Jedno z najpopularniejszych rodzicielskich powiedzeń głosi: Dzieci i ryby głosu nie mają. Co ciekawe, nawet czytając Pippi Langstrumpf można znaleźć odpowiednik tego powiedzenia, a mianowicie: „Dzieci powinno być widać, ale nie słychać”.
Oczywiście, można powiedzieć, że dzieci zachowują się głośno, co dorosłym przeszkadza. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji wielu podejmowanych przez siebie decyzji, więc bezpieczniej jeśli to dorośli będą decydować, ale… Po drugiej stronie jest dziecięca natura, poczucie sprawczości, a także samodzielność i wszystko to, co sami sobie odbieramy takim właśnie podejściem.
Być cicho i słuchać
Naszym rodzicom, czy dziadkom aż trudno niekiedy uwierzyć w to, ile zamieszania potrafią zrobić dzieci. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Na prośbę rodzica, a przede wszystkim ojca, aby dziecko podeszło, kiedyś przychodziło bez mrugnięcia okiem, w obawie o możliwe konsekwencje opóźnienia, odwlekania. Wiele współczesnych dzieci wezwanych przez rodzica zaczyna od pytania: „Po co?” i to jest dopiero początek dyskusji.
Po części można powiedzieć, że mamy do czynienia z upadkiem autorytetu ojca, który kiedyś był nieomylny i to do niego należało ostatnie słowo. Można jednak spojrzeć na tą sytuację jak na równowagę, która nareszcie wkroczyła „pod strzechy”. Każdy z domowników ma prawo głosu, ma prawo do decydowania o sobie (w ustalonych granicach), a także ma prawo do własnych emocji. To wszystko z jednej strony jest sporym utrudnieniem dla rodziców, ale z drugiej, ułatwia start młodemu pokoleniu.
Rodzicielskie górki
Danie głosu dziecku choć proste w teorii, w praktyce wymaga morza cierpliwości i jeszcze więcej zrozumienia. To wcale nie jest proste przyjąć i zacząć stosować w praktyce rodzinną demokrację, gdzie dzieci mają podobne prawa jak dorośli. Nie ma tu miejsca na „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Jakie ty możesz mieć problemy?”, czy też „Mażesz się jak baba, bez powodu”…
Przychodzi czas na cierpliwą rozmową o uczuciach i ciekawość tego młodego człowieka. Mam wrażenie, że to właśnie ten ostatni składnik, czyli ciekawość pozwala nam spojrzeć na dziecko nieco inaczej niż tylko przez pryzmat małego wzrostu i młodego wieku.Korzyści
W mojej kuchni na drzwiach jednej z szafek wisi kartka napisana pierwszymi mocno niewprawnymi ruchami i literami przez mojego syna. Dodatkowo przechowujemy kartkę, którą nalepił na zamrażalnik z napisem LUT dla oznaczenia miejsca przechowywania lodu. Piszę o tym, bo być może Ty, Drogi Rodzicu również przechowujesz w szafie, czy też w pamięci najróżniejsze „smaczki”, ciekawostki, które z jednej strony pokazują nam otoczenie z przymrużeniem oka, czy też dają możliwość dostrzeżenia zupełnie innej perspektywy drugiego człowieka.
Nie wiemy wszystkiego o świecie, a już na pewno nie wiemy wszystkiego o innych ludziach. Najłatwiej jest nam patrzeć na nich przez pryzmat własnej osoby, ale najskuteczniej jednak możemy być blisko wsłuchując się w drugiego człowieka.
Dodatkowo młodzi ludzie potrafią nas niejednokrotnie mocno zaskoczyć nie tylko swoimi poglądami, pomysłami na świat, ale również opiniami o nas. Dopiero otwartość na nich, na ich spostrzeżenia i czasami trudne zachowania, pozwala nam dostrzec i wyciągnąć wnioski, nad czym jeszcze sami możemy popracować.
Dziecięce korzyści
Z dziecięcego prawa głosu odnoszą korzyści rodzice, ale przede wszystkim jednak dzieci. To właśnie w takich chwilach, kiedy dajemy im się wypowiedzieć, dowiadują się, że ich słowa mają znaczenie, są dla kogoś ważne, a także mają moc wpływu na rzeczywistość.Któż z nas nie chce być słuchany i wysłuchany? Kiedy jesteśmy dorośli korzystamy z najróżniejszych kursów wystąpień publicznych, aby inni zechcieli nas słuchać. Jednocześnie tak łatwo odbieramy naszym dzieciom prawo wypowiedzi! One też potrzebują mieć głos i być wysłuchane bez kpin, drwin i żartów.
Stare przysłowie głosi: „Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”. Warto o tym pamiętać, że odbierając dzieciom głos, blokujemy ich potrzebę wyrażenia siebie a także możliwość poznania siebie. Jeżeli sami nie chcemy tego dla siebie, nie róbmy tego naszym dzieciom. Być może nie będzie łatwo, ale na pewno będzie warto!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!