Całe życie marzył o tym, żeby być sławny. Swoje dzieła porównywał do twórczości Szekspira. Kiedy Andrzej Wajda zekranizował jego kultową w czasach PRL powieść Popiół i diament – główną rolę w tym filmie zagrał uwielbiany przez wszystkich Zbyszek Cybulski – myślał, że jest na dobrej drodze. Coś jednak poszło nie tak. Jerzy Andrzejewski jest dziś wielkim zapomnianym, choć od jego śmierci minęło zaledwie czterdzieści lat...
Pisarz od urodzenia
Za życia cieszył się wielką sławą porównywalną z innymi literackimi znakomitościami swojego pokolenia: Wiktorem Gombrowiczem czy Czesławem Miłoszem. Kiedy w 1980 roku ten ostatni dostał Nagrodę Nobla, Andrzejewski powiedział jednemu z dziennikarzy: „Ta nagroda powinna być podzielona między Miłosza i mnie, bo obaj jesteśmy wybitni w dwóch różnych rodzajach”. Wypowiedź wywołała mieszankę zażenowania i wesołości, choć Miłosz podczas wizyty w Polsce w 1981 roku bronił swojego kolegi piórze, przyznając, że Nobel „mu się należy”.
Andrzejewski pisał językiem, który świetnie przekładał się na język filmowy. Oprócz Popiołu i diamentu Wajda zekranizował też jego Wielki Tydzień, Niewinnych czarodziejów i Bramy raju. Z kolei czeski reżyser Stanisław Barabasz sfilmował Ciemności kryją ziemię. Ale to było za mało. Pisarz do końca swoich dni topił w alkoholu frustrację wynikającą z tego, że nie był tak wielkim twórcą, jak chciał. I że nigdy publicznie nie mógł się przyznać do swojego homoseksualizmu.
Był jedynakiem, pochodził z mieszczańskiej rodziny. Urodził się 19 sierpnia 1909 roku w Warszawie. Jego ojciec miał sklep kolonialny w centrum miasta. Kiedy rodzina zaczęła mieć problemy finansowe, przenieśli się z dużego mieszkania do dwupokojowego, do którego wchodziło się od podwórza. Pisarz zapamiętał to jako upokorzenie. Za degradację statusu rodzinnego winił ojca. Przez całe życie miał z nim chłodne relacje. Przyznawał wprost, że go nie lubił. Za to bardzo kochał matkę, która niestety w czasie II wojny światowej zginęła w obozie Ravensbrück.
Andrzejewski od zawsze chciał być pisarzem. W 1927 roku zapisał się na polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, ale w 1931 roku porzucił studia. Zadebiutował rok później na łamach dziennika ABC opowiadaniem Wobec czyjegoś życia, a w 1936 ukazał się tom tego opowiadań Drogi nieuniknione wydawane przez nacjonalistyczne wydawnictwo Prosto z mostu, z którym był związany. Rozgłos przeniosła mu powieść Ład serca, która ukazała się w 1938 roku.
W czasie wojny Andrzejewski działał w podziemiu kulturalnym. Pod pseudonimem Jan Syruć przygotowywał wydanie Wierszy Czesława Miłosza. To wtedy połączyła ich nić sympatii. W 1945 wspólnie napisali nawet scenariusz do filmu Miasto nieujarzmione inspirowany życiem Władysława Szpilmana. Ostatecznie, po ingerencji cenzury, przyszły noblista wycofał swoje nazwisko z projektu.
Pierwszy opozycjonista
W czasach PRL przez pewien czas Andrzejewski uważany był za pupila władzy. Niesłusznie. W jego przypadku bliska współpraca z rządzącymi to kilkuletni epizod zamykający się w latach 1948-1953. Andrzejewski jako jeden z pierwszych pisarzy partyjnych w 1957 roku zwrócił legitymację PZPR. Zrozumiał wtedy, że odwilż polityczna, jaka nastąpiła po śmierci Józefa Stalina, nie doprowadziła w Polsce do trwałego procesu demokratyzacji. Był to gest bardzo śmiały i Andrzejewski znalazł się w awangardzie twórców zdolnych do tak demonstracyjnego zerwania.
Pisarz nigdy nie miał natury oportunisty i niejednokrotnie wykazywał się odwagą czy wręcz brawurą. W roku 1938 znalazł się w niewielkiej grupie intelektualistów wspierających wypędzonych z Niemiec Żydów. Koczowali oni w Zbąszyniu, na granicy z Polską. W czasie niemieckiej okupacji działał w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Ukrywał też w swoim domu Żydów, za co groziła kara śmierci.
Po tym, jak porzucił legitymację partyjną, stał się jednym z liderów opozycji prodemokratycznej. W roku 1968 publicznie potępił udział polskiego wojska w agresji na Czechosłowację. Był też jednym z czołowych nazwisk wspierających swym autorytetem Komitet Obrony Robotników. Należał do współtwórców drugiego obiegu literatury, bojkotującego cenzurę.
Uciekający pan młody
Z dzieciństwa zapamiętał m.in. kąpiele ze starszym kuzynem Lutkiem. Ponoć jego bliskość nie była dla niego niemiła. Już po debiucie pisarskim szybko się usamodzielnił, poznał środowisko artystyczne, także pisarzy i artystów gejów. Przyjaźnił się z m.in. Jarosławem Iwaszkiewiczem czy Jerzym Waldorfem, ale trudno powiedzieć, jakie relacje ich łączyły. Przez jakiś czas mieszkał ze starszym od siebie malarzem Józefem Czapskim. W latach 30. związał się z młodym muzykiem Eugeniuszem Biernackim. Kiedy w 1941 roku Biernacki popełnił samobójstwo, kładąc się na torach, to Andrzejewski został wezwany do jego rozpoznania.
Jerzy Andrzejewski był dwa razy żonaty. Jego pierwszą żoną była koleżanka ze studiów, Nona Barbara Siekierzyńska. Ślub wzięli w 1934 roku w kościele Wszystkich Świętych w Warszawie, ale tuż po weselu Andrzejewski uciekł ze swoim świadkiem. W ramach zemsty za publiczne upokorzenie żona nie chciała mu dać rozwodu. Ale kiedy w 1945 Siekierzyńska zmarła, pisarz ponownie się ożenił. Drugą żonę, Marię Abgarowicz, poznał w 1941 roku. Była absolwentką Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i konserwatorium lwowskiego. Marysia, jak pieszczotliwie mówił o niej Andrzejewski, urodziła mu dwójkę dzieci: córkę Agnieszkę i syna Marcina. Andrzejewski publicznie deklarował, że ją kocha. Mówił, że jej obecność, jej głos sprawiają, że dom staje się prawdziwym domem.
Platoniczne (i nie tylko) miłości
Maria wiedziała o skłonnościach Jerzego. Trudno zresztą, by było inaczej, gdyż niemal w tym samym czasie, kiedy się poznali, Andrzejewski spotkał Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, w którym natychmiast się zakochał. W swoich wspomnieniach napisał o nim: „Był moją największą miłością, może dlatego największą, bo nigdy całkowicie nie spełnioną, miłością niespełnioną całkowicie, ale zawsze odwzajemnianą, ponieważ znał dobrze charakter moich uczuć i, znając ich charakter, akceptował je, choć im się nie poddawał”.
Cenili swoją wzajemną przyjaźń. Baczyński poprosił Andrzejewskiego, by został świadkiem na jego ślubie z ukochaną Basią. A kiedy w 1943 roku Andrzejewskiemu urodził się syn, poeta został jego ojcem chrzestnym. Śmierć Baczyńskiego w Powstaniu Warszawskim była dla Jerzego nigdy niezagojoną raną.
Kolejną wielką fascynacją pisarza był Marek Hłasko. Doszło nawet do tego, że Hłasko przez jakiś czas mieszkał u Andrzejewskich, gdzie wdał się w romans z ich gosposią Urszulą. Owocem tego romansu był syn Janusz.
Ostatnią wielką miłością Andrzejewskiego był poznany w 1962 roku licealista Marek Keller. Ponieważ młody kochanek nie chciał się uczyć i uciekał z domu, Andrzejewski „załatwił” mu służbę wojskową. Po wyjściu z wojska nawet pomieszkiwali razem, ale Keller nie wytrzymał pijackich ataków zazdrości pisarza.
Talent utopiony w wódce
Maria zaakceptowała homoseksualne skłonności męża, ale dużo bardziej dawał się jej we znaki jego alkoholizm. Andrzejewski był kilka razy na odwyku, ale niewiele to dało. Mąż nie ukrywał przed nią swoich pokus. Opowiadał jej o chłopcach, których podrywał. W jednym z listów z Paryża pisał o śmiertelnie zmęczonych chłopcach, którzy „godzinami stoją przy barze lub pustym stoliku, oczekując forsiastego zbawiciela”. Żona odpowiadała praktycznie, by trochę pieniędzy zostawił także dla rodziny. Abgarowicz nigdy nie myślała, by odejść od męża. Organizowała mu życie, była opiekunką, strażniczką domowego ogniska i wychowywała ich wspólne dzieci.
Kiedy w 1971 Maria nagle zmarła, Andrzejewski bardzo to przeżył. Żeby zapomnieć o kolejnej stracie, jeszcze bardziej zaangażował się w działalność opozycyjną. A także jeszcze więcej pił i uganiał się za chłopcami, często podstawionymi przez Służbę Bezpieczeństwa.
Swoją ostatnią powieść zatytułował Nikt. Ukazała się kilka miesięcy po śmierci Andrzejewskiego, która nastąpiła w styczniu 1983 roku. Znaleziono go rano, martwego, klęczącego przy swoim łóżku. Pochowany został na warszawskich Powązkach.
Małgorzata Matuszewska