Spirala przemocy
Pomysł był prosty: Zimbardo chciał zrozumieć, jak role społeczne wpływają na zachowanie jednostek. Starannie wyselekcjonowano 24 studentów – młodych, zdrowych psychicznie, bez historii problemów z prawem. Zostali oni losowo podzieleni na dwie grupy: strażników i więźniów. W piwnicy uniwersytetu zbudowano prowizoryczne więzienie, z celami, korytarzami i pokojem nadzorcy. Każdy szczegół miał przywoływać atmosferę prawdziwej instytucji penitencjarnej.
Więźniowie zostali poddani procesowi aresztowania, który rozpoczął się niespodziewanie. Policja lokalna – wynajęta przez Zimbardo – przyjeżdżała do ich domów, zakładała im kajdanki i przewoziła na „posterunek”, gdzie byli fotografowani, pobierano odciski ich palców, a następnie przewożono do więzienia. Tam dostali uniformy z numerami zamiast imion i nałożono na nich obowiązek noszenia czepków przypominających ogolone głowy. Strażnicy natomiast otrzymali mundury, pałki i okulary przeciwsłoneczne, które przydawały im aurę anonimowości.
To wszystko miało na celu jedno: odebranie więźniom ich tożsamości i stworzenie hierarchicznego systemu władzy. I obserwowanie, jak uczestnicy eksperymentu dostosowują się do przypisanych im ról w kontrolowanym środowisku.
Pierwsze godziny eksperymentu minęły spokojne. Więźniowie żartowali, strażnicy wydawali się nieco niepewni swoich ról. Ale już następnego dnia sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Więźniowie zorganizowali bunt, odmawiając wykonywania poleceń i barykadując się w celach. Strażnicy, w poczuciu utraty kontroli, zareagowali z nieoczekiwaną brutalnością. Użyli gaśnic, by wypędzić więźniów z cel, kazali im wykonywać poniżające ćwiczenia fizyczne, a jednego z inicjatorów buntu zamknęli w izolatce.
Każdego dnia presja rosła. Strażnicy stawali się coraz bardziej sadystyczni, wymyślając nowe metody upokorzenia więźniów. Nakazywali im czyszczenie toalet gołymi rękami, kazali spać na zimnej betonowej podłodze i zakazywali im korzystania z podstawowych wygód, takich jak posiłki czy toaleta. Profesor Zimbardo, pełniąc rolę nadzorcy, nie tylko przyglądał się, ale w pewnym sensie zachęcał do eskalacji tego typu zachowania.
Więźniowie zaczęli załamywać się psychicznie. Jeden z nich, oznaczony numerem 8612, już po 36 godzinach poprosił o zakończenie swojego udziału w eksperymencie. Zimbardo i jego współpracownicy początkowo uznali to za próbę manipulacji, co tylko pogłębiło jego poczucie beznadziejności. W końcu, po ostrym ataku histerii, został wypuszczony. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Efekt Lucyfera
Eksperyment pokazał, jak łatwo ludzie mogą przyjąć role oprawców lub ofiar, kiedy znajdą się w odpowiednich warunkach. Strażnicy, którzy na początku byli jedynie studentami, szybko wpasowali się w swoje role i zaczęli nadużywać władzy. Co ciekawe, nie wszyscy strażnicy byli równie brutalni – niektórzy byli wręcz łagodni – ale ci, którzy przejawiali największą skłonność do sadystycznego zachowania, dominowali nad resztą.
Zimbardo nazwał ten mechanizm „efektem Lucyfera” – odniesieniem do biblijnego upadku anioła, który stał się diabłem. Według niego to nie tyle zło tkwi w człowieku, ile sytuacja i okoliczności mogą wydobyć z ludzi ich najciemniejsze strony.
Eksperyment został przerwany po sześciu dniach, a jego zakończenie było możliwe dzięki interwencji Christiny Maslach, młodej psycholożki i partnerki Zimbardo. Po odwiedzeniu „więzienia”, widząc, co się dzieje, była zszokowana. Jej stanowcza postawa skłoniła Zimbardo do natychmiastowego przerwania badania.
Stanfordzki eksperyment więzienny przeszedł do historii jako jeden z najważniejszych – i najbardziej kontrowersyjnych – eksperymentów psychologicznych. Ujawnione mechanizmy znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości, na przykład podczas skandalu związanego z nadużyciami w więzieniu Abu Ghurajb w Iraku. Ale badanie to wywołało również ogromną falę krytyki.
Krytycy twierdzą, że eksperyment był bardziej teatralnym przedstawieniem niż naukowym badaniem. Strażnicy mieli otrzymać instrukcje, by zachowywać się surowo, co podważa tezę, że ich zachowanie wyłoniło się naturalnie. Ponadto podwójna rola Zimbardo jako badacza i uczestnika eksperymentu mogła wpłynąć na obiektywność wyników.
Zarzuty dotyczyły nie tylko metodologii. Eksperyment stanowił również punkt zwrotny w dyskusji nad etyką badań psychologicznych. Cierpienie uczestników – zarówno więźniów, jak i strażników – którzy doświadczali realnej traumy, naruszało zasady świadomej zgody oraz ochrony przed szkodą. Brak odpowiedniego nadzoru nad badaniem skłonił do rewizji naukowych zasad etycznych, co doprowadziło do powstania bardziej rygorystycznych protokołów badawczych, takich jak obowiązkowe komisje etyczne.
Prawda czy manipulacja?
W ostatnich latach ujawniono nowe informacje, które rzucają cień na wiarygodność eksperymentu. Okazało się, że niektóre zachowania były wręcz inscenizowane, a uczestnicy działali zgodnie z oczekiwaniami badaczy, zamiast spontanicznie reagować na sytuację. Pojawia się więc pytanie: czy Zimbardo odkrył prawdę o ludzkiej naturze, czy jedynie zainscenizował psychologiczny dramat, by potwierdzić swoje hipotezy?
Mimo swoich wad stanfordzki eksperyment więzienny pozostaje ważnym punktem odniesienia w kulturze i nauce. Wpłynął na dyskusje dotyczące psychologii autorytetu, zachowania w środowiskach instytucjonalnych oraz moralnych upadków systemów odczłowieczających ludzi. Podobieństwa między eksperymentem a rzeczywistymi wydarzeniami, takimi jak wspomniane już nadużycia w więzieniu Abu Ghurajb, podkreślają trwałą wartość pracy Zimbardo, nawet jeśli jej naukowa rzetelność jest kwestionowana.
Eksperyment nie daje prostych odpowiedzi, ale stawia trudne pytania. Jak daleko możemy się posunąć, gdy dostaniemy władzę? Jak bardzo systemy mogą deformować nasze wartości? Jak cienka jest granica między człowiekiem a bestią?
Monika Pawlak