Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 12:22
Reklama KD Market
Reklama

Maria Pappas: Jestem najbogatszą osobą na świecie (PODCAST ?)

Maria Pappas: Jestem najbogatszą osobą na świecie (PODCAST ?)

Tytuł Człowieka Roku 2021 „Dziennika Związkowego” otrzymała skarbnik powiatu Cook Maria Pappas – przyjaciółka Polonii. Od lat wspiera polsko-amerykańskie instytucje i organizacje. Sympatyczka polskiej kultury, która jest zawsze obecna na polonijnych wydarzeniach i imprezach. O swoim sentymencie do Polonii, modzie, sporcie, gotowaniu, a także recepcie na życie opowiedziała Maria Pappas w rozmowie z Joanną Marszałek.

Joanna Marszałek: W mijającym roku wielokrotnie rozmawialiśmy o podatkach od nieruchomości, płatnościach, zwrotach, zwolnieniach itp. Dziś mamy porozmawiać o Pani samej. Pani przyjaźń z chicagowską Polonią i wyjątkowa aktywność w polskiej społeczności, organizacjach i mediach sprawiły, że „Dziennik Związkowy” ogłosił Panią Człowiekiem Roku 2021. Co znaczy dla Pani ten tytuł?

Maria Pappas: – Oznacza on, że w pewnym sensie polska społeczność czuje, że ją rozumiem. Rozumiem, jak ważne jest dla nich zachowanie ich tożsamości – języka, kultury, muzyki i tańca. Rozumiem, jak ważna jest dla was rodzina, dzieci, Kościół, wasze muzeum – to wszystko jest ze sobą połączone.

Spójrzmy na świat, w którym żyjemy. Większość dzieci, które sprawiają dziś problemy, nie wiedzą, kim są, nie mają tożsamości, nigdzie nie przynależą. W polskiej społeczności dzieci przynależą do rodziny. Czy ktoś kiedyś słyszał, żeby gangi czy narkotyki były chronicznym problemem w polskiej społeczności? Wasze dzieci dorastają ze znajomością drugiego języka, drugiej kultury – innej od tej, w której żyją na co dzień.

I ja to rozumiem, bo też tak dorastałam. Chodziłam do greckiej szkoły siedem dni w tygodniu. Do kościoła – sześć dni w tygodniu.

Czy podobnie jak wiele polonijnych dzieci, nie przepadała Pani za chodzeniem do drugiej szkoły, lecz była poniekąd zmuszana przez swoich rodziców? W końcu Pani rodzice urodzili się już w Stanach Zjednoczonych.

– Gdy ja dorastałam, dzieci nie miały wyboru, czy chcą coś robić czy nie. Nigdy by mi nawet nie przeszło przez głowę, żeby powiedzieć moim rodzicom, że nie chcę iść do greckiej szkoły. Nigdy bym nawet nie śmiała pomyśleć, że jej nie lubię. Amerykańska szkoła się kończyła, dostawałam bilet na autobus, wsiadałam do niego z bratem i koniec. Codziennie po amerykańskiej szkole! Grecka szkoła pod wieloma względami była podobna do waszych polskich szkół: uczyliśmy się piosenek i wierszy na obchody wszystkich greckich świąt. Ludzie zawsze wypytywali, dlaczego nasza Wielkanoc jest inna. Śmiali się z nas, że piekliśmy całe jagnię na rożnie. A tu jedziesz do Polski, a tam się piecze całego prosiaka na rożnie!

Sugeruje Pani, że nasze kultury są podobne? Co mają ze sobą wspólnego Polacy i Grecy?

– Bogactwo kultury, tradycji, historii, języka, muzyki, religii. Wydaje mi się też, że większość Polaków jest konserwatywna. Większość Greków też jest fiskalnie konserwatywna. Obie społeczności stawiają na oszczędzanie i kupno nieruchomości.

Jednak polska społeczność nie jest jedyną, z którą utrzymuje Pani bliski kontakt. Otacza się Pani ludźmi z różnych kultur, mniejszości etnicznych. Inni politycy, nawet pochodzący z rodzin imigranckich, nie robią tego. Dlaczego ta różnorodność jest dla Pani taka ważna?

– Rzeczywiście nikt nigdy nie zwraca uwagi na społeczności etniczne. Nikt! Wczoraj byłam na koncercie ukraińskim. Byłam jedynym politykiem, który się tam pojawił i świetnie się bawił! Było wspaniale – tańce, śpiewy itp. Wracałam do miasta, górale mieli konkurs tańca, zatrzymałam się tam. Wszyscy mówili „cześć Maria!”, wszyscy mnie znali. Nawet jeśli jestem tam tylko pół godziny – to wyraz szacunku. To pokazanie, że ich cenisz, że cenisz to, co jest dla nich ważne. Dlatego ciągle wpadam i wypadam do różnych społeczności.

Jednak tych spotkań z Polonią jest naprawdę dużo.

– Trochę faworyzuję Polonię (śmiech). Najlepsi ludzie w moim biurze to Polacy. Mój główny dyrektor to Polak, mój człowiek ds. zasięgu etnicznego to Polak, właśnie zatrudniam kolejnego Polaka… Oni są po prostu tacy jak ja. Nigdy nie muszę się martwić o polskiego pracownika. Nigdy nie muszę sprawdzać, co on robi – bo oni naprawdę pracują. Zawsze dają z siebie 500 procent. Na polskiego pracownika zawsze można liczyć. A to jest małe biuro – ma tylko 52 pracowników. Niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Je się po prostu czuje. Tak jest ze mną i przebywaniem wśród Polaków.

W wywiadzie udzielonym nam w zeszłym roku powiedziała Pani, że aby dobrze zarządzać życiem zawodowym, trzeba mieć poukładane życie osobiste. Zatem jak wygląda Pani typowy dzień? Jakich codziennych rytuałów nie może w nim zabraknąć?

– Wstaję koło 5-5.30 rano. Ćwiczę przez co najmniej godzinę – czasami na siłowni, a czasami w domu. Uwielbiam moją maszynę Power Plate, na której ćwiczę stabilność i siłę mięśni. Mam też urządzenie do punktów spustowych, którym rozmasowuje się węzły i bolące miejsca. To też dla mnie bardzo ważne. Później z reguły gotuję – robię to rano, aby na wieczór było gotowe. Gotuję codziennie. W tej chwili mam w lodówce boćwinę, zupę pomidorową z ryżem i danie z czarnej fasoli z koperkiem. Dzisiaj będę robić stir fry z suszonymi grzybami, które dostałam od ludzi z Kasia’s Deli.

W ciągu dnia z reguły mam sporo wywiadów lub wystąpień. Dużo podróżuję. Tak naprawdę każdy dzień w pracy jest inny. Nie ma typowego dnia u Marii Pappas. Budzę się rano i pytam siebie, „co mogę dziś dla kogoś zrobić”. Wierzę, że im więcej z siebie dajesz, tym dłużej żyjesz. W ciągu dnia staram się rzeczywiście coś dla kogoś zrobić. A potem staram się zrobić coś dla siebie – coś, czego nigdy wcześniej nie próbowałam. Jak na przykład wczoraj ten ukraiński koncert. Albo odwiedziny u właścicieli małych biznesów. Gdy byłam na świątecznym targu, pozbierałam wizytówki i jeżdżąc po mieście, wstępuję do tych małych biznesów. Facet, który odnawia meble za miastem. Kobieta z Hyde Park, która po śmierci męża otworzyła sklep z owocami morza. Człowiek w Forest Park, który sprzedaje najlepsze cygara w mieście. Gość, który sprowadza kawę z Etiopii. Nikt z tymi drobnymi przedsiębiorcami nie rozmawia. Wchodzę i oni nie wierzą, że mnie widzą.

Wieczory wolę spędzać w domu. Wieczór to czas dla rodziny, czas karmienia. Często zapraszam do siebie ludzi na kolację. Na jutro na szóstą zaprosiłam ludzi z wczorajszego ukraińskiego koncertu. Taka jest właśnie Maria! Nigdy nie wiadomo, kogo pozna i kogo polubi!

Wygląda na to, że prowadzi Pani bardzo interesujące życie.

– Moje życie jest naprawdę bogate, ponieważ sprawiam, że takie jest. Żyjemy dziś w świecie, w którym wszyscy są nieszczęśliwi. Po dwóch latach tego, co mamy, ludzie rozpijają się, uzależniają od tabletek, są przygnębieni. Nie mogę nikomu pomóc, jeśli sama jestem nieszczęśliwa. Więc staram się ignorować wszelkie bzdury wokół mnie. Życie jest tym, co czujesz. Nie można być zbyt logicznym i wszystkiego przewidywać. Dlatego często jestem spontaniczna.

Maria Pappas urodziła się 7 czerwca 1949 r. w Wirginii Zachodniej jako wnuczka greckich imigrantów z Krety. Dorastała w Warwood – niewielkiej miejscowości w pobliżu miasta górniczego Wheeling w Wirginii Zachodniej. W dzieciństwie, oprócz nauki języka greckiego, opanowała grę na wielu instrumentach, grała w orkiestrze i odnosiła sukcesy w zespołach mażoretek. W 1970 r. uzyskała dyplom z socjologii na West Liberty State College w West Liberty w Wirginii Zachodniej, a dwa lata później dyplom z poradnictwa na West Virginia University w Morgantown. Po przeprowadzce do Chicago w 1976 r. zrobiła doktorat z psychologii na Loyola University. Jednocześnie prowadziła ośrodek terapii uzależnień Day One Drug Abuse Center na terenie kompleksu mieszkań socjalnych Altgeld Gardens na południu Chicago. W 1982 r. ukończyła studia prawnicze na Chicago-Kent College of Law przy Illinois Institute of Technology. W 1990 r. Pappas z powodzeniem ubiegała się o urząd komisarza Rady Powiatu Cook. Przez następnych osiem lat reprezentowała w tej Radzie mieszkańców północnych dzielnic oraz północnych przedmieść Chicago. W 1998 r. wygrała wybory na skarbnika powiatu Cook (Cook County Treasurer) – urząd, który sprawuje do dziś. To jej szósta, czteroletnia kadencja na tym stanowisku.


Dziękujemy i gratulujemy Marii Pappas

Na każde swoje kolejne urodziny „Dziennik Związkowy” przyznaje tytuł Człowieka Roku. Obchodzący 15 stycznia swoją już 114. rocznicę powstania „Dziennik Związkowy” wyróżnia tym tytułem osoby wybitne i zasłużone w sposób szczególny dla polsko-amerykańskiej społeczności w aglomeracji chicagowskiej. Zaszczytne wyróżnienie za rok 2021 nasza gazeta przyznała Pani Marii Pappas, skarbnik powiatu Cook (Cook County Treasurer), niezwykłej osobowości, przebojowej i prekursorskiej.

Nasz laureatka wyróżnia się nie tylko licznymi talentami, osiągnięciami i zasługami, ale też wielką przyjaźnią i nieustającym wsparciem dla polonijnej społeczności, o czym mówi w najnowszym wywiadzie dla naszej gazety (czytaj: s. 8, 9 i 10). Podczas tej pasjonującej rozmowy poznaliśmy ją od bardziej intymnej strony – z historią życia, uczuciami, przemyśleniami i filozofią życiową.

Maria Pappas już wcześniej często gościła na naszych łamach naszej gazety, udzielając nam wywiadów osobiście i zdalnie, i przekazując ważne komunikaty o wprowadzonych przez siebie inicjatywach w języku polskim. Zawsze dokładała starań, aby informacje dotarły do polonijnych środowisk, ponieważ – co często podkreślała – w powiecie Cook największa ilość nieruchomości jest w posiadaniu Polaków.

Pod jej przewodnictwem Biuro Skarbnika Powiatu Cook stało się wzorem dla innych samorządów lokalnych w całym kraju pod względem nowoczesności, sprawnego funkcjonowania, przejrzystości działań i dostępności dla mieszkańców. Dzięki  innowacyjnym i śmiałym decyzjom Biuro Skarbnika Powiatu Cook stało się czymś więcej niż typowym urzędem wystawiającym rachunki za podatki od nieruchomości.Biuro Marii Pappas zaczęło pełnić też rolę konsumencką, stojąc na straży praw podatnika i obywatela – co jest bezprecedensowe w skali całego kraju.

Biuro Pappas oferuje programy i informacje w różnych językach – również polskim – na temat dostępnych ulg i zwolnień podatkowych, licytacji nieruchomości z obciążeniami podatkowymi oraz udziału poszczególnych samorządów lokalnych w dystrybucji dochodów uzyskanych z podatków od nieruchomości. Przy każdej okazji Maria Pappas gorąco apeluje, abyśmy doinformowali się w ważnych dla nas wszystkich kwestiach podatkowych i głosowali w wyborach, aby na ważne urzędy nie trafiali politycy, którzy podwyższają fiskusa.

