(Z Januszem Palikotem, lubelskim biznesmenem, i człowiekiem sukcesu kandydującym w wyborach parlamentarnych rozmawia Waldemar Piasecki)
- Czy Gombrowicz był wielkim pisarzem?
Tak, był wielkim pisarzem. W 1980 roku gdy wybuchła pierwsza Solidarność miałem 16 lat i mieszkałem w Biłgoraju na Lubelszczyźnie. Tak jak dla wielu moich rodaków to było dla mnie doświadczenie pokoleniowe. Odczucie własnej godności i dumy pomimo systemu zniewolenia dookoła.
Jednocześnie wówczas czytałem dzienniki Gombrowicza. Jego sposób myślenia, jego wyzwanie rzucone tradycji romantycznej w tym także solidarności do dziś oddziaływuje na wielu z nas, a mnie ukształtowało. Wolność narodu poprzez wolność każdego z nas jest dziś szczególnie ważnym programem.
Także ów dystans do ideologii, nieufność wobec systemów jako pewne narzędzie w obliczu globalizacji i innych procesów we współczesnym świecie to ma sens. Ale też piękno słowa, jakość jego polszczyzny i wręcz poetycka siła prozy.
- Jak bliski jest panu niesforny uczeń Gałkiewicz, bohater "Ferdydurke"? Dostrzega pan jakieś wspólne jego i pańskie rysy charakteru?
Buntowałem się przez lata. Przeciw wszystkiemu w Polsce; uprzedzeniom, komunizmowi, sztampowym lekturom. Kto wie czy moje obecne wejście do polityki, wbrew wszystkiemu i wszystkim, nie jest prostą konsekwencją bycia Gałkiewiczem? Choć chyba po przejściach. Narasta we mnie konserwatyzm i poszanowanie tradycji, ale tej autentycznej, źródłowej.
- Czyli Palikot wchodząc do Sejmu, wprowadzi tam Gałkiewicza?Ę
I jego "ojca" Gombrowicza też. Polska potrzebuje Gombrowicza jak tlenu.
- Dlatego od lat jest pan najważniejszym mecenasem jego twórczości w Polsce. Sponsoruje premiery jego sztuk, organizuje "Rok Gombrowiczowski", sprowadza wdowę po pisarzu Ritę Gombrowicz?
Odpowiedź, jak wyżej. Witold Gombrowicz jest ornamentem kultury polskiej. Wszyscy powinni to dostrzegać i rozumieć.
- Jest pan jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. Jak wyglądała pana droga do sukcesu? Urodził się pan w 1964 roku w Biłgoraju na Roztoczu, a potem?
Zostałem wyrzucony z liceum w Biłgoraju w stanie wojennym za działalność w samorządzie. Miałem też zakaz chodzenia do szkół w województwie zamojskim wówczas (dziś lubelskie). Dzięki temu skończyłem liceum warszawskie.
Potem wilczy bilet i nie mogłem studiować na pań-stwowych uczelniach. Wybrałem więc KUL i filozofię, bo mojej ukochanej wtedy matematyki nie było na KUL-u. Po zniesieniu stanu wojennego przenoszę się na Uniwersytet Warszawski i tam koń-czę w trybie indywidualnym filozofię. W sumie studiowałem tylko cztery lata. Od razu potem praca w Zakładzie Estetyki PAN.
Przychodzi rok 1989, rzucam pracę doktorską, aby tak jak wielu znaleźć się w procesie transformacji. Sprawdzić się w niej.
- Jak się pan sprawdzał?
Dorabiałem w czasie studiów w do skromnych środków, jakie miałem z domu. I tak zacząłem handlować drewnem, którego w okolicach Biłgoraja nie brakowało oraz paletami do ładowania towaru. Po 1989 roku ta skromna działalność mogła przybrać większe rozmiary. Plan Balcerowicz zniósł ograniczenia w handlu zagraniczym i wiele innych regulacji. To był czas prawdziwej wolności gospodarczej.
Klienci "Baltony, którzy odbierali od niej dostarczane przeze mnie palety, znaleźli mnie i zacząłem bezpośredni eksport. Tak powstał pierwszy milion. W sumie po prawie sześciu latach, choć tak naprawdę, gwałtownie w cią-gu roku. Potraktowałem to jako udanie zdany egzamin z transformacji i postanowiłem już biznesu nie porzucać.
