesiadywał Howard, i wprost od drzwi wykrzyczał: – Dlaczego pobiłeś Jake’a!? Oprych, chcąc pokazać, że nie boi się Wielkiego Ala, odrzekł z lekceważeniem: – Lepiej wracaj do swoich panienek, alfonsie. Naprawdę był głupi. Capone wyciągnął pistolet i strzelił mu prosto w głowę. Kiedy przyjechała policja, okazało się, że nikt z wielu klientów baru nie widział, kto strzelił do Howarda.

Lojalność Guzika wobec mafii została wystawiona na próbę w 1930 roku. Aresztowany za przestępstwa podatkowe nikogo nie wydał podczas przesłuchania. A wiedzę miał ogromną. Bossowie to docenili. Po kilku latach odsiadki wrócił z powrotem na swoje dawne stanowisko księgowego od wręczania łapówek.

Jack Zuta, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych jako człowiek pełnoletni, nie był tak wierny swojemu szefowi. Gdy agenci federalni zaczęli Capone deptać po piętach, przeszedł do wrogiego irlandzkiego gangu North Side. Wówczas Capone wydał na niego wyrok śmierci. Zuta został zastrzelony przez pięciu nieznanych sprawców w ośrodku wypoczynkowym w Milwaukee. Dostał kilka strzałów w głowę. Tym samym nie spełniło się życzenie Zuty, który często powtarzał: – Nie boję się kul, ale nie chcę, żeby zmasakrowano moją twarz.

Budowniczy Las Vegas

Meier Suchowliński jest w Ameryce bardziej znany jako Meyer Lansky. Był jednym z największych gangsterów żydowskiego pochodzenia. Zawsze z dumą podkreślał, że jego ojczyzną jest Polska.

Urodził się w 1902 roku w Grodnie. Jako 9-latek wyjechał wraz z matką i bratem do Nowego Jorku. Ojciec już tam na nich czekał. Suchowliński od młodości wyróżniał się ponadprzeciętną inteligencją. W ciągu roku zaliczył kilka klas szkoły podstawowej. Lecz rodziców nie stać było na dalszą edukację syna.

Wrodzona inteligencja przydała mu się później, gdy zaczął działać w mafii. Nielegalnie zdobyte pieniądze zawsze inwestował w taki sposób, że organy ścigania niczego mu nie mogły zarzucić. Swoją potęgę finansową budował przede wszystkim na hazardzie. Wszedł w skład organu rządzącego w Narodowym Syndykacie Przestępczym. Cieszył się dużym autorytetem wśród przestępców.

Unikał przemocy. Namawiał szefów gangów, żeby przestali walczyć o wpływy w poszczególnych dzielnicach Nowego Jorku, tylko w sposób pokojowy dzielili się terenami. Kazał likwidować wyłącznie tych mafiosów, którzy zagrażali ustalonemu porządkowi. Mówił: – Prowadziliśmy biznes niczym samochodowy salon forda. Sprzedawca forda nie strzela do sprzedawcy chevroleta. Oni próbują się przelicytować.

Suchowliński-Lansky był jednym z budowniczych miasta hazardu Las Vegas. Rozwój olbrzymiej sieci kasyn to jego zasługa. Ponadto swoje kasyna i hotele miał na Haiti, Karaibach, Bahamach i Kubie. Zmarł w wieku 81 lat w swojej posiadłości w Miami. Rodzinie pozostawił podobno 300 milionów dolarów.

Tułacz z Wielgomłynów

Wysoką pozycją w strukturach mafijnych Chicago cieszył się Abram Sycowski. Dorobił się przydomku „Tygrysek”, jako że w młodości był dość zapalczywy. Pochodził z leżącej nieopodal Częstochowy miejscowości Wielgomłyny, gdzie mieszkał do szóstego roku życia. Jego żydowska rodzina była liczna, ojciec był szewcem.

W Stanach Zjednoczonych skończył średnią szkołę dla księgowych. Wiedza, jaką wyniósł z tej szkoły, bardzo mu się w życiu przydała. Chociaż byłoby lepiej, gdyby ją spożytkował w jakiejś uczciwej dziedzinie. Ale dzięki tej wiedzy został kimś w rodzaju bankiera Ala Capone. Jakiś czas blisko ze sobą współpracowali. Jednak różnica charakterów spowodowała, że w końcu stali się zaprzysięgłymi wrogami.

Sycowskiego drażniła brutalność Capone i jego miałkość intelektualna, pogłębiająca się wraz z rozwojem choroby (syfilis). Gdy uznał, że kończy się czas króla Chicago, zajął jego pociąg z ładunkiem alkoholu. To było ponad sto wagonów. Na przemycie alkoholu Sycowski dorobił się fortuny. Pod koniec lat 30. obliczono, że Abram Sycowski jest winien amerykańskiemu urzędowi skarbowemu 80 milionów dolarów zaległych podatków.

