REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Dziedzictwo PRL

-

(Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

Warszawa  – Kryzysy nie są niczym nowym na polskiej scenie politycznej. Od odzyskania niepodległości w 1989 r. raz po raz wybuchały kryzysy rządowe, koalicyjne, parlamentarne, kryzysy zaufania do różnych instytucji i konstytucyjne.

Polacy przeżywali kryzysy administracji, sądownictwa, służby zdrowia i oświaty oraz związane z demografią, bezrobociem, a w ostatnich latach także z ubytkiem wykwalifikowanych rąk do pracy. Ale żadna kwestia nie wywoływała tylu kryzysów co toksyczna spuścizna po reżimie PRLowskim.

Hasła wywoławcze bywały różne  rozliczenia b. władców PRL, organizatorów stanu wojennego i sprawców poszczególnych zbrodni politycznych. Były teczki, listy ubeckich konfidentów, dekomunizacja, lustracja czy deubekizacja  ale zawsze wstrząsały państwem, pogłębiały podziały i niestety nigdy nie zostały do końca rozwiązane. Także i obecny kryzys dotyczy rozrachunku z komunistyczną przeszłością i ludźmi, którzy ją tworzyli na szkodę narodu polskiego. Tym razem jest to kryzys lustracyjnokonstytucyjny, bo dotyczy zasadniczej sprawy: czy obecnie obowiązująca ustawa lustracyjna jest „konstytucyjna”.

Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem swego prezesa Jerzego Stępnia uznał, że kilkadziesiąt przepisów nowej ustawy lustracyjnej jest sprzecznych z polską konstytucją.

Niekonstytucyjna według orzeczenia TK jest lustracja dziennikarzy i naukowców ze szkół prywatnych (utrzymano lustrację tylko szefów mediów publicznych: Polskiej Agencji Prasowej, Polskiego Radia i Telewizji Polskiej). Lustracji nie mają podlegać doradcy podatkowi, biegli rewidenci, szefowie spółek giełdowych oraz szefowie związków sportowych. Zakwestionowana ustawa lustracyjna obejmowała ok. 400 tys. Polaków, których zobowiązywała do składania oświadczenia lustracyjnego. Polegała ona na stwierdzeniu, że osoba lustrowana była lub nie była współpracownikiem komunistycznych służb specjalnych. Kłamliwe oświadczenie groziło utratą pracy oraz 10letni zakaz pełnienia funkcji publicznej.

Trybunał uznał za niekonstytucyjne lustrowanie ludzi związanych z PRLowską cenzurą oraz urzędem do spraw wyznań. Ponieważ jednostki te nie miały własnych środków represji, nie kwalifikują się zdaniem prezesa Stępnia jako organy bezpieczeństwa PRL. Ale przecież zlecały bezpiece konfiskatę niedozwolonych druków, rozbijanie drukarni czy różne szykany, prowokacje i pobicia, w tym i śmiertelne, nieposłusznych dziennikarzy, drukarzy i księży.
Ale orzeczenie Trybunału nie było prostym obaleniem ustawy lustracyjnej, bo niektóre jej przepisy zostały utrzymane.

Ponadto spośród 11 sędziów, aż dziewięciu miało odrębne zdanie w poszczególnych kwestiach. Jeden z posłów rządzącej Prawa i Sprawiedliwości spowodował wyłączenie dwóch sędziów z Trybunału, gdy doniósł, że są rejestrowani w IPN jako konfidenci bezpieki. Orzeczenie Trybunału mogło się stać obowiązującym prawem dopiero po jego opublikowaniu w Dzienniku Ustaw, a sędzia Stępień i antyPiSowska opozycyja zarzucała rządowi, że celowo opóźnia publikację.

Najgłośniej świętował postkomunistyczny Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jego tuba „Trybuna” na pierwszej stronie dała nagłówek „Masakra IV RP”, ciesząc się, że „sędziowie nie dali się złamać kaczystom”. Dla tej formacji rządy PiS to kaczyzm, a „kaczyzm jest polską odmianą faszyzmu”. „Trybuna” wyjaśniała swoim czytelnikom, że „po takim werdykcie nie da się już lustrować setek tysięcy Polaków w taki sposób, w jaki chcieli to robić PiSowcy. Trybunał zdruzgotał całą PiSowską wizję polityki i państwa, opartą na rozliczeniach”. Politycy postkomunistyczni także zaczęli nawoływać do likwidacji IPN.

Tylko nieznacznie łagodniej skomentowała sprawę „Gazeta Wyborcza”, organ obozu, którego zwolennicy też mają na sumieniu niejeden grzech popełniony w latach PRLu. „Trybunał Konstytucyjny zmasakrował ustawę lustracyjną  pisała GW.  Jej kilkadziesiąt przepisów uznał za niekonstytucyjne. To przeciw nim protestowała polska inteligencja. Przebieg rozprawy potwierdził, że PiS chciał rządzić za pomocą teczek. Trybunał udzielił władzy surowej lekcji praworządności. Pokazał na czym polega różnica między prawem a zemstą, między oczyszczeniem a odwetem. To wielka porażka PiS”.

Nieco inaczej podszedł do orzeczenia na łamach „Rzeczypospolitej” Bronisław Wildstein, bohater opublikowanej przed dwoma laty w internecie listy konfidentów i ofiar bezpieki: „Częściowe uchylenie ustawy lustracyjnej nie jest niespodzianką. Debata w Trybunale Konstytucyjnym, a zwłaszcza stosunek większości jego członków do lustracji, nie pozostawiała w tej mierze żadnych wątpliwości. Obecna sytuacja domaga się nowego rozwiązania prawnego”. Wildstein uważa, że najlepsze byłoby upublicznienie akt IPN, bo byłby to „ozdrowieńczy wstrząs”.

Prezydent Lech Kaczyński skomentował werdykt Trybunału Konstytucyjnego krótko: „Sprawa lustracjia nie jest zamknięta!” Natomiast jego brat bliźniak premier Jarosław Kaczyński uznał, że w tej sytuacji potrzebna nowa ustawa lustracyjna, najlepiej konstytucyjna, której nie mógłby łatwo obalić przyszły rząd, a taką można by uchwalić głosami PiS i Platformy Obywatelskiej. Premier dodał, że lustracja powinna być przeprowadzona w całym zakresie z wyłączeniem spraw osobistych.
Nieoczekiwanej wolty dokonał nagle Adam Michnik, faktyczny przywódca lewicowoliberalnego obozu skupionego wokół „Gazety Wyborczej”, który dotychczas sprzeciwiał się wszelkiej dekomunizacji i lustracji oraz osądzaniu Jaruzelskiego i Kiszczaka . „Nie widzę innego wyjścia  stwierdził  musimy upublicznić teczki, żeby nie żyć we władzy teczek. (…) Trzeba wreszcie ukrócić wszechwładzę tej koszmarnej policji pamięci i szantażu, bo tym przecież jest obecnie kierownictwo IPN”.

Współkoalicjanci PiS  Samoobrona i Liga Polskich Rodzin  też są za odtajnieniem teczek, a Platforma Obywatelska, która prawie we wszystkim różni się z obecnym rządem nawołuje do pełnego otwarcia zasobów IPN. Są różnice co do szczegółów. LPR chce dać każdemu prawo do zaglądania także do cudzych teczek. PiS chce zachować w tajemnicy intymne sprawy prywatne, a Platforma uważa, że i te szczegóły powinny ujrzeć światło dzienne.

Po konsultacji z przedstawicielami wszystkich klubów parlamentarnych z wyjątkiem SLD, który zbojkotował spotkanie, prezydent Kaczyński powiedział, że możliwa jest ustawa o otwarciu akt IPN, która poszłaby dalej niż obecna ustawa lustracyjna, a której nie można by uznać za sprzeczną z konstytucją. Jest to próba ominięcia Trybunału Konstytucyjnego, którego obecny skład z przewodniczącym Stępniem na czele uważany jest przez rząd za stronniczy i antylustracyjny. Wśród liderów partyjnych spotykających się z prezydentem wystąpiła różnica zdań głównie co do tego, czy powinna to być zwykła ustawa czy zmiana konstytucji.

Takiej zmiany można by dokonać, jeżeli koalicję rządzącą poparłaby w głosowaniu opozycyjna Platforma Obywatelska. Jeszcze sprawa lustracji nie została rozwiązana, a PiS już wychodzi z projektem nowej ustawy dekomunizacyjnej. Tym razem dotyczy usunięcia symboli komunizmu z życia publicznego kraju. Jak podkreślił szef klubu Prawa i Sprawiedliwości, Marek Kuchciński, projekt ten ułżatwi „zamknięcie okresu komunizmu i rozliczenie się z niechlubną przeszłością”.

W myśl projektu gloryfikujące komunizm nazwy miejscowości, ulic, placów czy instytucji publicznych usunięte zostaną z przestrzeni publicznej, a ordery, odznaczenia i tytuły honorowe przyznane przez władze reżimowe za zasługi na rzecz komunizmu zostaną unieważnione. Fakt, że wszystko to dzieje się kilkanaście lat po odzyskaniu niepodległości, wynika głównie z grzechu zaniedbania i zaniechania, jaki popełniły władze w pierwszych latach wolności. Wycofanie się z otwarcia archiwów i obalenie rządu Jana Olszewskiego w 1992 r. sprawiło, że ten niedokończony proces miał raz po raz wstrząsać sceną publiczną, a głównymi winowajcami były ówczesne elity polityczne, m.in. Lech Wałęsa i jego szara eminencja Mieczysław Wachowski oraz Aleksander Kwaśniewski, Leszek Moczulski, Tadeusz Mazowiecki i Donald Tusk.

Mimo że w 2000 r. sąd lustracyjny uznał oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy za prawdziwe, a pięć lat później IPN przyznał mu status pokrzywdzonego, nie ucichły pogłoski sugerujące jego niejasną przeszłość. Ostatnio IPN zorganizował w Gdańsku przegląd filmów, które nie doczekały się emisji w ostatnich latach, m.in. „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. W filmie tym Wałęsę jako konfidenta bezpieki o kryptonimie „Bolek” ponownie oskarżają Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Krzysztof Wyszkowski, a także stoczniowcy z jego brygady: Henryk Lenarciak i Henryk Jagielski. Sam Wałęsa krótko skomentował sprawę: „Mali ludzie. Wierzą, że jak mnie zniszczą, to urosną!”
Robert Strybel

REKLAMA

2091054224 views

REKLAMA

2091054523 views

REKLAMA

2092850982 views

REKLAMA

2091054804 views

REKLAMA

2091054950 views

REKLAMA

2091055094 views