Te sprawy często przewijają się w emocjonalnych, ale równocześnie bardzo rzeczowych przemówieniach Marii Pappas podczas polonijnych uroczystości. I z tym przesłaniem Pani Skarbnik dociera też do innych społeczności i środowisk oraz do mediów amerykańskich i etnicznych, gdzie osobiście zabiera głos, a nie przez rzeczników prasowych.

W decyzjach i działaniach nasza laureatka kieruje się zawsze chęcią pomagania innym i dzielenia się z nimi swoją wiedzą, by ludzie i świat byli lepsi. Oto, co nam powiedziała: „Budzę się rano i pytam siebie: ‘Co mogę dziś dla kogoś zrobić’ (…) Szukam ludzi, których mogę oświecić lub odmienić”.

Dziękujemy Pani Skarbnik Marii Pappas za jej przyjaźń, pomoc i opiekuńczość, gratulujemy wyróżnienia!Thank you and congratulations, Madam Treasurer Maria Pappas!

Alicja OtapRedaktor naczelnaDziennik Związkowy


Proszę opowiedzieć nam o swoim dzieciństwie. Jaka była mała Maria?

– Wychowałam się w restauracji moich rodziców mieszczącej się naprzeciwko jedynego szpitala w naszej niewielkiej, dwutysięcznej miejscowości w Zachodniej Wirginii. Już jako pięciolatka pracowałam za ladą. Rodziny pacjentów, praktykanci z całego świata, ludzie z różnych kultur przychodzili do nas jeść. Sprzedawaliśmy między innymi dania z szybkowaru i dziesięć hot dogów za dolara. Moja praca polegała na rozmowach z klientami. Rozmawiałam z nimi o ich krewnych, którzy często leżeli chorzy w szpitalu. Donosiłam też jedzenie do szpitala. Od zawsze byłam więc w customer service. Cały mój świat kręcił się wokół tej restauracji. Myślałam, że cały świat jest taki, jak ta restauracja.

Jakie wydarzenie z dzieciństwa odegrało największą rolę w Pani dorosłym życiu?

– Miałam może 5 lub 6 lat, gdy zobaczyłam, jak ktoś wyskoczył ze szpitala z szóstego piętra. Pobiegłam do kuchni do mamy i mówię jej, co się stało, a ona na to: „Teraz gotuję”. Pięć minut później przyjechała karetka. Mama mi nie uwierzyła, a ja już jako pięciolatka chciałam przejąć kontrolę nad sytuacją i szukać pomocy.

Inne żywe wspomnienie pochodzi z czasów, gdy ledwo zaczynałam mówić. Wujek zabrał mnie do pięknego kościoła. Pamiętam, że weszliśmy tam, a ja z zapartym tchem powiedziałam do wujka: „Wow, popatrz na to światło!”. I myślę, że to odzwierciedla całe moje życie. Zawsze staram się patrzeć na światło. Zawsze szukam światła w ludziach. Szukam ludzi, których mogę oświecić lub odmienić. Jedyna różnica w porównaniu z czasami młodości jest taka, że teraz pracuję tylko z ludźmi, którzy są na to gotowi. Nie tracę czasu na tych, którzy nie chcą zmiany. Moi pracownicy doskonale o tym wiedzą. Znają mnie już na tyle, że wiedzą które telefony do mnie przełączyć, a którymi nie zawracać mi głowy. Gdy byłam młodsza, chciałam zmieniać ludzi. Nie da się tego zrobić. Oni muszą być na to gotowi.

Budzę się rano i pytam siebie „co mogę dziś dla kogoś zrobić”. Wierzę, że im więcej z siebie dajesz, tym dłużej żyjesz 

Teraz mówi Pani jak psycholog, którym zresztą Pani była, zanim została prawnikiem, a potem przeszła do polityki.

– Codziennie praktykuję psychologię. Gdy przechodziłam do prawa po dziesięciu latach praktyki jako psycholog, myślałam sobie, że gdy będę starsza i dojrzalsza, wrócę do psychologii i będę pomagać ludziom za darmo. I to właśnie teraz robię.

Zostałam psychologiem, bo właściwie już nim byłam. Studia skończyłam w ciągu trzech lat. Bycie psychologiem to trochę jak bycie fryzjerem – trzeba to czuć, nie można się tego do końca nauczyć. Myślę, że dobrze mi idzie na tym urzędzie, bo jestem dobrym psychologiem. W ciągu minuty potrafię ocenić sytuację.

