Jak powiedział Biden w wystąpieniu w Białym Domu, zawarte porozumienie jest dokładnie zbieżne z trzyetapowym planem, który przedstawił jeszcze w maju 2024 r. Pierwsza, sześciotygodniowa faza zakłada wycofanie wszystkich sił Izraela z terenów zaludnionych, zawieszenie broni oraz uwolnienie zakładników Hamasu, w tym obywateli USA.
"Podczas tych sześciu tygodni Izrael wynegocjuje konieczne ustalenia, by dojść do fazy drugiej, czyli trwałego zakończenia wojny" - oznajmił prezydent. Dodał, że pierwszy etap zostanie automatycznie przedłużony, jeśli negocjacje zajmą więcej, niż sześć tygodni.
Według planu, w ramach fazy drugiej wojska Izraela mają całkowicie wycofać się ze Strefy Gazy, a Hamas uwolnić resztę zakładników i więźniów, w tym izraelskich żołnierzy. Faza trzecia zakłada natomiast zwrócenie wszystkich zwłok zakładników oraz odbudowę Strefy Gazy.
Biden zaznaczył, że wdrożenie ustalonych warunków będzie spoczywać na jego następcy, lecz dodał, że był w stałym kontakcie z zespołem Donalda Trumpa i wyraził pewność, że porozumienie zostanie utrzymane. Stwierdził też, że sukces był możliwy dzięki uporczywej dyplomacji, ale też "ekstremalnej presji" na Hamas oraz dramatycznego osłabienia Iranu i sprzymierzonego z nim Hezbollahu, co doprowadziło do zmiany równowagi w całym regionie.
"Podczas gdy szykuję się do opuszczenia urzędu, nasi przyjaciele są silni, a nasi wrogowie - słabi" - dodał.
Sam Trump już wcześniej sobie przypisał sukces porozumienia, twierdząc, że nie byłoby możliwe, gdyby nie jego zwycięstwo w wyborach.
W ostatniej rundzie rozmów w Katarze, w rozmowach uczestniczył przyszły wysłannik Trumpa ds. Bliskiego Wschodu, Steven Witkoff. Według izraelskich mediów, w tym dziennika "Haarec", wysłannik Trumpa wymógł na premierze Benjaminie Netanjahu zgodę na ustępstwa, których konsekwentnie odmawiał podczas toczących się od wielu miesięcy rozmów.
Trump groził też wcześniej publicznie, że na Bliskim Wschodzie "rozpęta się piekło", jeśli zakładnicy przetrzymywani przez Hamas nie zostaną uwolnieni przed rozpoczęciem jego prezydentury.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)