Święta i związane z nimi spotkania rodzinne to często dość trudny czas dla niejednej rodziny z dziećmi. Dwoimy się i troimy, aby wszystko było idealnie, a i tak najczęściej wychodzi „jak zwykle”. Patrzymy na nasze dzieci zastanawiając się, czy ktoś nam ich czasem nie podmienił, bo to przecież niemożliwe, aby w ciągu kilku godzin zmieniły się nie do poznania… My sami zwykle zorganizowani i przyzwyczajeni do najróżniejszych kryzysów, przestajemy być sobą. Całkowicie niepostrzeżenie opanowuje nas syndrom pani Bukiet, czyli :
„Co ludzie powiedzą…?!”
Każdy z nas patrzy na świat przez pryzmat własnych przekonań. Co więcej, budujemy je upraszczając rzeczywistość, która nas otacza. Nie sposób bowiem, do wszystkich i wszystkiego podchodzić z „czystym umysłem” i bez żadnych emocji. Nie mamy na to czasu i nie byłoby to dla nas bezpieczne. Z tego powodu mamy pewne oczekiwania w stosunku do najróżniejszych sytuacji, a także do innych ludzi. Nie zapominamy również o sobie. Tutaj, potrafimy wiele wybaczyć, a jeszcze więcej wymagać.
Prawdopodobnie byłoby znacznie łatwiej, gdyby przekonania były tworzone wyłącznie w oparciu o własne obserwacje. Niestety, korzystamy również z doświadczeń innych ludzi, lubimy się przeglądać w ich oczach. Piszę „niestety”, ponieważ żaden ogląd nie jest całkowicie obiektywny. Niekiedy prawimy komplementy w przypływie dobrego humoru, lub chcąc osiągnąć jakiś cel. Innym razem zdarza nam się niesłusznie skrytykować, lub wytknąć coś komuś, bo mieliśmy ciężki dzień, bo nerwy nam puściły…
Na styku tych wszystkich przekonań i spojrzeń na otoczenie, staramy się pokazać siebie innym w jak najlepszym świetle. Chcemy zostać dostrzeżeni, a może nawet pochwaleni, szczególnie w dziedzinach, które postrzegamy za ważne, czy nawet określające nas samych. Dla niejednego rodzica, takim właśnie tematem głównym jest rodzicielstwo, gdzie chcemy pochwalić się również naszymi dziećmi.
Trudne wyzwanie
Często obserwuję sytuację w której ktoś stara się ze wszystkich sił i nic z tego nie wychodzi. Emocje biorą górę nad nami i albo „spalamy się” już na starcie, dostrzegając ogrom stojącego przed nami zadania, bądź też w trakcie nie wytrzymujemy napięcia i coś pęka. Niejednokrotnie można zauważyć to u sportowców, którzy przed zawodami osiągają niesamowite wyniki, a na mistrzostwach, czy olimpiadzie, nagle rywale ich deklasują, umiejąc opanować nerwy.
Święta, czy też inne spotkanie rodzinne, choć nie przypominają międzynarodowych zawodów sportowych, często wywołują niemałe emocje. Usiąść przy wspólnym stole z ciocią, która zawsze krytycznie patrzy na wszelkie odstępstwa od normy… Porozmawiać z inną, która wciąż preferuje stary system wartości i wychowania, gdzie dzieci powinny siedzieć cicho i prosić o pozwolenie, aby odezwać się choć słowem… W tym wszystkim jeszcze nasze dzieci, które również ponoszą emocje i w najlepszym wypadku gadają jak najęte, a niekiedy zaczynają się awanturować z jakiegoś błahego powodu (by dać ujście emocjom).
Takie sytuacje często jawią nam się jako trudne wyzwania, w których ciężko liczyć na jakieś koła ratunkowe. Budowane wcześniej przekonania o słuszności wybranej drogi wychowawczej, czy też o własnym opanowaniu i umiejętności radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach, nagle potrafią runąć, jak przysłowiowy domek z kart. Przychodzą chwilę, kiedy zamiast robić kolejny krok na przód, wybieramy dwa do tyłu, aby znów skulić się na chwilę w ciemnym kącie, a potem przyjrzeć jeszcze raz sytuacji z nieco innej perspektywy.
Porównania
Kiedy w chwili kryzysu, tak krytycznie patrzymy na siebie i nasze dzieci, zdarza nam się porównywać z innymi. Jak oni to robią, że: mają czas na wszystko, poświęcają tyle czasu swoim dzieciom, zwiedzają świat z dziećmi, ich córka jest taka spokojna, a syn potrafi zająć się sobą i nie „wisi” cały czas na mamie, domagając się jej uwagi? To tylko kilka przykładów na to, co potrafi nam przyjść do głowy, kiedy czujemy się najgorszymi rodzicami na świecie, a nasze dzieci wydają nam się najbardziej rozbrykane i „niewychowane”.
Czy jednak inne osoby są właściwymi adresatami naszych porównań?
Podobnie jak my, nie jesteśmy w stanie myśleć i działać, jak inni, czy też wczuć się całkowicie w ich sytuację, tak samo nie możemy się do nich porównywać. Każdy bowiem samodzielnie podejmuje decyzje dotyczące własnych działań. Nie zawsze są one wynikiem racjonalnego przemyślenia sprawy. Niekiedy, jak już wspominałam, ponoszą nas emocje, czujemy się zagrożeni i działamy w sposób najprostszy i najszybszy, czyli atakujemy, bądź uciekamy. Tym bardziej, nie możemy równać się do innych, bowiem każdy ma inną wrażliwość emocjonalną.
Jest jednak osoba, z którą porównania będą całkiem słuszne, a co więcej, pozwolą nam się rozwijać. Tą osobą jesteśmy my sami. Warto spojrzeć, jak się zmieniamy, jak reagujemy teraz na trudności w odniesieniu do wcześniejszych sytuacji. Co nas zmieniło? Co jest jeszcze do zmiany? A gdzie dokonaliśmy już prawdziwych przełomów? Każdy z nas jest inny i warto o tym pamiętać.
Podobnie jest z naszymi dziećmi. Zamiast porównywać je z kuzynami, dziećmi znajomych, czy nawet rówieśnikami, warto spojrzeć wstecz na drogę, którą pokonały. Jak zmieniły się z absorbujących, czy awanturujących się dwu – i kilkulatków, w dzieci z fantazją, poczuciem humoru, czy umiejętnością nawiązania kontaktu i rozmowy.
Oczywiście ani my, ani nasze dzieci nie zawsze będziemy idealni, ale czy ktoś tym ideałem jest?
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!