Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 listopada 2024 05:32
Reklama KD Market

20 lat we własnym posłaniu

(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")

Warszawa  - Czy nie graniczy z absurdem możliwość, że przez dwa dziesięciolecia w Pałacu Prezydenckim III RP na Krakowskim Przedmieściu panować będą spadkobiercy tych, którzy własną Ojczyznę zniewolili, kolaborując z sowieckim najeźdźcą a następnie z ustanowionym przezeń marionetkowym państwem zwanym "PRL"? A jednak w tym tygodniu taka perspektywa stała się bardzo realna. Raz jeszcze pokazano bowiem, że w polityce niemal wszystko jest możliwe.

Wstrząsem na scenie politycznym był najnowszy sondaż prezydencki firmy badania opini publicznej Pentor, z którego wynika, że największym poparciem cieszy się postkomunista Włodzimierz Cimoszewicz. Informacja ta była tym bardziej uderzająca, ponieważ obecny marszałek Sejmu nie tylko jeszcze nie ogłosił swojej kandydatury na najwyższy urząd, ale nawet wyraził zamiar wycofania się z polityki w ogóle. Mimo usilnych próśb ekskomunistycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej i wywodzącego się z tego środowiska samego prezydenta Kwaśniewskiego, Cimoszewicz w maju dał do zrozumienia, że pozostanie na swoim stanowisku do końca kadencji, czyli do wrześniowych wyborów parlamentarnych. Potem wróci do swej leśniczówki pod Hajnówką w Puszczy Białowieskiej.

W sondażu Pentora chęć głosowania na Cimoszewicza, gdyby wybory się odbywały obecnie, wyraziło 22,3% respondentów. Z pierwszego miejsca zdetronizowany został zatem prezydent Warszawy Lech Kaczyński, którego poparło 19% indagowanych, a na trzecim miejscu znalazł się znany kardiochirurg prof. Zbigniew Religa (16%). Tuż za nim uplasował się lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk (15%).

W kręgach SLDowskich zapanowała euforia, choć nieco powściągana, ponieważ Cimoszewicz jeszcze nie ogłosił swej kandydatury. Pozostałe partie usiłowały zbagatelizować wyniki. "Pentor jest związany z SLD, więc nie będę tego wyniku komentował"  stwierdził przywódca Ligi Polskich Rodzin Roman Giertych. Religa zapytał: "Niech się pan marszałek (Cimoszewicz) wreszcie zdecyduje, czy kandyduje czy nie". Kandydat na prezydenta Marek Borowski, lider odszczepieńczej Socjaldemokracji Polskiej, która rok temu wystąpiła z SLD, zarzucił Cimoszewiczowi rozbijanie jedności lewicy. Przodujący dotychczas kandydat Kaczyński stwierdził, że kampania się dopiero zaczyna, a sondaże się zmieniają z dnia na dzień.

I pod tym względem miał rację. Następny sondaż, tym razem, przeprowadzony przez poważniejszą od Pentora telewizyjną komórkę badawczą OBOP, dała jeszcze bardziej korzystne dla Cimoszewicza wyniki. Aż 27% zadeklarowało zamiar "oddania na niego głosu, a Religa znalazł się na dalekim drugim miejscu z 19% poparciem. Kaczyński, który jak dotąd był pewny wejścia do drugiej tury a nawet wygrania wyborów, zjednał poparcie jedynie 17% uczestników sondażu. Na dalszych pozycjach znaleźli się Tusk (14%) oraz przywódca Samoobrony Andrzej Lepper (10%).

Fakt, że Cimoszewicz zabrał Borowskiemu aż 7% poparcia (na początku czerwca ten ostatni otrzymał 13% głosów) był do przewidzenia, ponieważ głównym zapleczem obu polityków jest lewica. Najdziwniejszym wynikiem zamieszczenia Cimoszewicza w rankingu OBOP był spadek Kaczyńskiego z 24% poparcia na początku miesiąca do obecnych 17%. Poparcie dla Religi się nie zmieniło (19%), Tusk stracił tylko 1%, za to Lepper spadł z 14% do 10%. Może to sygnalizować odwrót społeczeństwa od skrajności.

Religa i Tusk uchodzą za polityków umiarkowanych, podczas gdy Kaczyński głosi radykalne poglądy obalenia skorumpowanej III RP "okrągłostołowej", a Lepper szermuje populistycznymi hasłami państwowej opieki nad gospodarką i społeczeństwem.

Z powodu nadmiaru w obiegu publicznym tematów rozliczeniowych oraz trudności dokładnego ustalenia, kto był a kto nie był kolaborantem służb specjalnych, społeczeństwo polskie wydaje się przeżywać obecnie pewne zmęczenie lustracją, SBeckimi teczkami itp. sprawami. Od początku roku sceną polityczną wstrząsa internetowa lista kolaborantów Bronisława Wildsteina. Powagę żałoby po PapieżuPolaku zakóciły rewelacje Instytutu Pamięci Narodowej o ojcu Hejmo, a media i politycy prawicowi nadal maglują sprawy teczkowe.
Na to chyba wskazuje sondaż przeprowadzony ostatnio przez Pracownię Badań Społecznych, z którego wynika, że największa grupa respondentów (43%) uważa, że w mediach jest za dużo informacji lustracyjnej, a tylko 21% jest zdania, że ilość tych informacji jest w sam raz. Na pytanie, jaki wpływ na obecne życie publiczne ma ujawnianie dawnych agentów SBeckich, 56% określił go jako negatywny, a tylko 27%, jako pozytywny. Kaczyńskiemu mógł też zaszkodzić ostatni wyrok skazujący go o zniesławienie Mieczysława Wachowskiego, b. współpracownika Lecha Wałęsy.

Korzystne wyniki sondaży, namowy SLD oraz 50 tys. podpisów apelujących o kandydowanie ostatecznie przekonały Cimoszcwicza. "Postanowiłem uczestniczyć w wyborach prezydenckich. Po raz pierwszy w życiu zmieniłem wcześniej podjętą decyzję"  oznajmił Włodzimierz Cimoszewicz, który nie tak dawno stwierdził, że polityką się brzydzi. Wielu obserwatorów uważa zadeklarowany zamian wycofania się z polityki za sprytny kokieteryjny chwyt. Niczym Piłsudski, zdegustowany politykami obrzucającymi się błotem, miał się zaszyć w swej samotni, by triumfalnie wrócić na scenę, gdy naród znalazł się w potrzebie. Cimoszewicz jednak jeszcze nie zdążył się wycofać, a już wrócił do gry.

Choć cieszy się poparciem SLD, Cimoszewicz usiłuje dystansować się od obozu postkomunistycznego. Chce być taką głową państwa jak Kwaśniewski, który zawiesił swoje członkostwo w SLD i okrzyknął się "prezydentem wszystkich Polaków". Trzeba przyznać, że dość sprawnie i sprytnie rozegrał swoje dwie pięcioletnie kadencje, lawirując tak, żeby zbyt wyraźnie nie faworyzować swoich b. postkomunistycznych towarzyszy. Starał się unikać kontrowersji i konfliktów, choć przez cały czas prawica rozpętywała na niego różne nagonki.
Spośród obecnych kandydatów Cimoszewicz jest najbardziej doświadczony politycznie. Był już premierem rządu, ministrem sprawiedliwości (zwalczając korupcję w ramach swojej "akcji czystych rąk"), ministrem spraw zagranicznych, a ostatnio marszałkiem Sejmu. Znany jest za granicą, biegle zna język angielski, ma niezłą aparycję i umie się poruszać w kręgach światowych głów pańsw. Dla polskich wyborców ważnym może się okazać to, że mimo komunistycznych korzeni nigdy nie był zbyt blisko związany z partyjnym aparatem i układami, toteż nie został uwikłany w różne ufery, z którego SLD pod kierownictwem Leszka Millera zasłynął.

Mankamentem może się okazać jego obrażalskość, a wiadomo, że zarówno w czasie kampanii jak i po niej, gdyby wybory wygrał, będzie bezustannie na muszce prawicy. Nawet jeśli na niego samego nie znąjdzie się żadnego haka ojciec Cimoszewicza będzie bardzo wygodnym celem. Po sowieckim najeździe na Polskę w 1939 r. Cimoszewicz senior ochoczo kolaborował z Sowietami, rekwirując płody rolne od polskich chłopów w imieniu "sowieckoj własti". Po wojnie działał w komunistycznych służbach specjalnych i ponoć, ma na sumieniu AKowców i innych przeciwników sowietyzacji.

Kiedy prasa prawicowa ujawniła te sprawy na początku lat 9O., Włodzimierz Cimoszewicz bardzo się zdennerwował i nazwał takie śledztwa dziennikarskie "haniebnym grzebaniem w życiorysach". Czy zdążył się w międzyczasie zahartować? Czy wytrzyma nieustającą pogoń za czarnymi kartami w życiorysie własnym i najbliższych? Już w przeszłości także zarzucano mu m.in. niepolskie, a białoruskie pochodzenie. Nawet jego nazwisko ma postać rusińską (po polsku brzmiałoby Tymoszewicz.

Kaczyński skomentował kandydaturę Cimoszewicza krótko: "Polski wyborca będzie mógł wybrać między PRLem a tradycją Solidarności". Będąca w koalicji z Solidarnością Polska Unia Pracy z kolei apeluje do Borowskiego o wycofanie się z wyborów, co jeszcze bardziej poprawi szanse Cimoszewicza. W sumie dla lewicy takiej czy innej, kandydatura ta jest kwestią życia i śmierci. Tym bardziej, że obie formacje postkomunistyczne SLD i SDPT  mają obecnie poparcie w granicach błędu statystycznego, co oznacza, że żadna z nich może się nie dostać do Sejmu. Gdyby tak się stało, po raz pierwszy od upadku PRLu, w Sejmie nie byłoby żadnego ugrupowania b. komunistów.
Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama