Kolejny rok szkolny za nami. Dla niektórych jest to jednocześnie koniec przedszkola czy szkoły. Dla innych tylko zakończenie pewnego etapu, który niedługo zostanie ponownie wznowiony. Większość dzieci czuje ulgę, że nareszcie nadeszły wyczekiwane wakacje. Nie ma co ukrywać, że ulgę odczuwają również rodzice, dla których też przychodzi chwila wytchnienia.
Nie dla wszystkich jednak koniec roku szkolnego jest przyjemnością. Nie wszyscy rodzice potrafią przejść do porządku dziennego stając twarzą w twarz z osiągnięciami szkolnymi własnych pociech. Nad upojną wizją wakacyjnego wypoczynku kładą się cieniem oceny, które niekiedy trudno zaakceptować, szczególnie jeśli wiążą się z brakiem promocji do kolejnej klasy.
Plecak
Kiedy przychodzą wakacje, szkolny plecak rzucony jest w róg pokoju, aby doczekał tam kolejnego początku, lub innego zainteresowania ze strony właściciela. To jednak nie jest jedyny bagaż jaki nosi nasze dziecko nie tylko do szkoły, ale na co dzień. Oprócz książek, zeszytów, czy innych pomocy szkolnych, nosi ono na swoich barkach również przeżycia dnia codziennego, komentarze, jakie słyszy na swój temat, a także najróżniejsze problemy rodzinne, za które bardziej lub mniej może i obwinia siebie.
Czy pamiętasz o tym Drogi Rodzicu, że słabe oceny, czy też inne problemy szkolne, to nie zawsze krnąbrny charakter, lenistwo, czy też robienie na złość Tobie? Bardzo często jest to wołanie o uwagę, potrzeba bycia zauważonym, choćby nawet w taki sposób. Nie zawsze przecież potrafimy nazwać to, co się z nami dzieje, a tym bardziej pomóc sobie i poprosić o pomoc. Niekiedy próbując znaleźć sposób na wyjście z trudności wybieramy najdziwniejsze rozwiązania, które dla innych wcale nie są oczywiste…
Już tak mam…
Jak ja często słyszę twierdzenia: „…bo ja już taki/taka jestem”, „…bo ja już tak mam”. Wypowiadają je zarówno dorośli jak i dzieci. Używają ich jako wymówki, usprawiedliwienia, swego rodzaju tarczy, która ma ochronić nas przed srogą oceną krytyką.
Kiedyś byłam na ślubie, w trakcie którego ksiądz, znający pannę młodą od dziecka, opowiadał o niej w pięknych słowach. Niestety nie wiedział tyle o jej wybranku, więc jego opis skwitował słowami: „A Ty … jesteś, jaki jesteś”. To cała kwintesencja tego, jak niejednokrotnie sami podchodzimy do siebie i do innych: „Jesteś, jaki jesteś”, „Jestem, jaki/jaka jestem”, więc nie ma sensu niczego więcej wymagać.
Z jednej strony właśnie tak byłoby prościej, kiedy moglibyśmy spojrzeć na nasze dzieci i powiedzieć: „Jesteś jaki jesteś” i im odpuścić. Nam jednak zależy, widzimy przecież ten potencjał, który w nich drzemie i który wciąż jest wyciszany. Staramy się zatem za wszelką cenę wybudzić nasze pociechy z tego jakby letargu, w którym przeżywają swoje życie. Nie zawsze jednak wiemy jak to zrobić, aby było skutecznie, niejednokrotnie kończy się więc kłótnią, lub porównywaniem do innych. Bo oni mogą/mają czas/mają ochotę i dają radę. A Ty?- to pytanie samo nasuwa się na usta.
W tym wszystkim nawet nie zauważamy, jak zamiast mobilizować, podcinamy skrzydła. Dziecko samo dochodzi do wniosku, że już tak ma, że nic mu nie wychodzi, a rodzice wciąż się czepiają. Mówiąc krótko: : „Jestem, jaki jestem”. Koło się zamyka.
Jeszcze nie
A gdyby tak spojrzeć na ten koniec roku nieco łagodniej. Nie jest to przecież koniec nauki, uczymy się bowiem przez całe życie. Ta ocena, którą otrzymało nasze dziecko też nie świadczy o nim. Pokazuje ona jedynie jak przesuwa się nasza pociecha w drodze na szczyt. „Jeszcze nie” – to jest prawdziwa informacja, która daje motywację. Jeszcze nie jest idealnie, jeszcze trzeba popracować.
Niezwykle podoba mi się idea „Jeszcze nie”, gdzie zamiast wytykać błędy i skupiać się na nich, stawiamy przed dzieckiem wyzwanie. Ono nie ma już ochoty się poddać, aby tylko nie musieć znosić tego wszystkiego jeszcze raz. Ono ma szansę zauważyć, że rozwój i zdobywanie nowych umiejętności to procesy i nawet jeżeli coś nie wyjdzie, to możemy iść dalej, możemy to naprawić.
Już, czy jeszcze nie?
Niezależnie od tego, czy Twoje dziecko ma oceny świetne, przeciętne, czy też byle jakie, warto pamiętać o tych dwóch podejściach: „Już” i „Jeszcze nie”. Za każdym bowiem razem kiedy naszemu dziecku coś nie wychodzi, my jako rodzice, dokonujemy wyboru jednego z nich. Czy to rzeczywiście niemal koniec świata? A może jednak ważny jest włożony wcześniej jakikolwiek wysiłek, który dostrzeżony, może być iskierką rozniecającą wielki ogień pasji!?
Nie poddawajmy się również i my! Nawet jeśli po raz kolejny nawaliliśmy, powiedzieliśmy o dwa słowa za dużo… Widocznie „Jeszcze nie” opanowaliśmy tej rodzicielskiej sztuki w pełni. To nie zmienia jednak faktu, że wciąż mamy szansę szukać i wypróbowywać nowe rozwiązania. Rozwijajmy razem z dziećmi nie tylko mięśnie naszego ciała, ale również „mięśnie” naszych umiejętności.
Powodzenia!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!