Doroczną posadę na rzecz reformy imigracyjnej zorganizowała już po raz 16. na ulicach śródmieścia Chicago Archidiecezja Chicagowska. Pod chicagowskim urzędem imigracyjnym w piątek 17 grudnia modlono się za osoby deportowane i o legalizację nieudokumentowanych imigrantów. Modlitwa odbywała się w trzech językach, angielskim, hiszpańskim i polskim, choć niewielu Polaków brało udział w proimigracyjnej modlitewnej demonstracji.
Tradycja posad wywodzi się z krajów latynoskich, zwłaszcza Meksyku i Gwatemali. Na dziewięć dni przed Bożym Narodzeniem grupa wiernych, w tym osoby przebrane za Józefa i Maryję, chodzą od domu do domu z tradycyjnym śpiewem i proszą o schronienie (hiszp. „posada”). Wędrówka symbolizuje tę do Betlejem, opisaną w Biblii i odbytą przez rodziców Jezusa w poszukiwaniu miejsca, gdzie święta rodzina mogłaby zatrzymać się na nocleg. Kolejni gospodarze odmawiają gościny, lecz za trzecim razem ktoś wreszcie wpuszcza przybyszów do środka i zaprasza do wspólnej biesiady.
Chicagowska posada na rzecz reformy imigracyjnej rozpoczęła się w piątek 17 grudnia pod siedzibą urzędu imigracyjnego przy 101 W. Ida B. Wells Dr., gdzie około sto osób zgromadziło się z transparentami nawołującymi do legalizacji osób nieudokumentowanych i cytatami z Biblii nawiązującymi do miłości bliźniego i przyjmowania zbłąkanych wędrowców i przybyszów. Dominującym hasłem, które przewijało się w przemowach oraz na transparentach w języku angielskim i hiszpańskim było „Jak długo?” – jak długo miliony nieudokumentowanych imigrantów czekać będą na reformę prawa imigracyjnego i obiecywaną przez kolejne rządy?
„Tak jak święta rodzina, tak imigranci są bezbronni i w potrzebie schronienia, i ochrony przed chaosem, lecz często odrzucani” – napisała Archidiecezja w komunikacie prasowym.
Procesja ze śpiewem i muzyką gitary, na czele której szli symboliczni Józef i Maryja, przeszła ulicami śródmieścia, zatrzymując się w kilku punktach, gdzie odegrano scenkę odrzucenia poszukujących schronienia przybyszów. Pod więzieniem federalnym Metropolitan mówiono o przestarzałym federalnym prawie imigracyjnym, pod Uniwersytetem DePaul zwrócono uwagę na problemy nieudokumentowanych studentów, trzeci przystanek miał miejsce na Federal Plaza. Za każdym razem przed symbolicznymi Józefem i Maryją – reprezentującymi nieudokumentowanych imigrantów – zamykano drzwi, wreszcie za czwartym razem przyjęci zostali w kościele św. Piotra, gdzie zakończyła się procesja.
„Duch posady wzywa nas, aby być w jedności z obcym i z imigrantem, i by otworzyć serca i umysły, i nie być obojętnym na ich los” – czytamy w oświadczeniu arcybiskupa Chicago kardynała Blase J. Cupicha. „Będziemy kontynuować nasze starania na rzecz wszechstronnej reformy imigracyjnej w celu ochrony godności i życia tych szukających schronienia przed przemocą, biedą, prześladowaniem i uciskiem.”
Wśród uczestników byli członkowie następujących grup: Priests for Justice for Immigrants, Sisters and Brothers of Immigrants oraz przedstawiciele lokalnych parafii, szkół i duszpasterstw ds. imigrantów. Po posadzie odbyła się konferencja prasowa w katedrze Najświętszego Imienia Jezus, gdzie polską grupę reprezentował ks. Marek Smółka, koordynator ds. Polonii w Archidiecezji Chicagowskiej.
Równocześnie z chicagowską posadą i na znak solidarności z innymi imigrantami podobne wydarzenie odbyło się w Nowym Jorku, gdzie procesja zorganizowana przez tamtejszą archidiecezję przeszła ulicami Bronxu.
Potrzeba wśród Polonii?