W młodości byłam naprawdę dobrym psychologiem, miałam wielu klientów. Jednak w którymś momencie uznałam, że nie mogę tego dłużej robić, bo jestem za młoda, by absorbować tyle ludzkich problemów.

Moje przejście z psychologii do prawa było serią przypadków i bycia w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.

Byłam już w Chicago i uczyłam na Governors State University, a jednocześnie pracowałam w ośrodku uzależnień w Altgeld Gardens na południu Chicago. Syn współpracownika został aresztowany za narkotyki. Chcieliśmy wydostać go z więzienia. Poznałam całą historię jego rodziny – ten dzieciak w wieku 5 lat był świadkiem śmierci młodszego brata i nigdy nie mógł się po tym pozbierać. Poszłam porozmawiać z sędzią. Gdy mnie wysłuchał, powiedział, że powinnam zostać prawnikiem. Już wcześniej słyszałam podobne sugestie.

Zapisałam się więc na prawo – powiedziałam dziekanowi, że jeśli mnie nie przyjmie, to pożałuje. Nikomu nie mówiłam, że studiuję prawo. Pracowałam jako psycholog, uczyłam, prowadziłam centrum uzależnień, podróżowałam i pomagałam ludziom.

Gdy dostałam licencję prawnika, wielu klientów mojej praktyki psychologicznej chciało, bym prowadziła ich sprawy sądowe. Po dziesięciu latach praktykowania prawa ktoś zasugerował, żeby wystartować w wyborach do rady powiatowej.

Niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Je się po prostu czuje. Tak jest ze mną i przebywaniem wśród Polaków

Brzmi jak prawdziwa historia sukcesu. Ale wróćmy jeszcze do dorastania w greckiej rodzinie w małej miejscowości i przeprowadzki do wielkiego miasta. Jak Pani ją wspomina?

– Dorastanie w rodzinie imigranckiej nie było łatwe, bo byliśmy mniejszością. W naszym miasteczku byliśmy „czarnoskórzy”. Mimo że moi rodzice urodzili się już w Stanach Zjednoczonych, byliśmy inni – nie byliśmy białymi anglosaskimi protestantami, nie należeliśmy do country clubs. Pracowaliśmy w restauracjach i kopalniach.

Mimo to szybko stałam się dobra we wszystkim, co robiłam. Wygrywałam wszystkie konkursy – gry na pianinie, klarnecie, gimnastyki, debaty. Byłam przewodniczącą wszystkich klubów. Ciągle coś organizowałam. Ale nadszedł czas, aby pójść w świat.

Byłam jedyną z rodziny, która kiedykolwiek wyjechała z naszego miasteczka. Gdy przyjechałam do Chicago, byłam dzieciakiem ze wsi. Miałam w kieszeni 500 dolarów, byłam głodna, musiałam płacić za szkołę. Zadzwoniłam więc do brata po pomoc, a on mówi: „ Wracaj do domu”. Nie chciałam wracać. Byłam buntowniczką. Szkoły skończyłam, bo dostałam stypendium i wzięłam pożyczki. Słowo „nie” nigdy nie było dla mnie opcją. Mój wyjazd zawsze był dla wszystkich bardzo trudny.

Była Pani blisko ze swoją rodziną.

– O, tak. Cała czwórka moich dziadków pochodziła z Krety. Byłam bardzo zżyta z dziadkiem, który mieszkał nad restauracją. Jako dziecko często chodziłam do niego, a on sadzał mnie na kolana i czytał Biblię w języku starogreckim. Nie miałam pojęcia, co mówi, ale to było wyjątkowe uczucie. Gdy przyjechałam z Chicago na jego pogrzeb, wchodzę do domu, a babcia krzyczy po grecku, „Umarł przez ciebie, bo wyjechałaś!”. To takie greckie! Chyba też trochę polskie, prawda? (śmiech).

Co Pani myśli o filmie „My Big Fat Greek Wedding”? Czy dobrze reprezentuje mniejszość grecką w Stanach Zjednoczonych?

– Nie cierpię tego filmu. Jest dyskryminujący, poniżający, ujmuje naszej kulturze. Tymczasem to kultura, która dała światu filozofię, największych kompozytorów i muzykę, bogatą tradycję i sztukę. Ze względu na sąsiedztwo gór, morza i wysp – cały świat chce zobaczyć Grecję. Wyszłam z tego filmu. To też Maria Pappas – jeśli rozmawiamy i cię nie lubię, to wstanę i wyjdę.

