Chicago (Inf. wł., CT, CST) - Władze zaapelowały o ostrożność, po tym jak 15-letni chłopiec poniósł śmierć w rezulatcie porażenia piorunem. Do incydentu doszło w ostatnią niedzielę (26 czerwca 2005 r.) w Roselle na północno-zachodnim przedmieściu Chicago.
Patrick Cooper, uczeń 10 klasy w Lake Park High School został rażony piorunem. Ponadto ciężkie obrażenia, odniósł wujek chłopca, Russ Miller. Rokowania lekarzy w jego przypadku są pomyślne. Rodzina celebrowała w ogrodzie przy domu przyjazd z Florydy dziadka i babci Patricka.
Piorun uderzył w chwili, gdy uczestnicy przyjęcia szli w kierunku domu, widząc nadciągającą burzę.
Był to w metropolii chicagowskiej czwarty przypadek śmiertelnego rażenia piorunem w okresie ostatnich 10 lat i dziesiąty w całym Illinois - oświadczył Jim Allsopp z National Weather Service (Krajowego Instytutu Meteorologiczno-Hydrologicznego).
Do ostatniego śmiertelnego rażenia piorunem w metropolii doszło w 2002 r. w Buffalo Grove. 47-letni trener baseballa poniósł śmierć, gdy sprawdzał stan boiska.
Allsopp podkreślił, że piorun może uderzyć niespodziewanie, bez żadnych znaków ostrzegawczych, zanim jeszcze spadnie pierwsza kropla deszczu. Jego zdaniem niebezpieczne jest to, że wielu ludzi zwleka do ostatniej chwili - np ścinając trawę w ogródku, czy grając na boisku w piłkę - zanim schronią się pod dachem.
Tom Skilling, meteorolog z kanału 9 telewizji WGN, oświaczył, że w ostatnią niedzielę przez Roselle oraz inne północno-zachodnie i zachodnie przedmieścia przeszły małe burze charakterystyczne dla sezonu letniego, którym towarzyszą wyładowania elektryczne, które zwykle nie są poprzedzone żadnymi znakami ostrzegawczymi.
Nierzadko świeci słońce i ludzie nie zdają sobie w ogóle sprawy z niebezpieczeństwa - stwierdził Skilling i dodał, że uderzenie pioruna w małą otwartą przestrzeń też nie jest czymś rzadkim. (ao)
Redakcja