- Zajął się pan produkcją win, co okazało się bardzo dobrym ruchem. Co może pan powiedzieć o jakości tej produkcji? Pompował pan polski lud "sikaczami", a on kieszeń Palikota?
Nie! Zbudowałem jedną z najnowocześniejszych fabryk wina w Europie. To pierwsza fabryka w Polsce naturalnej fermentacji w oparciu o moszcz winogronowy. Wina nie należą do najtańszych, to średni segment ekonomiczny. Na sukces złożyło się to, że byłem pierwszym producentem, że robiłem dobre wina i że byłem ofensywny marketingowo.
- Niedawno sprzedał pan swoją firmę "Ambra" i... nabył lubelski "Polmos". Ludzie panu nieżyczliwi powiadają, że z naruszeniem przepisów, że kredyt zaciagnięty na tę transakcję spłacany jest bieżącymi przychodami z produkcji.
Czy tak istotnie wyglądała ta prywatyzacja?
Jeśli sprzedałem"Ambrę", co jest prawdą, to co zrobiłem z pieniędzmi? Wydałem właśnie na zakup bankrutującego lubelskiego "Polmosu". Dziś po 5. latach jest to jeden z największych producentów w Polsce. Firma notowana na giełdzie. Tego typu przedsię-biorstwa poddane są szczególnemu audytowi i kontroli publicznej. Dotychczas jeszcze nie wypłaciliśmy ani razu dywidendy, choć to już pięć lat.
Ministerstwo Skarbu Państwa stwierdza, że wszystkie elementy umowy prywatyzacyjnej zostały wykonane i nie ma żadnych nieprawidłowości. Takie są realia, a wrogów chętnych oczerniania ma każdy. Po tylu latach w biznesie dziwi mnie to już nieszczególnie...
- To przeskoczmy do polityki. Trafił pan do niej, kiedy w aurze skandalu zrezygnowała z udziału w życiu publicznym prof. Zyta Gilowska z KUL, liderka PO na Lubelszczyźnie, walcząca o pierwsze miejsce na partyjnej liście dla syna.
Czy pana start w tych wyborach jest na zasadzie "nie chcę, ale muszę", czy też planował pan pojawienie się na polskiej scenie (estradzie?) politycznej wcześniej?
Z konieczności! Z głębokiego przekonania, że nie możemy w Polsce zostawić polityki ludziom, dla których jest to sposób na życie (bo nie potrafią niczego innego), a nie rodzaj służby. Działalnością społeczną zajmuję się od lat, a odejście profesor Gilowskiej dało po prostu okazję na prawdziwą politykę. Przy całym moim dla niej szacunku.
- Co pan chce zmienić w życiu regionu, który zamierza reprezentować pan w Sejmie RP? Jaki jest pana lokalny, lubelski program kampanii? Jaki dla Roztocza czy Biłgoraja?
Sejm stanowi o sprawach ogólnych i tu chcę być aktywny w zakresie niezbędnych zmian gospodarczych i odbiurokratyzowania państwa. Bez tego nie stworzymy nowych miejsc pracy. Polityka regionalna jest zaś domeną dzielenia środków unijnych i wogóle myślenia społecznego w Europie.
Chcę dopracować plan regionalnego rozwoju Lubelszczyzny i wypromować nasze możliwości tutaj. Przyprowadzić tutaj Europę! Oczywiście i na, będące częścią Lubelszczyzny, Roztocze. Do Biłgoraja, Szczebrzeszyna, Zwierzyńca, Józefowa...
- Co powinno się pana zdaniem zmienić w Polsce? Choćby w sytuacji 5,5 mln ludzi żyjących poniżej progu ubóstwa?
Trzeba przywrócić przyzwoitość w życiu publicznym, ograniczając przywileje władzy. Większą niż innych obywateli odpowiedzialność osób pełniących funkcje publiczne zapiszemy w kodeksie karnym. Państwo ma być tanie, ale sprawne. Reformy wymaga systemu sprawiedliwości, bez którego nie jest możliwy rozwój. Wielkim zadaniem jest odbiurokratyzowanie państwa i reforma służby zdrowia. Niskie podatki, które proponujemy spowodują, że przeciętna rodzina będzie mniej wydawać na utrzymanie. I w ten sposób zmniejszy się sfera biedy w Polsce, choć nie jest prawdą, że wynosi ona aż 5,5 mln.
- Często powtarza pan, że Polska może zostać drugą Iralndią? Jak?
Dobre wykorzystanie funduszy unijnych, inwestycje w edukację i infrastrukturę, konsekwentna strategia promocyjna przez wiele lat. System oznaczania żywności, małe tradycyjne domowe przetwórnie, kapitał wykształconych młodych ludzi jako oferta dla międzynarodowych korporacji, niskie koszty i wysoka jakość życia na Lubelszczyźnie. To nasze atuty i szanse.
- Jest pan liberałem idącym w wyborach w szeregach PO. Czym formacja ta zamierza przekonać do siebie Polaków?
Ani ja nie jestem liberałem, ani PO nie jest liberalna. Jesteśmy konserwatywnymi liberałami o chrześci-jańskim rodowodzie. Jesteś-my ruchem obywatelskim. Mamy dobry program i ludzi, którzy nie jedno już zrobili w swoim życiu prywatnym. Jesteśmy ludźmi którzy... mogą.
-ĘOstatnie dni pokazują, że staliście się przedmiotem ataków ze strony nie tylko nie LPR i Radia Maryja, domagających się "zatopienia Platformy", ale iskrzy też na linii PO i PiS. Jakie są tego przyczyny? Zbyt dobry wynik w sondażach wyborczych czy jakieś kwestie -Ę nazwijmy je - ideowe?
Szkoda, że zamiast debaty proponuje się czarny PR i pomówienia. Język jakiego używają nasi konkurenci polityczni wyrasta z braku poszanowania dla innych. To jest po prostu złe.
- Jak pan sobie wyobraża scenę polityczną Polski po wyborach parlamentarnych i prezydenckich?
Nastepuje ogromna polaryzacja sceny politycznej, zbliżamy się do modelu dwu partyjnego. Jest to wynikiem załamania się Cimoszewicza i wycofania jego kandydatury oraz połączenia wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Mamy właściwie zachowania polityczne przypominające drugą turę wyborów prezydenckich. To niezwykle ciekawa sytuacja o radykalnych konsekwencjach. W Sejmie mogą być może tylko trzy, cztery partie, w tym dwie bardza mocne posiadające 80 % miejsc.
- Jak wiele z Gombrowicza, którego jest pan wielbicielem dostrzega pan w politycznej aurze Polski?
Niewiele, brakuje humoru i dystansu.
- Firmowym produktem "Polmosu", którego jest pan właścicielem jest "Gorzka żołądkowa". Czy ta wódka, podobno dobrze robił na trawienie i wyostrzają myśl może stać się metaforą pańskiej recepty na Polskę? Czy też polską alegorią pozostanie wino marki "Wino", imitacja szampana i piwo z chmielowego granulatu? Tanie ersatze. Podróba Zachodu.
Oddzieliłem teraz działalność biznesową od politycznej i nie prowadzę żadnej ze swoich firm i nie będą też wypowiadał się na temat naszych produktów. Choć aluzyjność pytania oczywiście dostrzegam.
- Jaka jest wizja roli Polonii w stosunkach z krajem w programie Platformy i w pana osobistym? Jak dotąd Polska nie wychodzi poza standard rzewnie-patriotycznego banału, który najczęściej po prostu Polonię zniechęca i rodzi podejrzenia instrumentalnego wykorzystywania. Czy nie jest w końcu pora na integralne włączenie polskiej disapory w rzeczywistość Rzeczypospolitej? Czy zaproponowanie przez PO miejsca na swej liście znanemu polonijnemu dziennikarzowi, a wcześniej działaczowi demokratycznej opozycji, Andrzejowi Czumie z Chicago jest sygnałem zmiany?
Niestety, marnujemy od lat szansę obecności i realnego gospodarczego zaangażowania Polonii w naszą rzeczywistość iĘrozwój w Polsce. Jest to przypadek ogólnego problemu; nieumiejętności reklamowania, promowania i wykorzystywania naszego polskiego potencjału. Chcę to zmienić. Oczywiście fakt, że znana postać Polonii zamierza poświęcić się pracy parlamentarnej zasługuje na szacunek. Fakt kandydowania z listy Platformy pozostawiam bez komentarza.
- Czy jako pierwszy poseł w historii polskiego parlamentu zdecydowałby się pan na otwarcie swego biura także w USA, bastionie Polonii?
Odpowiedź jest krótka. Brzmi: TAK!
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki, Nowy Jork
Gombrowicz w Sejmie
- 09/23/2005 06:45 PM
Reklama