W poprzednim wywiadzie powiedziała Pani, że jest bogobojna i religijna. Czym się to objawia?

– Tak, bo jeżeli naprawdę wierzysz w Boga, to również wierzysz w siebie. A jestem całkiem pewna siebie (śmiech). W końcu, w tej ostatecznej godzinie jesteśmy sam na sam z Bogiem. Modlę się za ludzi, którzy mają złamane życie, prawdziwe problemy. Mam w domu piękną kolekcję starych ikon sakralnych. Chodzę do różnych kościołów – do czarnych megakościołów, gdzie jest do kilkunastu tysięcy wiernych, pójdę do ukraińskiej cerkwi, do kościoła katolickiego. Mój ulubiony grecki kościół to klasztor w Wisconsin. Tam nikt ci nie przeszkadza. Jeśli idę do greckiego kościoła tutaj, wszyscy mnie atakują. Nie mogę się skupić, pomodlić w spokoju (śmiech).

Zawsze staram się patrzeć na światło. Zawsze szukam światła w ludziach

Dużo Pani podróżuje. Czy ma Pani jakiś ulubiony kierunek?

– Nie, bo nie chodzi o miejsce, chodzi o ludzi. Często jeżdżę do Grecji w celach zawodowych.

A gdzie Pani najlepiej odpoczywa?

– Na tym tapczanie (wskazuje). Nie muszę stąd wychodzić ani nigdzie wyjeżdżać, żeby odpocząć. Jeśli chcesz odnosić sukcesy, cokolwiek robisz, zabierasz pracę ze sobą. Nie ma czegoś takiego jak wyjazd na wypoczynek. Albo odpoczywasz tam, gdzie jesteś, zachowujesz kontrolę i masz głowę na karku, albo jesteś rozsypany. Ale jeśli jesteś rozsypany tutaj, to jak pojedziesz do Grecji czy gdziekolwiek indziej, to tam też będziesz rozsypany.

Swój miesiąc miodowy spędziła Pani w Polsce. Dlaczego, spośród tylu pięknych miejsc na świecie, wybrała Pani właśnie to miejsce?

– Bo nigdy wcześniej tam nie byłam, choć byłam w kilkudziesięciu innych krajach. To był styczeń 1990 roku. Pamiętam widok klęczących, bardzo poruszonych ludzi w kościołach. Potem byłam w Polsce kilkakrotnie – na trzydniowym weselu, w pałacu prezydenckim, gdzie podejmował nas Mariusz Handzlik (podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego – red.), który potem zginął podczas tragedii smoleńskiej. Zawsze żartuję, że gdy przejdę na emeryturę, połowę czasu będę spędzać w Grecji, połowę w Polsce. Pojadę do Tarnowa na kiełbasę (śmiech).

Porozmawiajmy o sporcie. Całe życie była Pani zapaloną sportsmenką – rowerzystką, pływaczką, biegaczką, uprawia Pani jogę. Jaki sport najbardziej Pani lubi i wciąż uprawia w wieku 72 lat?

– Nie mam ulubionego sportu, bo żeby być dobrym sportowcem, trzeba próbować różnych dyscyplin, żeby utrzymać w formie różne części ciała. Nie mówię tego lekko, bo uwielbiałam triathlon, ale bieganie może zabić. To po prostu zbyt dużo dla naszych kolan. W najbliższych miesiącach czeka mnie wymiana obu stanów kolanowych. Mam za sobą sto triathlonów – nie mogę już biegać – załatwiłam kolana. Ale miałam w życiu kilka dobrych biegów! Teraz używam Power Plate, ćwiczę jogę, nieźle pływam.

Czytałam też, że jest Pani uzdolnioną kucharką. Jakie jest Pani popisowe danie?

– Cokolwiek z szybkowaru! W szybkowarze potrafię ugotować wszystko. Ostatnio rozgotowałam do sosu 25 pomidorów z cebulą, bazylią, oregano, odrobiną białego wina. Wkroiłam tam trzy różne rodzaje papryk. Wrzuciłam do tego największe krewetki, jakie udało mi się znaleźć. Podałam to w świątecznych ślicznych miskach, na górę pokruszyłam fetę. Restaurator, którego zaprosiłam do mnie na kolację, nie mógł uwierzyć!

Świat Marii Pappas jest zawsze szczęśliwy. Nie angażuję się w bzdury

Czy to danie miało jakąś nazwę?

– „Maria’s shrimp saganaki”. Ugotowałam to pierwszy raz w życiu z przepisu z głowy.

Pani Skarbnik, wiemy już dużo o Pani, ale nic o Pani mężu. Co może nam Pani o nim powiedzieć?

– Mój mąż jest normalny – bardzo mądry i cichy. Chciałam kogoś normalnego, nie potrzebowałam nikogo przebojowego. A normalnych trudno znaleźć. Mnie się udało. Ludzie nie doceniają mojego męża, bo on jest taki cichy, ale on jest moją skałą. Poznaliśmy się w firmie prawniczej. Jesteśmy małżeństwem od 1989 r. Mam przybraną córkę i wnuczka.

Muszę zapytać o modę. W ostatnich latach na polonijnych imprezach zaskakuje Pani pomysłowością strojów, a w sesji zdjęciowej Dziennika Związkowego” na własne życzenie występuje Pani w swoich słynnych kurtkach. Czy moda zawsze była dla Pani ważna?

– Nie, ale teraz jest. Mam swoją cotygodniową audycję radiową w WVON, gdzie za każdym razem występuję w innej kolorowej kurtce. Wesołe kurtki kupuję w sklepach dziecięcych w największym rozmiarze. Kolczyki – w sklepach z używaną odzieżą lub internecie. Spędziłam trzy godziny, żeby przygotować kurtki i kolczyki do waszej sesji zdjęciowej! Mam przyjaciółkę stylistkę, która pomaga mi ustalić moje kolory i styl. Ale na co dzień zawsze mnie zobaczysz w czarnym V-necku i czarnych spodniach. Już nie muszę się stroić do pracy. Nie chcę przyciągać uwagi, gdy jestem na ulicy. Świat jest szalony – nie chcę żadnych problemów. Ale gdy mam się wystroić, jestem jak szalona dama (śmiech).

Miałyśmy nie rozmawiać o polityce, ale muszę zapytać o Pani plany na przyszłość. Pani kadencja upływa w przyszłym roku.

– Będę znowu startować. Lubię robić to, co robię. Czasami ludzie pytają, dlaczego nie startuję na burmistrza – gdybym została burmistrzem, pewnie nie miałabym czasu chodzić do polskiego muzeum, odwiedzać górali, pomagać ludziom. Moje biuro już nie jest lokalne – wiele krajów je obserwuje i wzoruje się na naszym modelu. Pomagamy innym samorządom stworzyć ich system. Dlatego między innymi utworzyłam tutaj departament, który zajmuje się researchem.

Czy jest jeszcze coś, co chciałaby Pani w życiu osiągnąć? Jakieś marzenie do spełnienia?

– Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale często czuję, że moje życie jeszcze się nie zaczęło. Wszystko, co było do dziś, dopiero się budowało…

Ale gdybym mogła je przeżyć jeszcze raz, to wystartowałabym w olimpiadzie. Nie ma nic lepszego niż uczucie przekraczania linii mety. Nie ma nic lepszego niż zdobycie złotego medalu. I nie ma nic lepszego niż gra w orkiestrze. To podobne uczucie – niczym bycie na haju. W jakiej dyscyplinie bym wystartowała? W jakiejkolwiek, która by mi dała złoty medal (śmiech)!

Zatem czuje się Pani spełniona w życiu.

– A na co, proszę mi powiedzieć, ja mam narzekać? Świat może się walić, ale świat Marii Pappas jest zawsze szczęśliwy. Nie angażuję się w bzdury. Denerwują mnie ludzie, którzy są uprzywilejowani, a ciągle narzekają. Nie mam do nich cierpliwości. Lubię moje życie. Życie jest takie, jakim je widzisz. Musisz sprawić, żeby było dobre, albo takie nie będzie. Życie jest tym, co tworzysz. Jeśli jest złe, to dlatego, że takim je widzisz. Jeśli jest dobre, bo widzisz je dobrym. Znam bardzo wielu miliarderów – ale to ja jestem od nich bogatsza. Jestem najbogatszą osobą na świecie.

Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: Peter Serocki

Gdy mam się wystroić, jestem jak szalona dama


mp-9

mp-9

mp-8

mp-8

mp-7

mp-7

mp-6

mp-6

mp-5

mp-5

mp-4

mp-4

mp-3

mp-3


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama