REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystyka$1 = 1,80 złotego? - Słaby dolar zmorą polskich eksporterów i polonijnego...

$1 = 1,80 złotego? – Słaby dolar zmorą polskich eksporterów i polonijnego biznesu – Mocny złoty martwi posiadaczy kont dolarowych i emerytów z USA – Obecny stan sprzyja turystom i „zakupowiczom” jadącym do Stanów – Zź

-

Warszawa – Ostatnio kanał telewizyjny TVN poinformował, że kantor na podkatowickim lotnisku w Pyrzowicach płacił 1,80 zł (słownie: złoty i osiemdziesiąt groszy) za dolara amerykańskiego. Chcąc uatrakcyjnić tę informację, redaktor programu przed kamerę dał bacę z Podhala, tak jak to się robi przy prognozowaniu pogody przy użyciu ludowych porzekadeł czy zapewnień w stylu „nawet najstarsi górale nie pamiętają…”.

Na tle tatrzańskiej scenerii telewizyjny góral powiedział mniej więcej tak: „Słysymy, co dulary tok nisko spodojom i ludzie w Hameryce toko bide cierpiom, ze bedziem musieli jim troske nosyk uoscypków i insyk przysmoków wysłoć, co by z głodu nie pomorli”.

Żarty żartami, ale faktem jest, że Podhale i inne części biednej dawnej Galicji przez całe pokolenia wysyłały swoje dzieci za ocean „za chlebem” i na owych „dularach” całe rodziny budowały swoją przyszłość. Dolary nadal płyną, ale ich wartość już nie ta. Trudno przewidzieć, czy incydent pyrzowicki był tylko jednorazowym wybrykiem natury (bo gdzie indziej w kraju za dolara płacono w tym czasie nieco powyżej dwa złote), czy też zwiastuje jakiś dalszy trend.
Dużo się zmieniło od 2000r., kiedy za dolara płacono ponad 4 złote. Już pod koniec 2004 roku (w maju tegoż roku Polska wstąpiła do Unii Europejskiej) wartość dolara po raz pierwszy spadła poniżej 3 złotych. Ostatnio za dolara rodacy otrzymują niewiele ponad 2 złote. Taniejąca waluta amerykańska ma daleko idące skutki zarówno dla Polaków jak i Polonusów.

Już nie bardzo się kalkuluje wyjeżdżać do pracy w Ameryce. Jeszcze nie tak dawno za roczny zarobek w USA, można było pobudować „willę”, jak mawia się w kraju na piętrowy domek jednorodzinny z ogródkiem. Obecnie za rok pracy rodak wracający w dolarami może sobie co najwyżej zafundować lepszy samochód. Przykładowo nad Wisłą za ok. $30 tys. można nabyć najtańsze modele takich nowych aut jak Volkswagen Golf V, Honda Civic, Alfa-Romeo 147 czy Dodge Caliber. Z nieco wyższej półki jest kompaktowe BMW Seria 1 (ok. $42 tys.) i terenówka Jeep Patriot ($51 tys.). Najtańszy nowy samochód to maleńki Chevrolet Spark za $14 tys. Na razie! Bo jeśli dolar dalej stanieje, to wszystkie te ceny przeliczane w zielonych wzrosną.

Można powiedzieć, że podwójnie tracą biznesmeni polonijni importujący z Polski spirytualia, delikatesy, wyroby pamiątkarskie i wszelkie inne towary. Z jednej strony te towary drożeją, co obniża popyt na nie wśród Polonusów. Z drugiej strony chętnych i tak jest mniej, ponieważ zmniejsza się napływ Polaków do USA. Dotyczy to także biur podróży, bo wycieczki do kraju są droższe, więc i chętnych mniej. Aczkolwiek pełne dane będą dostępne dopiero pod koniec roku, ale tak na oko wśród tegorocznych gości zagranicznych nad Wisłą widać nieco mniej niż zwykle Polonusów.

Jednocześnie polscy eksporterzy tracą na drogiej złotówce, bo przy dotychczasowych cenach mniejszy mają dochód za wysyłane do Ameryki towary. Jako pierwszy z brzegu przykład można wskazać specjalizującą się w kryształowych karafkach, flakonach itp. wyrobach hutę szkła Krosno. Obecnie ledwo wychodzi na swoje, a nawet musi do interesu dopłacać. To samo dotyczy eksporterów innych towarów. Mogą wprawdzie podnieść ceny, ale wówczas towar znajdzie mniej amerykańskich nabywców. Można oczywiście przez jakiś czas nawet dokładać do biznesu z własnych rezerw, licząc na zmianę relacji złotówka-dolar, ale jest to ryzykowne podejście.

Inni pokrzywdzeni tanim dolarem i drogą złotówką to drobni ciułacze, którzy trzymają oszczędności na kontach dolarowych w polskich bankach. Oszczędności te oblicza się obecnie na ok. $5 miliardów. Ale tak naprawdę to nikt nie wie, ile jeszcze zielonych Polacy mają poutykanych w różnych schowkach i materacach. Stratę ponoszą także ci, którzy w Polsce otrzymują amerykańskie emerytury i renty z tytułu Social Security.

A Polonusi, którzy z różnych okazji wysyłają dolary do rodzin w kraju, dziś mogą wypaść na skąpców wobec tych, którzy pamiętają dawne, dobre (?) czasy. „Kiedyś stryjek przysyłał nam na imieniny miesięczny zarobek, a teraz?!” Przed upadkiem PRL-u wystarczyło posłać do kraju $30, co stanowiło równowartość przeciętnej miesięcznej pensji. Aby taki gest powtórzyć dziś, trzeba by wysłać ok. $1100.

Sytuację komplikuje fakt, że mamy do czynienia z dwoma zazębiającymi się zjawiskami. Wartość dolara maleje z powodu jednego zestawu przyczyn, a złotówka zwyżkuje z innych, własnych powodów. Do przyczyn słabnięcia dolara należy nagłaśniany kryzys hipoteczny i załamanie się rynku nieruchomości, zbyt wysoka stopa procentowa i deficyt handlowy.

Słaby dolar także powoduje wzrost ceny ropy naftowej, która w maju przekroczyła poziom $120 za baryłkę. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że cena $100 spowoduje istną katastrofę, ale obecnie jej cena zbliża się do $150 za baryłkę. W efekcie Amerykanie kupują mniej nowych samochodów i starają się mniej ich używać przy cenie benzyny ok. $4 za galon. (Nawiasem mówiąc, w Polsce w przeliczeniu benzyna kosztuje prawie $9 za galon i końca tej drożyzny nie widać!)

Mniejsza sprzedaż aut oraz innych wyrobów przemysłowych powoduje zwolnienia grupowe i recesję, która jeszcze bardziej osłabia dolar. Tani dolar natomiast powoduje odpływ kapitału amerykańskiego w dużej mierze do Europy Środkowej, w tym do strefy złotówkowej, a to przyczynia się do dalszej deprecjacji dolara wobec polskiej waluty.

Tu dochodzimy do przyczyn krzepnięcia złotego. Właśnie napływ obcych walut stwarza dużą ich podaż, co obniża wartość każdego towaru. Oprócz inwestycji zagranicznych, w tym sporo kapitału spekulacyjnego, w okresie lat 2007-2012 napływa i napływać będzie do Polski z Unii Europejskiej olbrzymia suma €67 miliardów ($106 miliardów). I, jak na ironię, zarobki wysyłane do kraju z Ameryki także przyczyniają się do tego, że dolar jest mniej wart.

Ale nie wszyscy się martwią słabym dolarem i mocną złotówką. Polacy, którzy zaciągnęli kredyt w dolarach płacą niższe raty dzięki umocnieniu się złotówki. Słaby dolar jest na rękę polskim importerom, bo za te same pieniądze dostają więcej towarów amerykańskich niż dawniej. Ponadto lepiej sytuowani rodacy coraz częściej wybierają się do USA na wycieczki turystyczne, indywidualne wyjazdy czy po prostu na zakupy. Rozeszła się wieść, że z Ameryki można przywieźć tani sprzęt komputerowy, radiowo-telewizyjny i aparaty fotograficzne, a nawet samochody.

Jak mi tłumaczył ostatnio znawca tej dziedziny, w USA można często nabyć za tanie pieniądze mało używany samochód w bardzo dobrym stanie. Za przewóz statkiem w kontenerze płaci się ok. $300 do Hamburga w Niemczech i nieco więcej do Szczecina czy Gdyni. Nawet po opłaceniu 30-procentowego cła, nabywca i tak jest kilka tysięcy dolarów do przodu.

Dokąd to wszystko doprowadzi? Tak naprawdę nikt nie wie. Nie brak uczonych prognoz dyplomowanych analityków i ekspertów, ale można je porównać do prognozy pogody: sprawdzi się albo i nie. Rok temu wielu ekonomistów na świecie mówiło, że dolar już nie może być słabszy. Ktokolwiek by ich wówczas posłuchał i wymieniał złotówki na dolary, bardzo kiepsko by na tym wyszedł. Bo jeszcze przed rokiem za portret Jerzego Waszyngtona trzeba było zapłacić 2,8 zł.

Dodajmy, że słabną także inne waluty, najczęściej spotykane w polskim obiegu. W maju 2004 r., kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, euro (wspólna waluta europejska) kosztowało prawie 5 zł, ale w kolejnych latach systematycznie taniało: 4,1 zł (maj 2005 r.), 3,8 zł (maj 2006 r.), 3,7 zł (maj 2007 r.), a obecnie już tylko 3,21 zł. Kurs naszej waluty wobec euro odzwierciedla stan polskiej gospodarki, która rozwija się szybciej niż gospodarka strefy euro.

Także szacowny funt sterling, który w 2004 r. jak magnes przyciągał Polaków na Wyspy Brytyjskie, gdyż w kraju za £1 płacono 7 zł, dziś jest wart zaledwie 4,06 zł. W branży budowlanej w Londynie zarabia się teraz w przeliczeniu na złotówki ponad 40 procent mniej. Widać już tego pierwsze efekty, bo zmniejsza się liczba przyjeżdżających z Polski poszukiwaczy pracy.

Jeśli chodzi o dolara, pan Piotr Kalisz, główny ekonomista Citibanku Handlowego w Warszawie w maju br. uważał, że niedługo dolar może zacząć odzyskiwać straty. Minęły trzy miesiące, a wartość dolara spadła z 2,20 zł do ok. dwóch złotych. Osobiście byłbym jak najdalszy od udzielania w tej dziedzinie jakichś dobrych rad czy niezawodnych wskazówek, bo wszystko tu jest na wodzie pisane.
Robert Strybel

REKLAMA

2091034566 views

REKLAMA

2091034866 views

REKLAMA

2092831325 views

REKLAMA

2091035147 views

REKLAMA

2091035293 views

REKLAMA

2091035437 views