Spora niespodzianka w Białymstoku, gdzie wicelider piłkarskiej ekstraklasy Jagiellonia zremisowała z ostatnim w tabeli Śląskiem, w meczu aktualnego mistrza z wicemistrzem Polski.
Śląsk - w pierwszym meczu pod wodzą duetu trenerskiego Michał Hetel i Marcin Dymkowski, który zastąpił zwolnionego Jacka Magierę - nie przestraszył się gry na boisku wicelidera i od początku meczu pokazywał, że nie zamierza się tylko bronić. Już w 1. min strzelał Peter Pokorny, ale dwa jego kolejne uderzenia zablokowali obrońcy Jagiellonii. W odpowiedzi - w dobrej sytuacji na strzał zdecydował się Lamine Diaby-Fadiga, ale nie zaskoczył Rafała Leszczyńskiego, który odbił to uderzenie na rzut rożny.
Śląsk starał się utrzymywać przy piłce i - zaskakująco łatwo - kreował sytuacje. W 5. min Żukowski, który grał jako napastnik, znalazł się w sytuacji sam na sam ze Sławomirem Abramowiczem, ale był na pozycji spalonej. W 15. min Petr Schwarz zdobył gola, ale też z pozycji spalonej.
Jagiellonia miała trudności z płynnością swoich akcji i notowała dużo niecelnych podań w środku pola.
W zespole Śląska aktywny był z lewej strony Arnau Ortiz; w 26. min jego strzał w krótki róg obronił Abramowicz, ale w 34. min hiszpański skrzydłowy wrocławian dał gościom prowadzenie, trafiając w samo "okienko" bramki Jagiellonii z pola karnego. Asystę zanotował Piotr Samiec-Talar.
Goście krótko cieszyli się z prowadzenia. Pięć minut później, po akcji lewą stroną Jagiellonii i podaniu Joao Moutinho, technicznym uderzeniem wyrównał Lamine Diaby-Fadiga.
Po przerwie to nadal goście byli groźniejsi w polu karnym Jagiellonii, niż gospodarze w polu karnym Śląska. W 52. min Ambramowicz obronił strzał Schwarza, a dobitkę Pokornego zablokowali obrońcy. W 58. min wrocławianie zdobyli gola, ale strzelec Samiec-Talar był na spalonym.
Jagiellonia grała tak, jakby nie mogła odnaleźć właściwego tempa, jej akcje były zbyt wolne i przewidywalne dla przeciwnika. Ale w 70. min to ona wyszła na prowadzenie. Bo składnej akcji Cezarego Polaka z Darko Churlinovem lewą stroną boiska, macedoński skrzydłowy zagrał w pole karne do Jesusa Imaza, a Hiszpan technicznym strzałem - do tego między nogami jednego z obrońców Śląska - zdobył gola.
Nie mając nic do stracenia, Śląsk w końcówce meczu zaatakował. W 83. min Abramowicz uratował swój zespół przed stratą bramki po mocnym strzale Jezierskiego, który jednak kilka minut później dał gościom wyrównanie. W 88. min młody napastnik wrocławian wygrał walkę o piłkę w powietrzu z Adrianem Dieguezem i zdobył gola. W doliczonym czasie gry goście mogli nawet wygrać, ale Aurelien Nguiamba zdołał zablokować strzał Żukowskiego.
Mecz w Białymstoku poprzedziła minuta ciszy po śmierci zmarłego w piątek Krzysztofa Pakuły, twórcy i prezesa Grupy Chorten, głównego sponsora Jagiellonii. Chorten jest też sponsorem tytularnym stadionu miejskiego w Białymstoku.Zagłębie po pierwszym fragmencie, kiedy miało problem z przedostaniem się pod pole karne rywali, też zaczęło wychodzić z atakami i kibice oglądali ciekawe spotkanie. Jedyne czego brakowało, to czystych sytuacji bramkowych, co wynikało z dobrej postawy defensywy obu zespołów. Ale tylko do czasu.
Tuż przed przerwą prostą stratę zaliczył przed własnym polem karnym Bartosz Kopacz. Motor wyprowadził atak, który strzałem zakończył Christopher Simon. Uderzenie zablokował w polu karnym Igor Orlikowski, ale sędzia dopatrzył się po analizie wideo zagrania obrońcy Zagłębia ręką i podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Piotr Ceglarz i nie dał szans Hładunowi.
Kilka chwil później mogło być już 2:0. Po rzucie rożnym do piłki najwyżej wyskoczył Samuel Mraz, ale Hładun zdołał odbić strzał nad poprzeczkę.
Druga połowa mogła świetnie się zacząć dla gości. Simon odebrał piłkę Tomaszowi Makowskiemu, oszukał Kopacza i przymierzył przy słupku z linii pola karnego, ale minimalnie niecelnie. W odpowiedzi kilka chwil później Mateusz Wdowiak z pola karnego trafił wprost w Kacpra Rosę. Minęło kilka minut i skrzydłowy Zagłębia miał kolejną okazję, ale nie trafił w bramkę.
Lubinianie byli coraz groźniejsi i w końcu udokumentowali swoją przewagę. Po wyrzucie z autu i zgraniu Arkadiusza Woźniaka piłka trafiła do zupełnie niepilnowanego Marka Mroza, który huknął z kilku metrów pod poprzeczkę. Rosa był bez szans.
Zagłębie wyraźnie złapało wiatr w żagle i ruszyło jeszcze śmielej do przodu. Motor zaczął się gubić w obronie i momentami rozpaczliwie bronił niemal całym zespołem w polu karnym. Najbliższy trafienia do siatki był Woźniak, który uderzył głową pod poprzeczkę i Rosa musiał ratować swój zespół. Motor przetrzymał napór i też zaczął atakować. Świetne okazje mieli Ceglarz i Mraz, ale ten pierwszy uderzył za lekko, a ten drugi nie potrafił oddać strzału po katastrofalnym błędzie Kopacza.
Kilka minut później słowacki napastnik, który w przeszłości bronił barw Zagłębia, zdołał się zrehabilitować. Dostał podanie od Kaanu Caliskanera przed polem karnym, uderzył, piłka odbiła się jeszcze od Jarosława Jacha i wpadła do siatki obok zmylonego Hładuna.
Gospodarze mieli niemal kwadrans na odrobienie strat, ale nie potrafili nawet poważniej zagrozić bramce gości. Motor kontrolował wydarzenia, nie dał się zepchnąć do obrony i odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Zagłębie natomiast przegrało drugi raz z rzędu, a w perspektywie ma wyjazd do Krakowa i na koniec jesieni mecz z Legią Warszawa u siebie.
Lider Lech, który w poprzedniej kolejce wygrał w ligowym klasyku u siebie z Legią aż 5:2, podejmie w sobotę o 17.30 beniaminka GKS Katowice. Emocji nie powinno zabraknąć również w Warszawie, gdzie piąta w tabeli Legia podejmie czwartą Cracovię.
Trzeci w tabeli Raków, który w ekstraklasie nie przegrał od 30 sierpnia, zagra w niedzielę w Częstochowie z Koroną Kielce.