Jak w każdym domu, tak i w Domu Samotnej Matki okres przedświąteczny jest bardzo pracowity. Prowadząca go od 13 lat na północnym zachodzie Chicago siostra Marta Cichoń krząta się wokół wypieków, ozdób choinkowych, prezentów dla dzieci i dla dobroczyńców. W Domu Samotnej Matki – na przekór tej nazwie – nie ma samotności.
Dwa tygodnie przed świętami siostra Marta Cichoń miała już ciasto na kilka tysięcy ciasteczek, które pieką i dekorują mieszkanki Domu ze swoimi dziećmi. Jak zawsze zaczyna od pierniczków i ciastek francuskich, lecz łącznie w Domu piecze się nawet do dwunastu rodzajów. Każda mieszkanka dostała już swoją choinkę i ozdoby do udekorowania mieszkania. Oprócz tego jest zbiorowa choinka, na którą ozdoby ze styropianowych kul wykonują dzieci. Tradycyjne, znane już Polonii świece, rozprowadzane w chicagowskich biznesach i kościołach na rzecz Domu Samotnej Matki, rozeszły się w tym roku bardzo dobrze – mówi siostra Marta podczas niedawnej wizyty w naszej redakcji.
W Wigilię do wspólnego stołu w Domu Samotnej Matki im. Świętej Rodziny zasiądzie nie tylko sześć mieszkających w nim obecnie mam i 12 dzieci, lecz również byłe wychowanki, w tym te, które nie wyobrażają sobie spędzenia tego szczególnego wieczoru gdziekolwiek indziej. Wigilia odprawiona będzie jak w każdym polskim domu – z opłatkiem, modlitwą, tradycyjnymi daniami i kolędą.
W Boże Narodzenie mieszkanki i siostry wspólnie zjedzą obiad i pokolędują. Niektóre mamy pójdą później z wizytą do znajomych, rzadziej do rodziny. Wiele z nich tego dnia woli pozostać w Domu Samotnej Matki.
– Wiele naszych mieszkanek nie ma z kim spędzić świąt, nie wyniosło z dzieciństwa więzów rodzinnych, a nawet te, które mają tu krewnych, czasami wolą zostać u nas. Zawsze staram się, żeby nasz Dom był naprawdę domem – nie przechowalnią i nie motelem – mówi siostra Marta.
Co w Domu nowego
„Przestań oszukiwać się, że on się zmieni. Przemocowi partnerzy nie zmieniają się tak po prostu. Na początku nie będzie łatwo samej, ale z wiarą i odpowiednią pomocą – na pewno się uda. To najlepsze, co możesz zrobić dla siebie i swoich dzieci” – mówiły nam wiosną bohaterki artykułu „Jak u mamy. Dom Samotnej Matki od 13 lat daje schronienie i pomoc matkom po przejściach”.
Co zmieniło się od naszej ostatniej wizyty w Domu Samotnej Matki? Maria*, jedna z mam, z którą wówczas rozmawialiśmy, jest już na swoim – opowiada siostra Marta. Nie wróciła do męża tyrana. Kończy szkołę, dostała świetną ofertę pracy, wynajęła mieszkanie, umeblowała je (także z pomocą DSM), usamodzielniła się. „Świetnie sobie poradziła” – mówi z dumą o swojej wychowance siostra Marta. Dzieci też dobrze sobie radzą.
Druga bohaterka naszego artykułu, Zofia, która wiosną miała dwumiesięczne dziecko i starszego, 10-letniego syna, też nie mieszka już w Domu, ale z innych powodów. „Niestety musieliśmy się pożegnać” – mówi siostra Marta. Zlekceważyła terapię, w tym tę z trudem załatwioną dla dziecka. Kolejny raz zapiła. Dostała kilka ostrzeżeń, wreszcie musiała opuścić dom. Mimo to siostra Marta nadal jest z nią w kontakcie. Bo – jak mówi – niektórym mamom zajmuje kilka podejść, aby odmienić swoje życie na lepsze.
W Domu Samotnej Matki jest obecnie 6 mam i 12 dzieci. Jedna z nich oczekuje dziecka, ma urodzić się ono w święta. To trudny przypadek – opowiada siostra. Mama z depresją. Niby z normalnego domu, ale po trudnych przejściach, nieprzepracowanej stracie, nierozwiązanych problemach emocjonalnych, bezdomności i życiowych zawirowaniach. Potrafi być nieobliczalna wobec rodziny, ale… słucha siostry Marty. Jedynie w Domu Samotnej Matki dobrze się zachowuje, nie jest agresywna, bierze udział w terapiach – kontynuuje siostra.
Zrodzony z potrzeby
Dom Samotnej Matki zrodził się w 2008 r. z potrzeby, którą zauważyła siostra Marta ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii w polskiej społeczności. Przez lata pracy w biurze parafialnym kościoła św. Jacka zauważyła, że coraz więcej matek przychodziło po pomoc. Pierwszy dom powstał na Jackowie. W 2015 r. udało się kupić nowy, większy dom, który może łącznie pomieścić 12 matek z dziećmi w przytulnych, wygodnych mieszkaniach.
Mamy mogą przebywać w Domu do roku – pobyt można przedłużać co miesiąc, przy wywiązywaniu się z wyznaczonych sobie celów dotyczących siebie, dzieci i pracy. W ich osiągnięciu matki mają zagwarantowaną pomoc terapeutów i psychologów. Dzieci mają zagwarantowaną edukację w szkole katolickiej i polskiej szkole sobotniej. Dzieci również mogą otrzymywać terapię, dzięki umowie ze stanową agencją ds. Rodzin i dzieci (Department of Children and Family Services, DCFS).
Placówka ściśle współpracuje ze Zrzeszeniem Amerykańsko-Polskim, które pomaga w prowadzeniu spraw sądowych, polskim konsulatem oraz adwokatami wolontariuszami. Dzięki szeroko zakrojonej pomocy niektórym mamom udało się uzyskać „zieloną kartę” w ramach wizy dla ofiar przemocy lub zaświadczenie o niesprawności (disability).
Dom Samotnej Matki jest organizacją non-profit i ma status schroniska, co pozwala jego mieszkankom na otrzymywanie różnych form bezpłatnej pomocy. Jednak mieszkania w niczym nie mogą równać się z tymi, które siostra Marta widziała w amerykańskich przytułkach dla samotnych matek. „Jesteśmy jak wycackany polski dom” – mówiła nam wiosną o Domu siostra Marta.
Dom Samotnej Matki może poszczycić się bardzo wysokim wskaźnikiem sukcesu, jeśli chodzi o wyprowadzanie mam po przejściach na prostą. Zdaniem siostry Marty, udaje się to do 60 proc. mieszkanek. Wychowanki kończą szkoły, zdobywają zawody, otwierają firmy i pomagają innym mamom.
To właśnie najbardziej cieszy siostrę Martę, gdy byłe wychowanki pomagają sobie nawzajem. Odzywają się, choć nie tylko w okresie świątecznym i oferują pomoc jedna drugiej. Jest mama, która wyszła na prostą, założyła firmę i teraz chce zatrudnić w niej inne mamy. Inna sprzedawała dom i w pierwszej kolejności zadzwoniła zapytać, czy któraś z dziewczyn nie jest zainteresowana – oferowała korzystne warunki.
– One rozumieją siebie nawzajem, rozumieją problemy samotnych mam. Te, którym się udało i są w stanie zatrudnić inne, dobrze płacą, idą na rękę, gdy trzeba, dają elastyczność godzin. To takie ładne – mówi siostra Marta.
Wielkie serca Polonii
Dom Samotnej Matki nie pobiera żadnych pieniędzy rządowych – utrzymuje się tylko z darowizn Polonii. Siostra Marta ze wzruszeniem wspomina wielkie serca Polonii, które wspierają placówkę za każdym razem, gdy tylko jest taka potrzeba.
Z powodu sytuacji pandemicznej nie odbył się w tym roku piknik Domu Samotnej Matki, z którego utrzymuje się Dom, lecz pomoc przyszła mimo wszystko.
– Firmy i organizacje przekazują darowizny, ludzie dają pieniądze, które wydaliby na pikniku. Dlatego byliśmy w stanie normalnie funkcjonować, nadal opłacać szkołę katolicką dla naszych dzieci, czasami nawet pomóc finansowo mamom, które stawiają pierwsze samodzielne kroki. Ludzie przynoszą dary, górale przywieźli nam paczki na Mikołaja, naprawdę, niczego nam nie brakuje – uśmiecha się siostra Marta.
Skoro nie ma potrzeb materialnych, to czego najbardziej życzyłaby sobie siostra, gdyby mogła prosić o cokolwiek – pytam. Siostra Marta zamyśla się na chwilę.
– Żeby nasze mamy i dzieci mogły gdzieś pojechać na dwa, trzy dni.
Siostra wspomina niedawny, zorganizowany przez lekarzy wyjazd do centrum Chicago na oficjalne zapalenie światełek na miejskiej choince. Pojechali dużą 28-osobową grupą. Dzieci były w siódmym niebie. Trzymały się razem, dbały o siebie nawzajem, dzieliły się otrzymanymi drobnymi prezentami. Większość z nich nigdy nie była w downtown – mówi siostra.
– To było takie fajne. Radość tych dzieci. Ten uśmiech, te oczy i ten entuzjazm! One jeszcze potrafią się cieszyć mimo wszystkich trudności – wspomina siostra.
Pytam jeszcze, czego pragnęłaby w prezencie dla samej siebie. Siostra znów się zamyśla, po czym odpowiada z uśmiechem:
– Ja chyba wszystko mam. Może nawet za dużo – mogłabym trochę oddać.
*Imiona mieszkanek Domu zostały zmienione.
Zdjęcia: Joanna Marszałek, arch. DSM