Córka zamordowanej Jolanty Brzeskiej powiedziała PAP, że nie liczy już na znalezienie sprawców zbrodni, mimo wciąż toczącego się w tej sprawie śledztwa.
1 marca 2011 r. liderka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów Jolanta Brzeska wyszła z domu i nigdy do niego nie wróciła. W Parku Kultury w Powsinie znaleziono spalone zwłoki kobiety. Sekcja zwłok potwierdziła, że to ciało Jolanty Brzeskiej. Prokuratura informowała wówczas, że do śmierci kobiety doszło wskutek podpalenia. Wcześniej Brzeska została polana łatwopalną substancją. Zmarła wskutek szoku termicznego, rozległych oparzeń ciała oraz podtrucia tlenkiem węgla.
"Po 12 latach próbuję żyć nie myśląc o tym, co się stało. Raczej nie liczę, że po takim czasie uda się znaleźć sprawców" - powiedziała PAP Magdalena Brzeska, córka ofiary.
Pierwsze śledztwo w tej sprawie umorzono w 2013 r. z powodu niewykrycia sprawców. Śledczy stwierdzili wówczas, że wiele przesłanek wskazuje, że do śmierci kobiety przyczyniły się osoby trzecie, lecz część okoliczności nie pozwala także kategorycznie odrzucić wersji o samobójstwie.
Warszawski aktywista Jan Śpiewak uważa to ostatnie stwierdzenie za przejaw złej woli prowadzących ówczesne śledztwo. Podkreśla, że na miejscu nie było żadnego kanistra na benzynę czy olej napędowy.
"Dopiero po kilku tygodniach zabezpieczono monitoring, po czterech miesiącach sprawą zajął się wydział zabójstw. Jeszcze więcej czasu minęło, zanim zabrano się za przesłuchanie świadków" - wypunktował w rozmowie z PAP Śpiewak.
"W środowisku lokatorskim panuje konsensus, jeśli chodzi o sprawców, a przynajmniej zleceniodawców tego morderstwa. Jolanta Brzeska miała zginąć, bo walczyła o prawa lokatorów reprywatyzowanych kamienic" - dodał aktywista.
Magdalena Brzeska powiedziała PAP, że nie będzie wymieniać nazwisk. "To nie jest tak, że mamę zabił ktoś, kto kupił roszczenia do kamienicy przy Nabielaka, gdzie mieszkaliśmy. Ta sprawa ma wiele wątków, wiele macek" - dodała.
W 2016 r. na polecenie prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobro śledztwo w sprawie śmierci Brzeskiej zostało podjęte na nowo. Sprawa trafiła do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. W październiku przedłużono je do końca marca.
Jak dowiedziała się PAP, we wznowionym postępowaniu zebrano 50 specjalistycznych opinii, przesłuchano 230 świadków i zgromadzono ponad 40 tomów akt. Do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów.
"Jedyną osobą skazaną prawomocnie w umowie reprywatyzacyjnej pozostaję ja" - podkreślił Śpiewak. Kolekcjoner kamienic Marek M. po tym, jak Sąd Najwyższy uwzględnił jego kasację w sprawie dotyczącej nieprawidłowości przy reprywatyzacji, wciąż przebywa na wolności.
Według Śpiewaka przeniesione do Gdańska śledztwo ślimaczy się. Ale znalezienie sprawców jest wciąż możliwe - skoro rozwiązywane są sprawy sprzed 20 czy 30 lat. Osoby prowadzące pierwsze śledztwo powinny ponieść konsekwencje, a ustalenie, dlaczego byli tak nieudolni, mogłoby doprowadzić do sprawców.
"Ja tylko czasami dostaję formalne zawiadomienie, że dołączono jakiś dowód do akt. Nikt ze mną nie rozmawia. Nie mam sygnałów, by byli jakkolwiek bliżej rozwiązania sprawy" - powiedziała córka Jolanty Brzeskiej.(PAP)
Autor: Luiza Łuniewska