Mimo że Archidiecezja Chicagowska propagowała wydarzenie wśród polskiej społeczności, a modlitwę różańcową zapowiadano jako trójjęzyczną, Polonia – poza trzyosobową grupą współorganizatorów – nie pojawiła się ani na różańcu pod urzędem imigracyjnym, ani na procesji. Tym faktem rozczarowana jest Małgorzata Tys, koordynatorka polonijnego duszpasterstwa Imigranci Imigrantom działającego przy Archidiecezji Chicagowskiej, która na co dzień pomaga nieudokumentowanym imigrantom w zakresie spraw prawnych, medycznych, żywnościowych i ubezpieczeń.
Zdaniem Tys, mimo spadku liczebności chicagowskiej Polonii w ostatnich latach, nadal spora grupa polskich imigrantów nie ma uregulowanego statusu imigracyjnego. Wśród nich są rodzice, których dzieci zakwalifikowały się do programu DACA, lecz dla nich samych nie ma żadnej możliwości uregulowania statusu imigracyjnego. Kolejna grupa to osoby starsze.
– Ci ludzie przepracowali tu wiele lat, a teraz nie mogą pobierać emerytur, bo takie jest prawo. Do Polski nie mają do kogo wrócić. Często mieszkają w „bejzmentach”, nie mają numeru Social Security, ubezpieczenia zdrowotnego, nie znają dobrze języka angielskiego. Zgłaszają się do nas po pomoc żywnościową, szukają lekarza. I choć w Chicago jest wiele organizacji, które pomagają seniorom w potrzebie, gdy tylko powiedzą oni, że nie mają statusu, to nie mogą tej pomocy uzyskać – mówi Tys.
W ramach polonijnego duszpasterstwa Imigranci Imigrantom od paru lat działa komitet, który z pomocą nielicznych wolontariuszy – polonijnych działaczy, adwokatów i lekarzy organizuje pomoc dla nieudokumentowanych polskich imigrantów. Jednak zdaniem Tys potrzeba, aby do tej pomocy włączały się także organizacje polonijne, a sami zainteresowani zabierali głos, gdy organizowane są wydarzenia na rzecz zmian w prawie imigracyjnym.
– Polonia chce „zielone karty”, ale gdy przychodzi co do czego, walczą za nas inne grupy. Proszę spojrzeć na Latynosów – oni trzymają się razem, zabierają głos, a władze się z nimi liczą – mówi Tys.
Podobnego zdania jest siostra Franciszka Keller z parafii św. Konstancji, która prowadziła modlitwę różańcową po polsku pod urzędem imigracyjnym.
– Trzeba tą sprawę poruszyć. Polonia powinna bardziej angażować się w tego typu spotkania, gdzie walczymy o reformę imigracyjną. Wówczas nie będziemy mieć pretensji, że inne grupy nas wyprzedzają – mówi siostra.
– To taki brak manifestacji wiary wyniesiony z Polski – dodaje franciszkanin ojciec Roman Deyn, który wraz z siostrą i Tys prowadził różaniec po polsku. – Nie chcemy pokazać, że będziemy się modlić na ulicy we wspólnej intencji. Tymczasem wyraźnie jest taka potrzeba.
47-letni Yovanny, który nie chce upubliczniać swojego nazwiska ze względu na brak uregulowanego statusu imigracyjnego, pod urzędem imigracyjnym trzymał transparent z fragmentem ewangelii wg św. Mateusza: „(…) Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”. Na reformę imigracyjną czeka od 1996 roku, kiedy przyjechał z Kolumbii na wizie studenckiej. Przez kilka lat uczył języka hiszpańskiego w chicagowskich szkołach publicznych, aż jeden biurokratyczny błąd imigracyjny sprawił, że stał się nieudokumentowany. Były nauczyciel z dyplomem w zakresie nauk społecznych dziś pracuje na budowie. Jego jedyną nadzieją jest reforma imigracyjna.
–Politycy muszą wreszcie zrozumieć, że tu nie chodzi o prawą czy lewą stronę sceny politycznej. Tu chodzi o przyzwoitych ludzi, którzy ciężko pracują, którzy chcą przyczynić się do dobrobytu tego kraju, którzy chcą osiągnąć swój American Dream. Ale jak można osiągnąć American Dream, kiedy jesteś tu nielegalnie, kiedy nie możesz swobodnie się poruszać, kiedy żyjesz w ciągłym strachu przed deportacją? Dość już tego. Trzeba wreszcie coś z tym zrobić – apeluje Kolumbijczyk.
Tekst i zdjęcia: