REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Czarne wdowy

-

W latach dwudziestych XX wieku większość chicagowskich Polaków osiedliła się na północnych obrzeżach środmieścia miasta. Chodzili do kościoła, pracowali, przestrzegali prawa, wpadali do sąsiadów. Życie toczyło się pracowicie i spokojnie, z wyjątkiem rzadkich chwil, gdy rozgrzani gorzałką sąsiedzi pięściami rozwiązywali zastarzałe i nowe spory. Dzieciarnia miała kupę radochy, kobiety miały o czym plotkować.

 

REKLAMA

W babskich pogaduchach uczestniczyła Otylia (Tillie) Gburek. Od pewnego czasu kobieta zaczęła okazywać zagadkowy talent do przepowiadania przyszłości. Zawsze przepowiadała śmierć. Co do dnia przewidziała zgon swoich mężów i niektórych sąsiadów. Nigdy nie myliła się. Z jednym wyjątkiem.

 

Jak na czarną wdowę, złe nawyki Tillie rozwinęły się dość późno. Miała już 49 lat, gdy w 1919 roku wywróżyła śmierć swego pierwszego męża, Johna Mitkiewicza, z którym żyła 29 lat.

 

Kilka tygodni wcześniej zwierzyła się przyjaciółce z proroczego snu. Śniła o znalezieniu ciała Johna w ściśle określonym miejscu i czasie. Rankiem „wyśnionego” dnia John rozchorował się. Wieczorem już nie żył.

 

Widząc, z jaką precyzją Tillie przewidziała śmierć męża, a krótko później skwapliwie pobiegła do kompanii ubezpieczeniowej po czek, przyjaciółka wystraszyła się nieco, lecz milczała.

 

Tillie lubiła mężczyzn. Nie pozostała w żałobie długo. Niespełna dwa miesiące później poślubiła Johna Ruskowskiego. Znów miała proroczy sen. Zwierzyła się sąsiadom z ulicy. Jedni śmieli się, inni pukali w czoło. W dniu „wyśnionym” przez Tillie mąż numer dwa zmarł.

 

Następny był Frank Kupszczyk. W krótkim czasie dwukrotnie znalazł się przed ołtarzem, najpierw na ślubie, potem na własnym pogrzebie. Kupszczyk był zamożnym facetem. Zanim Tillie okrasiła mu zupę arszenikiem, upewniła się, że będzie jedynym benficjentem jego polisy ubezpieczeniowej.

 

Rok później poślubiła Józefa Guszkowskiego. Na pogrzebie czwartego męża odegrała rolę zrozpaczonej żony. Przeklinała swój los i swoje „sny”.

 

Po tylu trafnych „przepowiedniach” w dzielnicy zapanowało przerażenie. Na widok Tillie ludzi przechodzili na drugą stronę ulicy, unikali jej. Nie chcieli znać daty swej śmierci.

 

Mieli powody. Wszyscy słyszeli o wizji straszliwej plagi, jaka miała spaść na rodzinę z sąsiedztwa. I rzeczywiście, w ciągu paru tygodni trójka dzieci sąsiadów zmarła w straszliwych mękach. Nie wiedzieli, że kilka dni przed „przepowiednią” doszło do ostrej awantury między Tillie a rodzicami ofiar.

 

Rodzina Klimków nie ukrywała strachu, gdy ich syn i brat, Anton Klimek, w 1921 roku postanowił poślubić Tillie. „To dobra kobieta. Jestem zdrowym mężczyzną i takim zamierzam pozostać”, odpowiadał na ostrzeżenia rodziców.

 

Zdrowy mężczyzna i nowa pani Klimek sporządzili testament. Jedno pozostawiało drugiemu cały majątek. Zaraz potem w ciągu jednej nocy zdrowy Anton stracił siły. Gdy znalazł się na krawędzi śmierci jego rodzina zrobiła to, czego Tillie zrobić nie zamierzała. W pośpiechu przewieźli Antona do szpitala. Klimek przeżył. Badania wskazały obecność dużej ilości trucizny w organizmie. Szpital zawiadomił policję.

 

Wiedząc, że może dojść do ekshumacji zwłok wszystkich poprzednich mężów, a zatem i sporządzenia aktu oskarżenia o czterokrotne morderstwo, Tillie przyznała się do podtruwania Klimka.

 

Aktorka do ostatniej chwili stojąc przed sądem powiatu Cook w „transie” rytmicznie skandowała, że siły nadprzyrodzone nie pozwolą śmiertelnikom wysłać jej na śmierć. Otillie Gburek została skazana na dożywocie. Zmarła w więzieniu.

 

***

W 1901 roku w Newin-gton w Connecticut Amy i James Archer otworzyli dom spokojnej starości Sister Amy´s Nursing Home for the Elderly. Szybko zdobyli znakomitą reputację, uchodzili za wytwornych opiekunów bogaczy z Nowej Anglii. Chociaż Amy i James nie mieli żadnych kwafilikacji medycznych, to ich dom oferował właściwą terapię i środki krzepiące. Pacjenci byli zadowoleni, czuli się komfortowo.

 

Dom opieki znakomicie prosperował. 6 lat później Archerowie wybudowali nowocześniejszą i lepiej wyposażoną siedzibę w Windsor, pod nazwą Archer Home for the Elderly and Infirm.

 

Prawie od początku, choć powoli i subtelnie, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Pacjenci umierali bez powodu. Zaprzyjaźniony lekarz, Howard King, wydawał akty zgonu. Jako przyczynę śmierci zawsze podawał starość.

 

Kiedy zmarł mąż Amy, zdziecinniały ze starości King również podał naturalne przyczyny śmierci. Amy płakała nad trumną, King pocieszał ją, po czym ta ciągle ładna brunetka udała się po pieniądze z polisy na życie męża.

 

Jak Tillie Gburek, długo nie pozostała we wdowim stanie. W 1913 roku poślubiła bogatego wdowca, Michaela W. Gilligana. Obiecał pomoc w biznesie i dopisał żonę do swego konta bankowego. Nigdy nie dostrzegł nic dziwnego w fakcie, że w miarę zdrowi, czasami bardzo sprawni fizycznie pacjenci, umierali „ze starości”.

 

Powinien był się nad tym zastanowić, bo jego również niespodziewanie dopadła wysoka gorączka i silne bóle po spożyciu „odżywczego” posiłku Amy. I tym razem dr King stwierdził naturalną przyczynę zgonu.

 

Po jakimś czasie krewni zmarłych pacjentów zażądali wyjaśnień. Dlaczego ich rodzice i dziadkowie byli zdrowi, dopóki nie podpisali zgody zezwalającej Amy Archer-Gilligan na wycofanie z ich kont wysokich sum pieniędzy na „osobiste potrzeby” pacjenta. Wśród nich znalazł się Franklin Andrews, Maude Lynch, Alice Gowdy i wielu innych. Łącznie ponad czterdzieści osób.

 

Policja podjęła śledztwo w 1916 roku. W magazynie kliniki znaleziono dużą ilość butelkowanego arszeniku. Amy tłumaczyła, że truciznę potrzebuje na szczury. Policja nie dała się przekonać. Ekshumowano ciało ostatnio zmarłej pacjentki.

 

Sprawdziły się podejrzenia policji. Badania wykazały śmiertelną dawkę arszeniku. Odkopano więcej ciał. Rezultaty badań były identyczne.

 

Po długim burzliwym procesie w Hartford w Connecticut Amy Archer-Gilligan została skazana na dożywotnie więzienie. Zachowanie kobiety za kratkami przekonało władze więzienne, że jest niespełna rozumu. Resztę swoich dni spędziła w stanowym zakładzie dla psychicznie chorych. Zmarła w 1928 roku

 

***

Urodzona w Norwegii w 1859 roku jako Brynhilda Paulsdatter Storseth Belle Gunness przyjechała do Ameryki w 1881 roku. Trzy lata później poślubiła Madsa Sorensena. Wspólnie kupili sklep ze słodyczami.

 

Z czasem spłonął sklep, a wkrótce również dom Sorensenów. Choć plotkowano o podpaleniu, ubezpieczenie wypłaciło odszkodowanie.

 

W 1900 roku Sorensen zmarł na serce. Pierwszy lekarz, który przeprowadził oględziny zwłok, podejrzewał zatrucie strychniną. Rodzina zmarłego oskarżyła Belle o morderstwo. Kobieta jakoś się z tego wymigała i dostała $8,5 tysiąca z polisy ubezpieczeniowej męża.

 

Za te pieniądze kupiła farmę w La Porte w stanie Indiana. Tam przeprowadziła się z dwoma córkami. Krótko po przeprowadzce spłonęła część zabudowań. Belle znów dostała odszkodowanie.

 

W kwietniu 1902 poślubiła Petera Gunnessa. Tydzień po weselu zmarła maleńka córka Petera. On sam przetrwał do grudnia. Zmarł, gdy część rolniczej maszyny „przypadkowo” spadła mu na głowę miażdżąc czaszkę. Z polisy męża na życie dostała $3 tysiące.

 

W 1906 roku zaczęła ogłaszać się w gazetach z Midwestu. Poszukiwała dobrze ustawionego gentlemana celem połączenia fortun.

 

Pierwszy odpowiedział John Moo z Minnesoty. Przyjechał z tysiącem dolarów w kieszeni. Po tygodniu zaginął bez wieści. Drugi, George Anderson, obudził się pewnej nocy i zobaczył nad sobą straszliwie wykrzywioną twarz Belle. Zgarnął swoje rzeczy i wybiegł z domu. Nigdy się tam więcej nie pokazał. Był jedynym zalotnikiem, któremu udało się zbiec z farmy w La Porte.

 

Potem zaginął Ole Bud-bsurg, widziany po raz ostatni, gdy wyciągnął dużą sumę pieniędzy z banku w La Porte. Andrew Helgelin przepadł po wymianie czeku na $2,900, podobnie jak Thomas Lindboe, zatrudniony przez Belle do pomocy na farmie.

 

Jedynym mężczyzną ciągle obecnym w domu lub zagrodzie Belle był zakochany w niej robotnik Ray Lamphere. Ponieważ był zazdrosny o ciągle nowych zalotników Belle zwolniła go na początku 1908 roku twierdząc, że groził jej zabiciem i spaleniem domu. I rzeczywiście, dom poszedł z dymem. W zgliszczach znaleziono zwłoki trojga dzieci i kobiety bez głowy. Policja podejrzewała, że nie było to ciało Belle, gdyż była wyższa i bardziej korpuletna od ofiary pożaru.

 

Na miejscu znaleziono część dentystycznego mostka. Dentysta potwierdził, że mostek należał do Belle.

 

Zwłoki pochowano pod nazwiskiem Belle Gunness. Tymczasem do La Porte przyjechała siostra Andrew Helgelina. Na jej żądanie policja zaczęła rozkopywać podwórze wokół domu Belle. Znaleziono szczątki ponad 40 mężczyzn i dzieci, w tym Helgelina, zaadoptowanej córki Belle, Jennie Olson, Johna Moo i dwojga niezidentyfikowanych dzieci.

 

Za zamordowanie i podpalenie domu Ray Lamphere został postawiony przed sądem. Uznano go winnym podpalenia. W więzieniu, tuż przed śmiercią, która nastąpiła niecały rok później, wyznał, że Belle żyje. Zwłoki kobiety bez głowy należały do gosposi, którą Belle ubrała w swoją sukienkę i podrzuciła mostek dla zmylenia policji.

 

Według Lamphere´a Belle zamordowała 42 osoby trując je lub waląc w głowę rzeźniczym tasakiem. Następnie ćwiartowała i po kawałku grzebała ciała lub rzucała je świniom na pożarcie.

 

Na swoich zbrodniach Belle Gunness zarobiła $250 tysięcy.

 

W 1931 roku policja zatrzymała w Los Angeles kobietę podającą się za Esther Carlson. Była podejrzana o otrucie mężczyzny. Dwójka świadków twierdziła, że Carlson jest prawdziwą Belle Gunness. Ich zeznania nigdy nie znalazły potwierdzenia, ponieważ Carlson zmarła czekając na proces.

 

Na podst. Archiwum zbrodni – opr. eg

REKLAMA

2090758705 views

REKLAMA

2090759007 views

REKLAMA

2092555471 views

REKLAMA

2090759295 views

REKLAMA

2090759443 views

REKLAMA

2090759589 views