Al Capone trafił do więzienia nie za morderstwa, tylko za niepłacenie podatków. Sycowski uniknął tego losu, wyjeżdżając z USA. Był sprytniejszy od Capone. Później w Europie, dokąd uciekł, mało pochlebnie wypowiadał się o dawnym koledze: – Nie rozumiem, dlaczego ten typ jest taki sławny i uchodzi za króla gangsterów. W rzeczywistości nie jest to żadna wybitna osobistość. Jest to straszliwy tchórz. Zawsze, gdy robiło się niebezpiecznie, kazał pracować innym ludziom, a sam usuwał się w bezpieczne miejsce. To wszystko reklama wokół jego osoby.

Sycowski miał gdzie uciekać, gdyż przezornie ulokował pieniądze w wielu bankach europejskich. Tylko że żaden kraj w Europie nie chciał go przyjąć na dłużej. Szła za nim fama prawej ręki Ala Capone, o którym pisano często również w europejskich gazetach. A policja wiedziała o nim jeszcze więcej niż dziennikarze, którzy w Europie nie odstępowali go na krok.

W 1935 roku został zatrzymany w Wiedniu. Jak donosiła prasa, miał przy sobie 7 tysięcy dolarów, 900 franków, biżuterię wartą 14 tysięcy dolarów i kilka paszportów na różne nazwiska. Za te paszporty i posługiwanie się fałszywym nazwiskiem został skazany na siedem miesięcy więzienia. Po odbyciu kary został wydalony z Austrii. Już na dworcu, przed odjazdem pociągu, odpowiadał dziennikarzom na pytania.

Wtedy wyłożył swoją filozofię: – Gdybym zapłacił chociaż jednego dolara podatku, to oznaczałoby, że sam czuję się winny, iż zrobiłem majątek nielegalną drogą. Wówczas, gdyby mnie schwytano, otrzymałbym co najmniej tuzin lat więzienia. Ale ja nie dopuściłem się niczego kryminalnego. Miliony Amerykanów chciały pić również za czasów prohibicji, a ja jedynie spełniałem ich życzenia.

Nie uważał się za kryminalistę, tylko za człowieka interesu. Chociaż w innym wywiadzie przyznaje się do przestępstw i z nostalgią wspomina swą amerykańską przeszłość: – To były piękne czasy, gdy dwanaście tysięcy ludzi słuchało moich rozkazów, a ja posiadałem flotę przemytniczą składającą się z dwudziestu dziewięciu okrętów.

Policjanci z wielu krajów czytali jego wynurzenia. Nie chcieli, aby ktoś taki osiadł w ich państwie. Wydalono go z Wolnego Miasta Gdańska, Francji i Andory, gdzie nie pomogła nawet obietnica wybudowania wielkiego sanatorium. Sycowski zawitał również w swoje rodzinne strony. W Polsce zasłynął z tego, że wręczył czeki na budowę teatru w Częstochowie i rozbudowę Wielgomłynów. Zaraz po jego wyjeździe okazało się, że czeki są bez pokrycia.

W Warszawie zatrzymał się w Hotelu Europejskim, podając się za księcia Aleksego Romanowa. Widać, nieobca mu była historia. Jednak wzbudził podejrzenia starego recepcjonisty, który jeszcze pamiętał carskie czasy. Recepcjonista poszedł na policję i powiedział, że gość nie wygląda na księcia, a raczej na Żyda.

Sycowski został wydalony z Polski. Później odwiedził Francję, Szwajcarię, Hiszpanię i inne kraje. Nigdzie nie chcieli amerykańskiego mafiosa. W końcu znudziły się mu te ciągłe przeprowadzki. W Barcelonie postarał się o hiszpański paszport na nazwisko Newborn. W paryskiej klinice poddał się operacji plastycznej twarzy. Rzekomo był po tym nie do rozpoznania. I słuch o Sycowskim zaginął. Nowo narodzony rozpoczął gdzieś nowe życie.

The Iceman

W historii kryminalistyki Richard Kukliński zapisał się jako wyjątkowo okrutny zbrodniarz. I, rzeczywiście, to była odrażająca postać. Jego ojciec przybył do Stanów Zjednoczonych z Warszawy. Richard Kukliński urodził się w New Jersey. Pierwszego zabójstwa dokonał, gdy miał 14 lat. Jego ofiarą padł przywódca ulicznego gangu, który nazwał go „głupim Polaczkiem”.

W latach 60. Kukliński stał się najskuteczniejszym zabójcą mafii. Pracował dla rodziny Gambino. Swoje ofiary wiązał i rzucał szczurom na pożarcie. Strzelał im w głowę, truł lub dusił, a po wszystkim zamrażał zwłoki – stąd przydomek Iceman.

Łącznie zabił ponad 200 ludzi. W rozmowie z psychologiem FBI powiedział, że tylko raz zdarzyło mu się pomyśleć, aby darować komuś życie. Jedna z jego ofiar modliła się i błagała o litość. Kukliński zaproponował układ. Jeśli w ciągu 30 minut zjawi się Bóg, do którego ofiara się modliła, to daruje jej życie. – Bóg się nie zjawił, więc musiałem zabić tego człowieka.

Został aresztowany w 1986 roku, po 30 latach mordowania. Miał wtedy 51 lat. Skazano go na podwójne dożywocie. W więzieniu przeżył 20 lat, zabijając w tym czasie dwóch innych więźniów.

Ryszard Sadaj


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama