REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Żywe sejsmografy

-

Rozedrgana kakafonia dźwięków zburzyła spokój letniej nocy z 25 na 26 lipca 1963 roku w jugosłowiańskim mieście Skopje. W dzielnicy przylegającej do ogrodu zoologicznego nikt nie mógł spać spokojnie. Krótko po północy hasło alarmu dał przeciągłym wyciem australijski pies dingo. Odezwały się dziesiątki innych głosów, to kolejne zwierzęta dołączyły się do chóru jazgotów, ryków i szczekań. Histeryczny śmiech hieny i ryk krokodyli brzmiały niezwyczajnie, a słonie, uniósłszy trąby do góry, z przeraźliwym porykiwaniem naparły na kraty, daremnie usiłując wydostać się na wolność. Hipopotam z głuchym postękiwaniem wyskoczył z basenu i przesadził dwumetrowe ogrodzenie, co nigdy mu dotąd nie zdarzyło się. Ukryta groza czaiła się nawet w trelach drobnych ptaków. A później zapadła grobowa cisza. Zwierzęta zamilkły jak na komendę.

Taki to właśnie obraz przedstawiła prasa już po trzęsieniu jakie nawiedziło Skopje nad ranem 26 lipca 1963 roku, obracając miasto w perzynę i pozbawiając życia wiele setek jego obywateli. Wówczas nikt z nich nie zareagował na ostrzeżenie zwierząt, miasto leżało wszakże w miejscu “bezpiecznym” sejsmologicznie. I nikt nie spodziewał się kataklizmu.
Szesnaście lat później, tym razem w Sarajewie, po zapadnięciu zmroku w Wielkę Sobotę, dyrektor ogrodu zoologicznego udał się ku wybiegom lwów i niedźwiedzi, które od paru godzin krążyły z objawami najwyższego podniecenia. Nie uspokoiły się one aż do świtu. Kiedy już wstał wielkanocny poranek, po godzinie siódmej dwadzieścia wszystkie drapieżniki legły z wyrazem zmęczenia, pogrążając się w twardym śnie.

Personel zoo odetchnął z ulgą zupełnie nie zwracając uwagi na to, że właśnie w tym czasie miało miejsce kilka niegroźnych wstrząsów ziemi, które w tym niespodziewanie nadeszły. Wtedy jeszcze nie wiedziano, że o sto osiemdziesiąt kilometrów dalej groźne trzęsienie ziemi spustoszyło Czarnogórę.
W 1982 roku francuską Marsylię dotknął niezwykły eksodus szczurów, które w biały dzień uciekały z miasta. Widocznie coś musiało je z ich siedlisk wypłoszyć. I rzeczywiście, owe “coś” miało miejsce w marokańskim Tangerze. Po drugiej stronie Morza Śródziemnego.

Jednak na “niepokoje” zwierząt sejsmografy nie reagowały. Były ‘‘mądre” dopiero po szkodzie.
Czyżby zwierzęta wiedziały wcześniej niż ludzie? Dlaczego tak gremialnie zabierały się do odwrotu z zagrożonych miejsc na długo przed tym zanim dotknął je kataklizm i wtedy nie było już ucieczki? Co je w takim razie broni? Instynkt?
Trzeba obserwować
świat przyrody
Wiele relacji z różnych czasów i z różnych regionów dobitnie świadczy, że zwierzęta potrafią przewidywać trzęsienia ziemi.
Kapitan Robert Fitzroy (późniejszy angielski wiceadmirał i jednocześnie znakomity hydrograf i meteorolog) podczas dowodzonej przez siebie wyprawy statkiem “Beagle” dookoła świata z udziałem przyrodnika Karola Darwina odnotował w swoim dzienniku z roku 1835:
“Około ósmej krzyczące stada ptactwa morskiego zakryły niebo nad miastem Conception na chilijskim wybrzeżu Pacyfiku. O godzinie 10:30 psy uciekły z domów. Dziesięć minut później trzęsienie ziemi zniszczyło miasto”.
Wybuchy wulkanów, tak samo związane z procesami tektonicznymi, są również przewidywane przez zwierzęta zazwyczaj dość wcześnie, aby uprzedzić swym zachowaniem także i ludzi. Masowa ucieczka ich z terenów zagrożonych poprzedziła słynny wybuch wulkanu Mont Pelèe na Martynice, który miał miejsce 8 maja 1902 roku. Wulkan wyrzucił ze swego wnętrza duszący obłok rozgrzanych, trujących gazów, szczelnie otulając nim miasto Saint Pierre. Zaledwie w chwilę później wszyscy mieszkańcy miasta – a było ich 30 tysięcy – zginęli. Po katastrofie odkryto ich zwłoki w domach, ale wśród nich nie było ani jednego zwierzęcia, za wyjątkiem kota, rozpaczliwie przyciskanego przez właściciela do piersi.

Szczególna wrażliwość na zbliżające się właśnie trzęsienie ziemi zaobserwowane u kotów, zostało wykorzystane przez rolników, przede wszystkim właścicieli winnic ulokowanych na stokach sycylijskiego wulkanu, Etny. Świadomie obserwują reakcje specjalnie hodowanych tutaj kotów i jeśli ich pupile masowo uciekają z wulkanu na dół, ludzie również podążają za nimi.
Czym wytłumaczyć zachowanie się kotów? Otóż zwierzęta te mają bardzo wyczulone opuszki łap na wibracje ziemi. Jest im to potrzebne do polowania na myszy i krety. Czują one wszelkie ruchy pod ziemią w pobliżu nor swojej potencjalnej zdobyczy. Nie ma zatem nic dziwnego, że to samo dotyczy tektonicznych ruchów, jakie towarzyszą trzęsieniom ziemi i wybuchom wulkanów.

Czym jest dla mieszkańców Sycylii obserwacja zachowań kotów, tym dla górników jest obserwacja szczurów, które towarzyszą im w pracach pod ziemią. Ich niepokój jest zapowiedzią zbliżającego się “tąpnięcia ściany”, na której pracują, i zawału całej sztolni. Szczury na kilka chwil przed katastrofą biegają wściekle po klatkach i popiskują. Jest to sygnał, żeby natychmiast opuścić miejsce pracy, tzw. przodek i ukryć się w korytarzach ewakuacyjnych.
Mniej wiemy o zachowaniu się roślin w obliczu nadciągających kataklizmów sejsmicznych. Najbardziej widowiskowym przykładem jest pierwiosnek z wyspy Jawy, który rośnie na zboczach czynnego wulkanu, a zakwita dokładnie w przeddzień jego wybuchu. Spostrzegłszy złowróżbne kwiaty, ludzie uchodzą z zagrożonego terenu. Zjawisko jest tym dziwniejsze, że pąk kwiatu zakwita w rozmaitych porach roku, a zakwitające pierwiosnki stanowią jakby dywan widoczny z daleka, w związku z czym tubylcy traktują to jako poważne ostrzeżenie, bo roślina nie myli się nigdy.

Wracając do trzęsień ziemi, przenieśmy się jednak na chwilę w morskie głębie. Japoński bionik Jasuo Sugicharo, profesor Uniwersytetu w Tokio, od dawna podejrzewał, że zwierzęta żyjące w głębinach w bliskości ognisk trzęsień ziemi, mocno wyczuwają nadciągającą katastrofę i opuszczają miejsce zagrożenia prąc “na oślep” ku powierzchni morza, choć gwałtowna zmiana ciśnienia zwykle przynosi im nieuchronną zgubę. Ale delfiny butelkonose także wyczuwają nadchodzące trzęsienie i odpływają z miejsca epicentrum ruchu tektonicznego.
Ostatnio przeżyte katastrofy ludności i turystów licznych wysp Indonezji, basenu Morza Południowochińskiego i Oceanu Indyjskiego zwróciły uwagę całego świata na ten rejon, gdyż katastrofy jakie przyniosły coraz liczniejsze tu trzęsienia ziemi, tajfuny, wybuchy wulkanów – kosztowały nie tylko życie wielusettysięcy mieszkańców i przybyszów, ale jednocześnie wysokie koszty międzynarodowej pomocy dla poszkodowanych i odbudowy regionów dotkniętych katastrofami. Dość powiedzieć, że tak rozległy kraj jak Chiny z ludnością powyżej 1,250 miliarda, przeciętnie corocznie przeżywa dwa duże trzęsienia ziemi, których ofiary śmiertelne szacowane są na co najmniej kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nic więc dziwnego, że w tym właśnie regionie poczęto budować system “wczesnego ostrzegania” przed sejsmicznymi katastrofami i nasyca się go licznymi nowoczesnymi stacjami sejsmologistycznymi.

Nie udało się dotychczas znaleźć niezawodnego sposobu, który mógłby określić kiedy to i w jakim miejscu wydarzy się katastrofa. W związku z czym zaczęto obserwować świat zwierzęcy, a nawet roślinny w kontekście nietypowego zachowania, a nawet sięgnięto do starych kronik i ustnych przekazów o tym, co wydarzyło się kiedyś w odległej przeszłości. Okazało się, że zebrane w ten sposób informacje potwierdzały tezę, iż zwierzęta reagowały zawsze wcześniej niż mógł to zrobić sam człowiek. Posiadały ku temu odpowiednie zabezpieczenia, które dała im natura.

To skłoniło sejsmografów – oprócz stałego nadzoru instrumentów badających tektonikę naszego globu i ruch płyt kontynentalnych – do włączenia do programu badawczego również stałej obserwacji świata przyrody. Zaczęli celować w tym Chińczycy, którzy utworzyli nawet specjalne “brygady” obserwatorów nietypowych zachowań zwierząt. W mieście Szenjang (dawna nazwa Mukden) powstało specjalne centrum tego typu obserwacji i jednocześnie planowania na szerszą skalę ewakuacji ludności z terenów aktywności sejsmicznej.

Czy tylko chodzi
o zwierzęce zmysły?
Porównując aktualne doniesienia właśnie niespodziewanego zachowania zwierząt, np. szczury pozwalające łapać się ludziom gołymi rękami i drżące w dłoniach ze ‘‘strachu”, uciekające koty, węże obudzone ze snu zimowego i pełzające bez ładu po okolicach, ba, nawet drób podfruwający na … drzewa (!), opracowano rejony, które były szczególnie zagrożone kataklizmem, dzięki czemu usuwano stąd ludzi jeszcze przed katastrofą. To był naprawdę liczący się sukces. Udało się – po zastosowaniu swoistej “mieszanki” sejsmografów i zwierząt reagujących na trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów – uniknąć wielu katastrof na masową skalę. Mocno ten stan rzeczy poruszył naukowców, zwłaszcza biologów i geologów. Oto czy w przyszłości mają opierać prognozy na jednoczesnej obserwacji “wyczulonych” na pulsowanie Ziemi zwierząt i zapisie sejsmografów, czyli dosyć precyzyjnej technice? A czy można w ogóle wytłumaczyć tak trafne przewidywania żywych ustrojów? Czy reagują one instynktownie, słysząc ostrzegawczy pomruk głębokich warstw skalnych? Czy czują subtelne ich wibracje?

Dla laików wszystko to byłoby prawdopodobne. A jednak wcale nie jest. Hierarchia ważności zmysłów jest u zwierząt nadzwyczaj rozmaita. Rozróżniamy węchowców, słuchowców, wzrokowców, dotykowców, nie wspominając o zmysłach tak obcych jak ultradźwiękowa echolokacja u nietoperzy, postrzeganie otoczenia w postaci obrazu pól elektrycznych przez mruka nilowego (Gymnarchus nilicus) i niektóre inne egzotyczne ryby, widzenie nadfioletu okiem pszczoły, a podczerwieni przez pewne ptaki. Wśród wymienionych poprzednio zwierząt, pies ma węch znakomity, a kura mierny. Węże wybornie odczuwają wibracje podłoża, podobnie i koty. Szczury słyszą ultradźwięki, większość ptaków nie. A mimo wszystko zareagowały równocześnie na mające dopiero nastąpić trzęsienie ziemi. Co je zatem łączy w tym wspólnym froncie?

Posłużę się tutaj przykładem wyniesionym z Włoch, właśnie z wiosek otaczających Etnę. Otóż przed zbudzeniem się wulkanu do aktywności, co miało miejsce w 1976 roku, mieszkańcy zaobserwowali nietypowe zachowanie wśród zwierząt domowych i dzikich. Krowy nie chciały opuścić pastwisk położonych niżej, stały nieruchomo niczym posągi. Kotki wynosiły swój przychówek ze stodół, układając swoje maleństwa w grządkach jarzyn, byle dalej od domów. Także roje pszczół były mocno zaniepokojone i brzęczały przez długi czas w swych ulach. Łagodne zazwyczaj psy, nabrały napastliwości i chciały kąsać nawet domowników. Węże pełzły po szosach i ulicach. Krety wylazły ze swoich nor na powierzchnię i rozpoczęły ryć korytarze w poziomie nie zagłębiając się w glebę. Mrówki gremialnie opuściły podziemne gniazda i kolumnami maszerowały w kierunku podnóża wulkanu.

Jeszcze dziwniej zachowywały się zwierzęta o zmierzchu, zwłaszcza z nastaniem ciemności. Kury nie chciały pójść do kurnika i, zbijając się w gromady, dreptały gdacząc histerycznie i trzepocząc skrzydłami po podwórkach. Psy zaczęły wyć. Niepokój udzielił się także świniom, ryły ziemię racicami i kwiczały donośnie. Rozdzierający krzyk pawi niósł się dookoła. Zbudziły się ptaki i zaczęły nocą śpiewać. Nawet kukułka obwieszczała światu, ile to lat pytającym ludziom pozostało do życia. Nagle mieszkania zapełniły się szczurami i myszami beztrosko pomykającymi między ludźmi. Wcześniej zniknęły koty, które zrezygnowały z tak obfitego połowu. Po domach kanarki rozpaczliwie tłukły się po klatkach, niektóre z nich roztrzaskiwały się o pręty, inne zaś umierały od stresu.

Ponieważ włoscy sejsmolodzy, ufając przyrządom, nie podjęli żadnej akcji, zaskoczenie było kompletne. Zupełnie też nie potrafili dostrzec czytelnych sygnałów przyrody wzorem ludzi doświadczanych w Południowej Azji rozmaitego rodzaju klęskami żywiołowymi. Kiedy o godz. 21:00 bez żadnego dodatkowego ostrzeżenie gruchnął potężny wstrząs, obsunęły się skalne zbocza wulkanu i wreszcie ryknął sam wulkan, ulewając z krateru lawę i zasypując okolicę pumeksowym pyłem i gęstymi dymami. Zginęło ponad dwa tysięce ludzi oraz poniesiono wyjątkowo duże straty materialne a szereg budynków legło w gruzach. Wiele jednak ofiar mogło ocaleć, gdyby uwierzono zwiastunom nadchodzącej katastrofy – zwierzętom. I czujnie obserwowano ich zachowanie. Wyciągnięto z tego wnioski. Niestety za późno. A mówi się, że tylko “mądry Polak po szkodzie”. Tymczasem mamy towarzystwo w tym procederze.

Zapach katastrofy
Jest jeszcze jeden z czynników, które także trzeba brać pod uwagę. Na niego również reagują zwierzęta. Otóż katastrofa… pachnie na kilka chwil przed swoim nadejściem.
Mechanik precyzyjny z San Leopoldo, a więc z miejscowości znajdującej się tuż obok epicentrum katastrofy, stwierdził, że owej fatalnej nocy nie potrafił złożyć reperowanego zegarka, ponieważ jego części wzajemnie się odpychały, czyli były naładowane elektrycznie. Pan Zuender pracował na drewnianym stole, a więc części zegarka mogły się naładować tylko poprzez powietrze, w którym znajdowała się dostateczna ilość areozoli. I to areozoli typu zapachowego. Ich stężenie było wprawdzie niewyczuwalne przez człowieka, za to zwierzęta reagowały na obcy zapach i starały się od niego oddalić i – jeśli mogły – wybierały otwartą przestrzeń.

Doświadczenia wykazały, że areozole naładowane dodatnio ogromnie wzmagają wydzielanie seratoniny. Jest to neurohormon, którego nadmiar może spowodować u ludzi schizofrenię, a niedobór – stany depresyjne. Chociaż ten hormon jest od lat pięćdziesiątych wytwarzany syntetycznie, to przecież dalecy jesteśmy od ustalenia, jakie to dokładnie wywołuje stany w organizmach żywych. Może więc zwierzęce brewerie spowodowane są przez nadchodzący kataklizm, który zawsze jest poprzedzony nadmiernym wydzieleniem do powietrza seratoniny?
Jednak należy, a nawet wręcz trzeba, oprzeć się na “żywych sejsmografach”, które wspomóc mogą jedynie mechaniczne zapisy “wariografów ziemi”. Czasami bywają one zawodne i nie zawsze lokalizują epicentrum katastrofy przed jej powstaniem.

REKLAMA

2091126212 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091126517 views

REKLAMA

2092922977 views

REKLAMA

2091126800 views

REKLAMA

2091126948 views

REKLAMA

2091127094 views