Kwitnąca ekonomia Irlandii przyciągała do tego kraju tysiące Polaków, ale gdy uderzyła recesja, muszą oni teraz podjmować decyzje o tym, czy przeczekać ciężkie czasy na miejscu, czy też wracać do domu, gdzie czeka na nich ryzyko jeszcze większego pogorszenia ich sytuacji życiowej – rozpoczyna korespondencję z Dublinu anonimowy wysłannik Agence France Presse.
– Obrzydła mi Irlandia, [jej] ekonomia się stacza – powiedział w wywiadzie dla AFP 33-letni kierowca ciężarówek Marcin Kamiński, który po fiasku „celtyckiego marzenia” wyrusza na poszukiwanie lepszego życia w Kanadzie. – Mam tam przyjaciół. Oni wszyscy wyjechali z Irlandii. Są teraz szczęśliwi.
Cztery lata temu Kamiński wiązał ogromne nadzieje z Irlandią, gdzie – jak powiedział – „wybierałeś sobie firmę, w której chciałeś pracować, a wynagrodzenie było cztery razy lepsze”.
Ale „Celtic Dream” z czasów, gdy „celtyckiemu tygrysowi” cała Europa zazdrościła 10-procentowego przyrostu gospodarczego w 2000 roku, to czasy dawno minione – czytamy. W tym roku przewidywane jest skurczenie się gospodarki o 7 procent, a we wtorek rząd miał ogłosić ratunkowy budżet oszczędnościowy.
Kamiński utracił swą pracę niedawno, gdy jego firma przewozowa upadła w następstwie przeniesienia linii produkcyjnych przez jej głównego klienta, amerykańskiego producenta komputerów Dell, z miasta Limerick do Polski. Dell zwolnił z pracy 2000 ze swych 3000 pracowników, a większość to Polacy.
– Oto ironia tej sytuacji. Pracę traci wielu Polaków – powiedział o skutkach przenosin procukcji koncernu Dell do Łodzi Arek Gliniecki z Irlandzko-Polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego i Biznesowego w Limerick.
Paulina Mierosławska mogła kiedyś liczyć na stały napływ polskich klientów do jej restauracji „Polska Gospoda” w Dublinie – czytamy dalej. Założony do spółki z narzeczonym w 2007 roku lokal był „wystarczająco dobry” aż do października ubiegłego roku.
– Polacy zaczęli wyjeżdżać, zwłaszcza wielu pracowników budowlanych – wspominała 27-letnia restauratorka jesienne spowolnienie obrotów i ciche święta, po których biznes mocno oklapł, a zaczęły się piętrzyć rachunki do zapłacenia.
Mierosławska rozważała możliwość powrotu do kraju, ale zdecydowała się na inną drogę. Obecnie pod nowym szyldem „Paula’s” specjalizuje się w „znakomitej kuchni europejskiej”, która może przyciągnąć liczniejszą klientelę irlandzką. Obok polskich dań w jadłospisie pojawiły się steki wołowe, a do polskich piw dołączył Heineken. Tylko widoczki z Krakowa i Warszawy zdradzają pochodzenie właścicielki lokalu, która ściska kciuki za przyszłość.
Około 3.000 Polaków wyjeżdża z Irlandii co miesiąc – jak wynika z obliczeń Jacka Rosy, zastępcy szefa polskiej ambasady w Dublinie. Ale stanowi to zaledwie 2 procent ogólnej liczby 150.000 miejscowych Polaków, stąd ksiądz Maszkiewicz z dublińskiego kościoła św. Audoena zakwestionował ideę masowego polskiego exodusu, którego oznak nie widać w zgromadzeniu St Audoen’s.
Wielu Polaków zdecydowało się przeczekać złe czasy w Irlandii, bez względu na koszt – zauważa autor tekstu.
– Pozostanę tutaj nawet jeśli postradam swą pracę – powiedział 40-letni Piotr Gliściak. – Życie tutaj będzie nadal lepsze niż w Polsce.
Liściak musiał ratować się oszczędościami, gdy pierwsze 3 miesiące tego roku okazały w jego firmie zmywającej oka „bardzo ciche”. Ale on i jego żona pragną „pozostać tu na zawsze” ponieważ – jak rzekł – „Irlandia jest nadal bardzo, bardzo dobrym krajem”.
– Jest nadal o wiele łatwiej tutaj w Irlandii – dodał od siebie 35-letni Marcin Winicki, który pracował kiedyś dla Della w Limerick, ale od roku jest bezrobotny. – Mam przyjaciół w Polsce, każdego roku jeździli z nami na wakacje. W tym roku mówią, że nie mogą. Ale my jedziemy. Jeśli będę musiał się przenieść, to nie będzie to Polska. Polska jest biednym krajem.
Irlandia nadal dobrze wygląda we wszelkich porównaniach – stwierdziła Ela Śliwińska, dziennikarka z „Polskiej Gazety”, pierwszego polskojęzycznego tygodnika w Irlandii. Dla przykładu podała, iż chociaż w Polsce przedsiębiorcy mogą korzystać z nowoeuropejskich funduszów na działalność, zarobki pozostają na niskim poziomie.
– Kryzys jest w Polsce również – zaznaczyła polonijna dziennikarka.
Winicki oznajmił wysłannikowi AFP, iż w Polsce potrzebowałby miesiąca pracy, żeby zarobić tyle, ile w Irlandii zarabia w ciągu tygodnia. Wyjaśnił, iż w kraju pracował na dwa etaty i nadal z trudem spłacał pożyczkę od nieruchomości, dlatego właśnie wyjechał do Irlandii pięć lat temu.
– Jeśli chce się chodzić do restauracji, mieć samochód, dom, rodzinę, w Polsce jest to trudne – powiedział.
Po roku od czasu zwolnienia z pracy Winicki jest bliski wyczerpnia swego zasiłku dla bezrobotnych – czytamy. Aby utrzymać się jakoś przy życiu i nakarmić trójkę dzieci, jego żona pracuje dłużej jako kierwoca taksówki, a on chodzi od domu do domu w poszukiwaniu prac dorywczych. Sytuacja rodziny nie jest łatwa – podkreśla korespondent AFP.
– Obawiam się, że będę musiał się martwić, że nie zdołam opłacić mieszkania. Jeśli poprawi się w następnym roku, przeżyjemy, ale jeśli pozostanie tak przez dwa lata… – kończy się urwanym zdaniem „irlandzkiego” Polaka relacja pt. „Tough times for Poles in Ireland”.
Darek Jakubowski