Z powodu wojny w Libii prezydent Barack Obama skrócił wizytę w Ameryce Łacińskiej przyrzekając większy udział w walce z handlem narkotykami, plagą podważającą bezpieczeństwo całego regionu.
W maleńkim Salwadorze zrezygnował z podróży do ruin Mayów, by zdążyć na posiedzenie krajowej rady bezpieczeństwa w sprawie Libii.
Prezydent przyrzekał partnerskie stosunki z całą Ameryką Środkową poprzez zwiększenie wymiany handlowej, ograniczenie handlu narkotykami i stworzenie możliwości rozwojowych tak, by tamtejsza ludność miała pracę we własnych krajach i nie musiała szukać zatrudnienia w USA.
Zapewnił, że będzie naciskał na reformę imigracyjną w USA, łącznie z projektem umożliwienia nielegalnym imigrantom zdobycia legalnego pobytu.
W Stanach Zjednoczonych przebywa 2.8 miliona Salwadorczyków. Rocznie wysyłają do swego kraju $3.5 miliarda. Próba usunięcia nielegalnych imigrantów salwadorskich z USA poważnie zaważyłaby na tamtejszej gospodarce.
Celem wizyty Obamy było zademonstrowanie zainteresowania Waszyngtonu krajami tego kontynentu, stworzenie nowych rynków dla amerykańskiej produkcji i umocnienie stosunków z demokratycznymi państwami koniecznych do wspólnych działań w zakresie zewnętrznych zagrożeń, zmian klimatycznych i cen środków energetycznych.
W sobotę Obama rozpoczął podróż po Ameryce Łacińskiej od wizyty w Brazylii. Tego samego dnia wydał rozkaz uderzenia na Libię, by powstrzymać Kadafiego przed masakrą własnych ludzi.
Z Brazylii pojechał do Chile. W drodze do Ameryki Środkowej rozmawiał z brytyjskim premierem Davidem Cameronem i prezydentem Francji Nicolasem Sarkozy o roli NATO w libijskiej ofensywie.
Prez. Obama wyraził przekonanie, że USA przekażą międzynarodowej koalicji kontrolę nad libijskimi operacjami w ciągu kilku dni.
(AP – eg)