REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaSportSno*Drift Rally 2016. Spektakularny Piotr Fetela

Sno*Drift Rally 2016. Spektakularny Piotr Fetela

-

fot.Tomasz Czupryna
Piotr Fetela: wygranie amerykańskiego rajdu zawsze było moim marzeniem fot.Tomasz Czupryna

Wygrać amerykański rajd udało się do tej pory tylko legendarnemu Sobiesławowi Zasadzie. Było to kilkadziesiąt lat temu. Od tamtej pory żadnen polski kierowca nie poszedł w jego ślady. Do niedzieli, bo właśnie wtedy ogłoszono wyniki pierwszej eliminacji rajdowych mistrzostw USA. Klasyfikację generalną Sno*Drift Rally 2016 wygrał Piotr Fetela z pilotem Dominikiem Jóźwiakiem na 1998 Subaru Impreza STi, wyprzedzając drugiego na mecie Troya Millera o… 0.6 sekundy. Na doskonałym siódmym miejscu ukończyli rajd Arkadiusz Gruszka z Łukaszem Wrońskim na 2014 Mitsubishi Mirage RS.

– Jechałem do Michigan napompowany pozytywną energią – mówi Piotr Fetela. – Wiedziałem, że stać mnie na spektakulare osiągnięcie. Miałem świadomość tego, że to, co robiłem do tej pory, że nie odpuszczałem, że byłem konsekwentny w końcu zaowocuje, spełni moje marzenia, bo nie ukrywam, że wygranie rajdu takim marzeniem właśnie było.

REKLAMA

Niewiele brakowało, by nie wziął udziału w inauguracyjnych eliminacjach. Volkswagen Polo, na którym w tym sezonie będzie się ścigał, nie był jeszcze gotowy. W pewnym momencie zabrakło pieniędzy na niezmiernie kosztowne części. Postanowił jeszcze raz odkurzuć 1998 Subaru Imprezę STI.

– Decyzja została podjęta na kilkanaście dni przed zawodami. Od tego czasu rozpoczął się wyścig z czasem. Nieprzespane noce, karkołomne wyczyny mechaników. Udało się. Ruszyliśmy w drogę z wieloma niewiadomymi, z wiarą osiągnięcia jak najlepszego wyniku, ale bez konkretnych planów, bo takich nie można było robić, nie wiedząc do końca jak spisze się samochód, który w ostatnim sezonie został poddany tak dużym obciążeniom. Nie przypuszczałem, że wygram, a jednak – dodaje najlepszy polonijny rajdowiec.

fot.Tomasz Czupryna
Dla 1998 Subaru Impreza STi był to prawdopodobnie ostatni rajd fot.Tomasz Czupryna

Po pierwszym dniu prowadził Lauchlin O’Sullivan przed Troyem Millerem. Fetela był na trzecim miejscu. O wszystkim miały zadecydować niedzielne odcinki specjalne, których było aż jedenaście.

– Na drugiej pętli nie ustrzegliśmy się kilku błędów, raz cofanie na nawrocie, innym razem obróciło nas. Samochód zgasł na podtrzymaniu turbo, a później nie chciał zapalić. To kosztowało sporo cennego czasu, ale nie marudziliśmy. Trzecie miejsce w „generalce” było całkiem niezłe, a przecież w niedzielę było jedenaście odcinków specjalnych, które mogły klasyfikację przewrócić do góry nogami – mówi z nadzieją brązowy medalista ubiegłorocznych mistrzostw USA.

I przewróciły, chociaż niewiele brakowało, by on sam nie padł ofiarą tego „przewrotu”.

– W pewnym momencie z prawego tylnego amortyzatora wylał się olej. Mechanicy nie mogli sobie z tym poradzić, bo nie było zapasowego. Wtedy myśl o zwycięstwie zaczęła umierać, chcieliśmy tylko dojechać do mety, mając nadzieję, że zdołamy utrzymać trzecie miejsce. I wtedy uśmiechnęło się do nas szczęście, ale przecież ono zawsze sprzyja lepszym. Trzynasty odcinek specjalny okazał się pechowy dla liderującego Lauchlina O’Sullivana. Przeszarżował, wypadł z trasy, wylądował w głębokiej zaspie śnieżnej i zanim go z niej odkopali, byliśmy daleko przed nim. Kolejny „oes” był z kolej niesprzyjający dla Troya Millera. Popełnił poważny błąd, który skutkował utratą prowadzenia. Jednak żeby było sprawiedliwie i po równo, na kolejnym odcinku specjalnym została uszkodzona skrzynia biegów mojego Subaru, co sprawiło, że mogłem korzystać tylko z trzech biegów. Na nawierzchni pokrytej śniegiem, na której od spodu wychodził lód, sprawiający, że przyczepność była praktycznie zerowa, brak czwartego biegu był wyrokiem. Jechaliśmy w ogromnym stresie, wiedząc, że nawet najdrobniejszy błąd może zakończyć się wypadnięciem z trasy. Udało się, nie daliśmy się wyprzedzić, dojechaliśmy do mety szybciej od Millera o zaledwie 0.6 sekundy. Jeszcze nikt w historii rajdów amerykańskich nie zwyciężył różnicą czasu porównywalną do mrugnięcia powieki – podkreśla z satysfakcją.

Zwycięstwem w Michigan Fetela potwierdził, że jego ubiegłoroczne trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej rajdowych mistrzostw USA nie było dziełem przypadku, że wciąż się rozwija, robi postępy, nabiera coraz większej pewności.

– Po każdym odcinku specjalnym jestem bogatszy o kolejne doświadczenie. To wszystko trzeba wyjeździć. Tego nie uczą w książkach, nie wykładają na uniwersytetach. Jestem człowiekiem, który wyciąga wnioski, uczę się na popełnionych błędach, słucham opinii innych, jestem otwarty na rady i sugestie. Mam nadzieję, że wyczerpałem też limit pecha, który w przeszłości lubił mi towarzyszyć. I jeszcze jedno, mam znakomitego pilota. Bez Dominika Jóźwiaka tego rajdu na pewno bym nie wygrał – dodaje zwycięzca Sno*Drift Rally.

Nie tylko pilot miał swój udział w historycznym triumfie Feteli. Nie sposób nie wspomnieć o pozostałych, dzięki którym sukces stał się faktem.

– Rajdy to ekstremalny sport, który praktycznie nie posiada granicy błędu. Na końcowy wynik wpływa kilka kluczowych czynników. Samochód, kierowca i pilot, mechanicy, osoby odpowiedzialne za logistykę i marketing i sponsorzy, bez których nie można ani nic zaplanować, ani ruszyć z miejsca. Dlatego nie sposób nie wspomnieć o mechanikach Wojciechu Burku i Łukaszu Ryszardzie Żołędziu, o firmach-sponsorach: European Doors Inc, B&M Auto Collision Center, Horizon Restoration, Green Apu. To, że teraz mogę dzielić się wrażeniami ze Snow*Drift Rally jest ich wielką zasługą – kończy Piotr Fetela.

Dariusz Cisowski

REKLAMA

2091122672 views

REKLAMA

2091122971 views

REKLAMA

2092919430 views

REKLAMA

2091123252 views

REKLAMA

2091123392 views

REKLAMA

2091123536 views